czwartek, 21 września 2017

Si - CD. Historii Karo

     Powstrzymując pełne irytacji westchnienie Si szybkim krokiem dociera pod okno, z którego spadła jego własność. Nie tyle spadła, a zsunęła się z parapetu. Nie zwalniając marszu pochyla swą rosłą sylwetkę i koniuszkami palców chwyta czarny, miękki owal i rozciągając materiał natychmiast zawiązuje go na zebranych w ogon czarnych kosmykach. Tym razem gumka mocno zaciska się na włosach, ciasno trzymając je tuż przy karku mężczyzny.
      Si jest przekonany, że wielkie kłęby dymu kryją za sobą coś absorbującego i rzecz jasna wyjątkowo destrukcyjnego. Jego stopy prowadzą go pomiędzy płotkiem hotelu a pobliską kamieniczką. Betonowa, brudna dróżka szybko rozszerza się i następnie prowadzi do ogromnego zbiegowiska, które kłębi się już w promieniu kilkunastu metrów od ośrodka, choć przecież dystans dzielący The Huntera od elektrowni jest znacznie większy.
Do nozdrzy czarnowłosego dociera silny, dławiący i ostry swąd dymu, który unosi się kilka ulic dalej. Oczywiście zgromadzeni tu, szarzy ludzie nie mają prawa odczuwać zapachu tak intensywnie jak Si, który niemalże jest w stanie posmakować tej gorzkiej woni.
Prąc wciąż przed siebie, nie zważając na stukot podeszwy jego ciężkich butów, chemik wysuwa koniuszek języka.
Niesłychanie wrażliwy organ dotyka skażonego powietrza, a setki receptorów momentalnie rozpoczynają dziką manifestację. Podniebienie szczypie, cały język zdaje się być spieczony, a kąsający i palący smak wgryza mu się w przełyk.
Si od wczesnej młodości... ba! Od dzieciństwa obcuje z ogniem, dymem i popiołem, ale ten smak poczuł po raz pierwszy. Odkąd zmysły węża połączyły się z ludzkim ciałem, chemik potrafił bezbłędnie oceniać pogodę, stan powietrza i porę dnia z pomocą samego języka, którego kubki smakowe reagowały na każdą, nawet najdrobniejszą zmianę w atmosferze. Mężczyzna nie musiał zbytnio nadwyrężać swego intelektu aby dojść do wniosku, że pożar ten musi mieć bardzo osobliwe źródło. Dym nie smakuje naturalnie, nie czuć w nim także żadnego ze znanych mu łatwopalnych składników. Skoro to także nie podpalenie, to czymże jest ta wielka awaria?Nie może się powstrzymać. Pożar jest zbyt absorbujący aby mógł to sobie odpuścić. Nim cokolwiek zdąży się wydarzyć, Si dostanie się do budynku i samodzielnie wypada przyczynę zapłonu, jego chaotyczny umysł natychmiast zaakceptował ten plan.
       Znane mu z przeszłości uczucie podniecenia, a także wyraźnie wisząca w powietrzu adrenalina pobudzają Si do tego stopnia, że zupełnie nie zauważa on iż zaledwie kilka kroków za nim, z hardą miną w kierunku tłumu maszeruje także Karo. Gdy tylko złote oczy obejmują jej postać chemik momentalnie wrasta w ziemię i zastępuje drogę kobiecie.
Ściąga brwi i zaciska usta w wąską linię, nie chcąc aby Krasnal po raz kolejny wszedł mu w drogę.
- Gdzie cię niesie? - pyta gniewnie, ale dziewczyna nie wydaję się być zbyt przejęta jego tonem. Zadziera nos ku górze i odpowiada mu odważnym, bystrym spojrzeniem.
- Zobaczyć co się stało. Zresztą, to ty wyrwałeś się jak Filip z konopi. - Karo omija go i występuje na przód, ale wężooki łapie ją za łokieć i zrównuje ze sobą.
Co prawda nie zrozumiał sensu przysłowia jakim uraczyła go czarnowłosa, ale nie pozwoli by dziewczyna dopięła swego.
- Ta? Trzymaj się na uboczu i nie zapomnij wyciągnąć kamery. - Si celowo ją podpuszcza. Doskonale zdaje sobie sprawę, iż kobieta wcale nie zamierzała być postronnym obserwatorem.
Karo prycha donośnie, na jej twarz wstępuje wyraz oburzenia, a ona sama wyrywa się z uścisku chemika.
- Powaliło cię?! Nie zamierzam niczego nagrywać! - po tych słowach zrywa się do biegu i w ciągu raptem kilku sekund pokonuje niebywałą odległość.
Si zaciska mocniej zęby. Co za uparty dzieciak! Jego duma i ego nie pozwalają mu dopuścić kobiety w miejsce zajścia.
Poza tym wydaje mu się, że gdy tylko Karo dowie się co chłopak zamierza zrobić, będzie starała się go powstrzymać, a może nawet skupi uwagę zebranych ludzi i dojdzie do większego zamieszania.
- Nawet sobie nie myśl, że ci się uda. - warczy cicho, po czym puszcza się sprintem za uciekinierką.
      Silne nogi zapewniają mu mocne wybicie, a dobra kondycja i ogólnie zachowana sprawność czynią go dobrym biegaczem, toteż nim czarnowłosa wpada w tłum gapiów, Si w kilku susach pokonuje dzielący ich dystans, po czym oburącz chwyta kobietę za barki. Okręca ją wokół siebie, tym samym zwracając się twarzą ku tłumowi. Na zaledwie ułamek sekundy spojrzenie opalizujących złotem, wężowych oczu, które odbijały w sobie nawet najdrobniejszy promień wydzierającego zza chmur słońca krzyżują się ze wzrokiem padającym spod gęstych, lekko zakręconych rzęs zielonookiej, której źrenice otoczone szmaragdowym okręgiem widziały dużo więcej niż mówiły usta.
- Nie waż się wchodzić mi w drogę. - rzuca Si przez zaciśnięte zęby, a następnie czas przyśpiesza, a puszczona przez chemika Karo uderza plecami w jakiegoś zdezorientowanego mężczyznę, który łapie ją w chwili upadku.
      Zdecydowany, zaabsorbowany i świadom ogromnego niebezpieczeństwa czarnowłosy rozbija się poprzez tłum, taranując i szturchając wszystkich łokciami. Kilka kobiet popiskuje, padają przekleństwa, ale Si brnie przed siebie, widząc pnące się ponad ulicą kominy fabryki. Docierając niemalże na sam przód zbiegowiska, chemik dostrzega kilka wozów strażackich otoczonych przez ubranych w szaro-żółte kombinezony oficerów tegoż zawodu. Zatrzymuje się na moment, a do jego uszu dociera zgiełk w tłumie, co może świadczyć o upartości Karo.
Dym jest coraz gęstszy, a od fabryki dzieli go tylko ulica. Strażacy krążą wokół przejścia na drugą stronę, jednocześnie spychają tłum w głąb chodnika krzycząc w wielkie, dudniące megafony.
- Proszę natychmiast wycofać się z obszaru zagrożenia! Kominy elektrowni grożą zawaleniem! Jeśli runą, cała dzielnica może stanąć w płomieniach! Zalecamy natychmiastowy powrót do domostw i unikanie przebywania  w pomieszczeniach na wyższych piętrach.
     Si podnosi wzrok aby przyjrzeć się dwóm smukłym sylwetkom kominów, które w trakcie upadku niewątpliwie zmiażdżyłyby okoliczne domostwa, zerwały linie telefoniczne oraz zabrały życie nieuważnym gapiom. Jeśli pożar skruszy ich podstawy, te majaczące olbrzymy zwalą się na miasto.
- Niech wszyscy się usuną! Drodzy państwo, należy uciekać! - władze krzyczą i rozsuwają tłum. - Eksplozja generatora energii może grozić rozniesieniem się płomieni na najbliższe przecznice!
Generator energii?, myśli Si i pozwala sobie na nikły uśmiech. A więc ogień został wzniecony przez związki chemiczne o nieznanej mocy i sile rażenia. Nikt nie opanuje takiego ognia.
Nikt, poza samym Si.
       Strażacy szarpią się z tłumem, gdzieś w tle rozlega się pisk syren. Stopy chemika nabierają rozpędu, mężczyzna uderza barkiem w zastawiającego mu drogę mężczyznę, przecina ulicę tuż przed wozami strażackimi i ze złowrogim błyskiem w oczach obiera na cel płonącą fabrykę. Nagle coś zaciska się na jego ramieniu i spowalnia biegnącego Si. Czarnowłosy odwraca się przez ramię aby dostrzec młodego strażaka łapiącego go za rękę.
- Zwariowałeś człowieku? Natychmiast... - nie jest mu jednak dane dokończyć. Wolna dłoń chemika wbija się w przestrzeń między żebrami, czując ciepło na palcach ten zaciska je na wyczuwalnym przez skórę elemencie kości i wlepiając spojrzenie opalizujących, złotych oczu w drżące i zamglone tęczówki przeciwnika, z całej siły zaciska dłoń w pięść.
- Nigdy nie stawaj na drodze człowiekowi dążącemu do osiągnięcia swego celu. - mówi z ciepłym, niemalże serdecznym uśmiechem, ale jego słowa prędko zagłusza krzyk wydobywający się z ust mężczyzny. Chwyt momentalnie słabnie, a Si bez problemu wyrwa rękę.
Oczy wszystkich zebranych zwracają się ku plującemu na boki strażakowi, ale nie mają okazji dostrzec przyczyny jego bólu - zbyt szybki i nieuchwytny jak wąż Si zrywa się do biegu i przenikając wzrokiem czarny, smolisty dym, który wisi w powietrzu biegnie wzdłuż linii niknących budynków, z każdym krokiem będąc coraz bliżej stojących otworem wrót do elektrowni.

                                     Karo? Wybacz za zwłokę 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz