sobota, 19 sierpnia 2017

Shirley - CD. Historii Limbo

      Spojrzałam wesoło na Limbo, biorąc równocześnie głęboki wdech świeżego, ożywczego powietrza - najwyraźniej niedawno padał deszcz, na co wskazywało ponure, burzowe niebo i kałuże na chodniku, błyszczące się w blasku zbłąkanych, rzadkich promieni słońca, którym udało się przedrzeć przez skłębioną, szarą masę ciężkich chmur, wyglądające tak, jakby zaraz miały spaść prosto na ziemię, by zmiażdżyć ją swoim ciężarem.
- No to... wyrywamy na miasto! - obwieściłam entuzjastycznie, nie mogąc powstrzymać kolejnego uśmiechu, który nagle pojawił się na mojej twarzy. - Jesteś nowa w okolicy, tak? Świetnie! Jest więc mnóstwo miejsc, w które mogę cię zabrać!
Równocześnie, nieco uważniej spojrzałam na dziewczynę, korzystając z tego, że wyszłyśmy na światło dzienne. Dostrzegłam też niewielki, czarny ślad na jej twarzy - może zabrudziła się, kiedy wychodziłyśmy.
- Masz naprawdę śliczną buzię - oceniłam, wyciągając dłoń, by zetrzeć palcami węgiel z jej policzka. - Tylko troszkę umorusaną. Proszę, gotowe, możemy lecieć!
- Tak - skinęła leciutko głową i ruszyła za mną, starannie unikając dużej kałuży, jaka pojawiła się na naszej drodze. Prawie cały czas trzymała głowę nisko zwieszoną - jej czarne kosmyki opadały na szyję, zasłaniając twarz dziewczyny.
- Dobra, na pierwszy ogień idzie... - na chwilę zawiesiłam głos, by podjąć jakąś sensowną decyzję. - Hm, niech będzie kawiarnia, bo umieram z głodu! Lubisz naleśniki, prawda? Podają tam świetne, na pewno ci posmakują, jak pierwszy raz tam byłam, to się od razu zakochałam! Szczególnie te ich z dżemem truskawkowym i bitą śmietaną, jakbym do domu wróciła! Mój straszy brat jest świetnym kucharzem i często nam takie robił, najlepsze pod słońcem!
Nostalgiczne myśli zaprowadziły mnie z powrotem do rodzinnego domu - znowu siedziałam w ciepłej i przytulnej kuchni, w której stale roznosił się przyjemny zapach cynamonu - tata, jako wielki amator owej przyprawy, dodawał go wszędzie, gdzie tylko się dało. Przypomniało mi się, jak Carol stał w kwiecistym fartuszku nad skwierczącym olejem na patelni, pilnując, by ciasto się zbytnio nie przypaliło - w takich przypadkach, od razu dostawaliśmy je ja albo Shin, jako wielcy amatorzy spalenizny, którzy często niemal bili się o kolejne porcje. Carol odznaczał się wielkim talentem w dziedzinie gotowania, dlatego po śmierci mamy i odejściu May, to on zajął się kuchnią. Od czasu do czasu pomagałam mu też ja, jako jednak istotka wyjątkowo zapominalska, parę razy o mało nie doprowadziłam do pożaru, a kilka razy o wiele za późno przypomniałam sobie o potrawach, które w najlepsze piekły się w piekarniku lub gotowały w dużym, wymagającym długotrwałego szorowania garnku. Nie zliczę, ile razy już tez wykipiało mi mleko, gdy robiłam sobie kakao. O nie, po jakimś czasie, zarówno Shin, jak i ja, mieliśmy kategoryczny zakaz zbliżania się do kuchenki i innych cudów, a Carol ściśle kontrolował nasze poczynania nawet podczas zagotowywania herbaty czy też smarowania kanapek. I kto tu był nadopiekuńczy! A ta panika w jego oczach, gdy ktoś czasem skaleczył się nożem - w szczególności "jego malutka siostrzyczka". Co ja poradzę na tę różnicę trzydziestu centymetrów między nami?
- O, jesteśmy! - obwieściłam, gdy stanęłyśmy pod drzwiami kawiarenki, z której wydobywały się wyjątkowo zachęcające zapachy. Biorąc pod uwagę dzisiejszą pochmurną pogodę, perspektywa wypicia szklanki gorącej czekolady i zjedzenia naleśnika, wydawała się szczególnie zachęcająca.
- Tutaj? - mruknęła niepewnie Limbo, zerkając przez dużą szybę na licznych gości, jacy zajmowali stoliki.
- Smak wynagrodzi tłum, znajdziemy stolik na odludziu, chodź śmiało! - odparłam wesoło, chwytając dziewczynę za delikatną dłoń.
Weszłyśmy do ciepłego, przytulnego wnętrza i zaraz skierowałam nasze kroki w stronę stolika stojącego nieco na uboczu, za to z widokiem na akwarium, w którym powoli pływały rybki we wszystkich kolorach, lawirując pomiędzy wodorostami, które wiły się w wodzie niczym zielone węże.
Podeszłam jeszcze szybko do miejsca, skąd można było wziąć menu i zabrałam dwie książeczki, siadając zaraz też naprzeciwko Limbo. Wygodnie przeciągnęłam się na mięciutkiej, fioletowej pufie.
- Kocham ten klimat - wymruczałam, wertując menu. - Ja wezmę zapewne to, co zwykle, czyli gorącą czekoladę i dwa naleśniki z dżemem truskawkowym i bitą śmietaną. A ty na co masz ochotę? Zobacz, tu masz dania - przewertowałam kilka stron, wskazując na odpowiednie pozycje - a na samym końcu napoje. Chyba że wolisz jakiś deser typu kawałek ciasta albo lody?

    Limbo? Nic się nie stało, też mi się zdarza takie łapać zwiechy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz