czwartek, 29 czerwca 2017

Karo - CD. Historii Si

— Nazywam się Si. I właśnie to odróżnia mnie od reszty ludzi. — Nie mam pojęcia, jak wielka siła musiałaby istnieć, aby powstrzymać mnie przed wydanym, chociaż i tak już przyciszonym parsknięciem śmiechu. Kiedy już jednak wyszło na zewnątrz, opanowałam je niemal od razu.
— Imię oznaczające Krzem nie daje Ci jeszcze nadprogramowych uprawnień do rozporządzania cudzym życiem — odparłam, przybierając najpoważniejszy ton głosu, jaki tylko byłam w stanie. Nie chodziło o to, że nazwa, którą przedstawił się chłopak była śmieszna, co to, to nie. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że coś takiego mogło być dla niego jakimkolwiek argumentem. Nie wierzyłam, że coś takiego może być dla kogokolwiek argumentem.
Jasny gwint, jakie to ma znaczenie, jak się nazywa? Byle Zbyszek, Grażyna czy Krystyna byłaby w stanie wymordować otoczenie, o ile ktoś nie władowałby jej kuli w plecy, lub nie przyiwanił paralizatorem w trakcie. Nic mu to nie dawało.
— Nie rozumiesz — prychnął. Coś w jego głosie było jednak zbyt spokojne. — Jesteś zbyt wielką ignorantką, aby zrozumieć, krasnalu. — Westchnęłam cicho.
— Może masz rację — powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Nie należało to do najłatwiejszych, zważywszy, że był o wiele wyższy, a do tego stał niewyobrażalnie blisko — faktycznie nie jestem w stanie tego zrozumieć. Dla mnie to, co odpierdalasz jest po prostu kurwa chore — odparłam, nie dbając o słownictwo, a następnie robiąc krok w tył — dlatego nie licz na wyrazy wdzięczności z mojej strony. — Widziałam, po wyrazie jego twarzy, że mu się to nie podoba. Jakby namyślał się, czy na pewno zasłużyłam na to jachże opiekuńcze opatrzenie ran. Jakby zastanawiał się, czy nie prowokuję do do drugiej rundy. Może faktycznie to robiłam. Może chętnie pokazałabym mu, że nie tylko on potrafi kogoś zranić. Nie była to wcale zła wizja. O ile oczywiście byłabym w stanie, a głos w głowie nazywany także Molly, podpowiadał mi, że mogłabym nie być, chętnie wytarłabym nim podłogę. Hej, co jak co, ale wraz z Natalie mamy problemy, jeśli chodzi o odkurzanie tego miejsca. Przez chwilę milczeliśmy.
— Jeśli wszystko już mamy wyjaśnione, a Ty spłaciłeś swój cholerny dług moralny, to weź tą swoją gumkę i kulturalnie wyjdź — powiedziałam, rozpuszczając włosy i podając mu przedmiot, a raczej wciskając go w rękę. Drgnął, zirytowany moim dotykiem. Zdążyłam już zauważyć, że za nim nie przepada.
— Nigdzie nie idę bez podziękowań. Przy okazji mogą być też przeprosiny za liczne naruszanie mojej przestrzeni osobistej — wyrzekł te słowa w ten sposób, jakby naturalnie mu się to należało. Najzwyczajniejsza rzecz na świecie, ot co. Nie zamierzałam jednak walczyć z nim w moim domu.
— I kto to mówi? — Parsknęłam wręcz, przypominając sobie, jak posadził mnie na zlewie i bezapelacyjnie zabrał się do wykonywania “swojej” roboty — nie jestem dzieckiem, umiem się zająć skaleczeniami. Skoro jednak masz aż tak nudne życie, aby czekać tutaj niczym na zbawienie, to nie będę Ci w tym przeszkadzać, o ile nie napaskudzisz na dywan. — Wyminęłam go, po czym zapytałam od niechcenia
 — Herbata? Kawa? — miałam nadzieję, że widząc moje podejście do sytuacji po prostu się znudzi. Może nie zauważył, ale ja też należałam do upartych.

                                   Si? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz