czwartek, 21 września 2017

Shirley - CD. Historii Limbo

Wesoło zatupałam podeszwami butów o płytki, gdy kelner - elegancki brunet, na oko dwudziestoletni - postawił przed nami napoje i talerze z gorącymi naleśnikami. Z rozkoszą pochyliłam się nad kubkiem parującej czekolady, wdychając jej przyjemny aromat, który zawsze zabierał mnie z powrotem myślami do dni wypełnionych ciepłem ogniska rodzinnego.
- No, jedzmy, zanim wystygnie! - energicznie podniosłam srebrny widelec i zanurzyłam sztuciec w cieście. Bita śmietana, tracąca szybko swoją pierwotną formę pod wpływem ciepła, spłynęła na talerz, a odrobina dżemu truskawkowego kapnęła na brzeg naczynia. - Smacznego, Limbo!
- Nawzajem - mruknęła cichutko, trącając lekko widelcem swoją porcję.
Z entuzjazmem skosztowałam pierwszego kawałka, czując w ustach rozlewającą się słodycz.
- Tak w ogóle - zagaiłam. - Jaki dżem dostałaś ty? Też truskawkowy czy jakiś inny?
Dziewczyna milczała dłuższą chwilę, po chwili jednak też spróbowała swojego naleśnika.
- Porzeczkowy - oceniła.
- Ooo, mogę spróbować? - nie czekając na odpowiedź dziewczyny, odkroiłam z drugiego końca naleśnika zawiniętego w rurkę kawałek i zjadłam go, uśmiechając się wesoło, czując znajomy, nieco cierpki smak. - Jeśli chcesz, weź też trochę mojego!
- Um... nie trzeba... - mruknęła.
- Oj tam, oj tam, nie lubisz truskawek? - zaśmiałam się i sama położyłam na talerzu Limbo kawałek swojego. - Pamiętam, jak kiedyś z rodzeństwem pojechaliśmy do cioci na wieś i nas zagoniła na pole. Zaraz drugiego dnia ledwo wstaliśmy z łóżek, ale potem już śmigaliśmy i siedzieliśmy głównie tam. Wujek nawet uczył nas prowadzenia traktora... no, bardziej mojego braciszka, Carol'a, chyba z nas wszystkich to najbardziej ogarnięty człek... no, może oprócz May. A co do tych truskawek, to rodzinka ich miała strasznie dużo, mówię ci, jak zbieraliśmy, to myślałam, że nigdy do końca nie dobrniemy, co to jeszcze z pieleniem ich było... na początku wyrywałam przy okazji co drugi krzak. A potem jeszcze doszły stogi siana i w ich cieniu przesiadywałam większość dnia. Kocham ich zapach, te wiejskie, sielankowe krajobrazy, pola i lasy aż po horyzont, czyste niebo... człowiek nie ma wtedy takiego wrażenia, że jest przez wszystko osaczony: miasto, pracę, nowoczesność. Chciałabym kiedyś tam wrócić... wiesz, zawsze snułam sobie plany, co będę robić, jak skończę osiemdziesiątkę. Chciałam bawić wnuki i być taką dziarską staruszką, pełną werwy. I tak sobie teraz myślę, że z tym ciałem będę naprawdę żywiołowa w wieku choćby i stu lat, co nie? - zaśmiałam się, wymachując widelcem niczym szabelką.
Wzięłam głęboki oddech, a po chwili ujęłam w obie dłonie ciepły kubek, upijając duży łyk czekolady. Kropelka spadła na blat stolika, wzięłam zatem serwetkę i szybko starłam płyn.
Po skończonym posiłku wzięłam długi, głęboki oddech i odchyliłam się na krześle, klepiąc lekko dłońmi o pełny brzuch.
- Też skończyłaś? - zapytałam, zerkając na Limbo. Zaraz też dostrzegłam, że na jej talerzu zostało jeszcze ponad pół naleśnika. - Nie smakuje ci?
- Nie o to chodzi - mruknęła.
- Rozumiem. Cóż, nie ma pośpiechu, nas czas w końcu nie goni, prawda? - westchnęłam ciężko. - Chociaż czasem dość trudno się przestawić, czasem mam wrażenie, że pośpiech to nieodłączna część ludzkiej duszy. Ciekawe, czy jeśli po śmierci człowiek załatwi wszystkie swoje sprawy i nie zostanie Wędrowcem, czy nadal mu on towarzyszy? Myślę, że nam wciąż jest jednak bliżej do żywych.
Równocześnie zauważyłam, że dziewczyna skończyła już swoją porcję. Akurat obok naszego stolika przechodził kelner, po prosiłam go zatem o rachunek, który też zaraz uregulowałam. Wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie powitał nas zbłąkany promyk słońca: chmury powoli zaczynały się przerzedzać, odsłaniając przyjemny błękit nieba.
- A byłam pewna, że taka pogoda się jeszcze długo ostanie - mruknęłam, patrząc w górę. - Ale to tylko lepiej, bo skoro nie będzie padać, sporo się będzie dziać na zewnątrz! Lubisz zmoże filmy?

                                                                                     Limbo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz