środa, 27 września 2017

Karo - CD. Historii Si

      Doprawdy, gdzie chowa się takich idiotów? — pomyślałam, gdy tylko usłyszałam długi, dość wyrazisty krzyk. Nie musiałam się zastanawiać, aby wiedzieć, co się wydarzyło. Ten palant ciągle tylko coś kombinuje. Westchnęłam ciężko, podejmując ponowną próbę wybicia przed siebie. Drobna postawa miała takową zaletę, że łatwo było się gdzieś przecisnąć.
Początkowo idąc tu, chciałam rozejrzeć się w tłumie. Czy nikt nie dostał ataku paniki? Czy kogoś nie zadeptano? Czasami coś takiego może być przeoczone. Kilka strażników nie zapewni bezpieczeństwa tłumowi, szczególnie, skoro ich zadaniem jest nie przepuszczenie och dalej. Teraz jednak widziałam, że mam coś innego do zrobienia. Powstrzymać tego durnia, zanim zrobi coś głupiego.
Starając się jak najmniej oddychać i rozkładając na boki, dotarłam w końcu do zgiętego w pół mężczyzny, stojącego przed poruszonym tłumem. Krzyk osoby, która w domyśle miała zapewnić ludziom “bezpieczeństwo” w ogóle nie pomógł. Przeciwnie, co poniektórzy zaczęli pokrzyżować coś w panice i popychając ludzi w tłumie, szukać uwolnienia.
— Żyjesz pan? — burknęłam, pochylając się nad strażnikiem. Jego koledzy nie schodzili ze swoich pozycji.
— Ten człowiek… — mruknął. Uśmiechnęłam się słabo pod nosem. “To chodzący kłopot” - dokończyłam w myślach.
— Nic nie zrobi — poklepałam go po ramieniu, dopowiadając sobie “przynajmniej nie na mojej warcie”. Wstałam i nim ktokolwiek zaczął reagować, ruszyłam w ślad za Si szybkim krokiem. Ktoś krzyknął za mną “hej!” nie zwróciłam jednak na to uwagi.
Cieszyłam się w duchu, że zabił mnie wybuch, gdy kłęby dymu zaczęły przypominać mgłę. Kucnęłam, postanawiając przebyć część drogi na czworakach. Długie minuty trwało, nim w oddali dostrzegłam sporą sylwetkę, schodzącą do budynku, z którego ulatniał się dym. Zerwałam się, przyspieszając, aby dogonić mężczyznę. Ten jednak zdążył wejść gdzieś na górę, po schodach. Bez namysłu pobrnęłam za nim.
— Baranie! — zawolałam, nie zareagował jednak, krocząc pewnie — Idioto! — zmusiłam nogi do największej prędkości, na jaką było je stać — Si! — Stanęłam przed nim. W kłębach dymu niełatwo było mi dostrzec zarys jego twarzy. — co Ty wyprawiasz?!


                                              Si?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz