piątek, 25 sierpnia 2017

Karo - CD. Historii Si

Słysząc śmiech Si miałam wrażenie, że zaraz przechyli się w tył i runie jak długi przez otwartą witrynę okna. Nazwijcie mnie ignorantką, ale nigdy nie zrozumiem tego człowieka. Co też było tak wybitnie zabawnego w moim pytaniu, żeby wywołać u niego taką reakcję? Chyba nie jestem w stanie sama sobie na to odpowiedzieć, a wyciąganie odpowiedzi z tego wariata jest opcją, co do której również nie byłabym pewna w kwestii skuteczności. Całkowicie opuściłam swój pokój, zamykając za sobą drzwi, aby finalnie podejść do mężczyzny i oddać mu zgubę.
— Czego rżysz? — warknęłam, gdy już stałam naprzeciw konfrantera od siedmiu boleści. Przeczekałam kolejną chwilę jego horrendalnie denerwującego śmiechu, aby stwierdzić, że jeśli czeka mnie jakaś Kara w piekle, to chyba wyglądałaby właśnie w ten sposób. Czekanie, aż ktoś przestanie się śmiać, potupując nogą, z zamiarem zwyczajnego zwrócenia mu jakiegoś przedmiotu. Katorga.
— Najzwyczajniej w świecie — zaczął, kiedy się uspokoił — śmiech to zdrowie, czy nie?
Spojrzałam na niego badawczo.
Najpierw stoi w oknie, jak jakiś samobójca, potem wybucha śmiechem, a następnie oznajmia, że to zdrowie. No tak, szczególnie, gdy śmiejesz się na pierwszym piętrze z możliwością mocnego upadku, a wiatr dudni Ci w plecy.
— A Ty szczególnie jesteś typem osoby, co się martwi o zdrowie, nieprawdaż? — zapytałam, przekrzywiając głowę. — Zresztą, nie ważne, nie odpowiadaj. Daję Ci to i już mnie tutaj nie… — zamilkłam, z ręką zawieszoną w powietrzu, dopiero teraz dostrzegając kłęby dymu, jakie malowały się za postacią Si.
Zamrugałam kilkakroć, zdezorientowana, aby następnie cofnąć rękę i wdarpać się na parapet, wychylając się, aby spojrzeć w dół. Coś płonęło i nie był to na pewno lichy pożarek. Kłęby dymu były wręcz ogromne, acz nie dobywały się spod budynku.
Czy dochodziły one aż dotąd? Może to jakiś mniejszy sklepik, nieopodal nas, a wiatr przywiał dym tutaj? Ludzie poruszali się szybko, w panice. W dalszym planie dostrzegałam jednak, że co poniektórzy po prostu coś obserwowali, nawet nagrywali. Nie ważne, co by się nie działo, zawsze się znajdzie grupa gapiów, hę? Są jak taki pluskwy, które przyssą się do niedotyczącej ich sytuacji, bez najmniejszego jednak zamiaru pomocy. Może po to właśnie jest nam telewizja? Żeby leniwi obserwatorzy też mogli sobie popatrzeć? Z drugiej strony, tak ja, jak i Si robiliśmy w tym momencie niemalże to samo.
— Nie, żebym się czepiał, ale zabierasz mi punkt widokowy — oznajmił zirytowany Si.
— Oj, zamknij się — mruknęłam, schodząc z parapetu, pozostawiając na nim jedynie gumkę mężczyzny. Szybko zbiegłam w dół, pokonując po dwa schodki na raz, aby następnie wyjść głównym wyjściem. Na twarzy poczułam powiew powietrza. Dopiero teraz usłyszałam, że ktoś wyleciał za mną.
— Zrzuciłaś mi gumkę — stwierdził Si, ruszając w stronę, z której dobiegał się dym — same z tobą problemy…
Prychnęłam tylko, również ruszając w tamtym kierunku.

                                                            Si?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz