poniedziałek, 3 lipca 2017

Silleny - CD. Historii Andrewa

        Ze zmarszczonym czołem pokazałam mu środkowy palec i obciągnęłam nieco sukienkę. Za nim cokolwiek powiedziałam skorzystałam z jego propozycji i wyciągnęłam z paczki jednego papierosa, nim się rozmyślił. Podał mi zapałki, po czym sobie odpaliłam. Zaciągnęłam się, a moje płuca wypełnił dym nikotynowy, dzięki któremu poczułam się spokojniejsza. Powoli wypuściłam dym. Od razu lepiej.
- Zmienię sukienkę, jak ta już nie będzie zdatna do chodzenia. A ty nie musisz się wszędzie gapić – powiedziałam w końcu, po czym ponownie się zaciągnęłam. Odwróciłam głowę w kierunku ulicy, na której to zatrzymałam blaszaną maszynę. Widziałam nawet ślad swoich stóp w zagłębieniu w ulicy, które pozostawiłam. Ludzie biegali w te i we w te, policja szukała sprawców, ofiary był pakowane do karetek, a przechodni gapili sie na to wszystko, jakby znajdowali się w kinie. Brakowało im tylko okularów 3D, popcornu i coli. Potem mogli by się rozsiąść wygodnie i oglądać jak karetki znikają z poszkodowanymi, jak policja przesłuchuje i daremnie próbuje nas znaleźć, a wszystko zakończy się tym, że z drogi nie będzie można korzystać przez jakiś dłuższy okres.
- Jestem facetem, nie gejem – stwierdził oglądając to samo co ja.
- Wybacz, pomyliłam się – powiedziałam sarkastycznie z udawanym uśmieszkiem. Wypuściłam dym, który ulotnił się w kierunku nieba. Nastała cisza przerywana gwizdaniem wiatru. Miałam szczęście pamiętając drogę do tego miejsca. Natrafiłam na nie tydzień temu i przez przypadek. Cud, że teraz pamiętałam drogę, chociaż przez połowę nawet nie wiedziałam gdzie pędzę. Cudne miejsce z którego wszystko widać, a z którego nie zostaniesz zauważonym. Idealne do cichego zabójstwa. Ponownie zajrzałam na ulicę.
Karetki znikały, tak samo wozy policyjne, oraz ludzie, którym "znudził się film", albo stwierdzili, że jest on zakończony.
- Po co to zrobiłaś? - usłyszałam pytanie od strony chłopaka. Oderwał mnie od myśli, spojrzałam w jego kierunku porządnie zaciągając się papierosem.
- Co? - udałam, że nie rozumiem. Na co mam mu się tłumaczyć? Kim on w ogóle był? Zwykłym przechodniem, Wędrowcem takim ja jak, niczym więcej. Nie miał nic wspólnego z moją zemstą.
- Nie udawaj głupiej – uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Dobrze mi to wychodzi – ponownie się zaciągnęłam, a kiedy dym wypełnił moje płuca odechciało mi się jakichkolwiek kłótni czy nawet droczenia się. Byłam zmęczona, miałam ochotę pójść spać, położyć się na bardzo długo, chociaż na dwa dni. Potem wstać i od nowa zacząć szukać poszlak, ponieważ wcześniejsze chyba wprowadzały mnie w błąd.
      A może dam sobie spokój? Nie. Zdecydowanie nie. Skoro żyje w takim ciele jako duch, to znaczy, że muszę to zrobić. - Chciałam sprawdzić, czy to nie był mój brat – wypuściłam dym. - Ale miał inne uszy – dodałam. Andrew skinął głową i w ciszy zaspokajał swój głód papierosowy, ja tak samo.
Ulica ucichła.
Karetki odjechały z policją, zepsute samochody zniknęły, poszkodowani zostali odwiezieni do szpitala, a przechodnie postanowili omijać ten teren na dzień dzisiejszy. Jedyna pozostałość po tym, co miało tu miejsce pół godziny temu, to tylko dziury w ulicy, pozostawione przez małe stopy w nowym czerwonym bucikach. Spojrzałam na swoje nogi, a potem na chłopaka. W milczeniu siedzieliśmy tak długi czas, spalając po dwa papierosy. Dopiero teraz wstałam i się lekko wychyliłam.
- Myślisz, że będą nas szukać? - odezwałam się zaglądając na sam dół i zastanawiając się jak stąd zejść. Zeskoczyć, złapać się jakoś drabinki i pójść jakby nigdy nic.
- Chyba ciebie – zauważył także wstając. Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku owej drabinki.
- Ty też tam byłeś, więc i ciebie – stanęłam przy krawędzi i ponownie sie wychyliłam. Andrew przeszedł obok mnie i wskoczył na metalową drabinkę, zjechał po niej niczym strażak na swej rurze i stanął twardo na ziemi. - Zejdziesz sama, czy złapać cię, jak kobietę wyskakującą przez okno? - zapytał. Zmarszczyłam brwi, ale w sumie to było by szybsze. Tym bardziej, że i tak bym musiała zeskoczyć, kiedy znalazłabym się na końcu metalu.
- Łap mnie – zarządziłam. - Ale jak spadnę na beton, podobne dziury z ulicy zrobię w twojej dupie – warknęłam lekko zginając nogi. Chłopak wyciągał rękę, aby mi pokazać, że nie muszę się wahać. Skoczyłam odbijając się od betonu i lekko lądując w jego ramionach (okropnie to brzmi...).
- Było aż ak strasznie? - zadrwił, a ja wyślizgnęłam się z jego rąk i stanęła na ziemi. Mocno zadarłam głowę do góry.
- Jesteś lekka jak dziecko.
- Nie porównuj mnie do tych małych potworków – fuknęłam, co wywołało śmiech u niego.
- Nie lubisz dzieci? - powiedział z przesadnym smutkiem.
- Takich idiotów jak ty także – gdybym sięgnęła, walnęła bym mu pstryczek w nos, ale tylko mogłam się odwrócić i wyjrzeć na ulicę. Ludzie, nikogo podejrzanego. Żadnych policjantów, FBI, czy kogokolwiek innego, kto mógłby nam zagrażać. Chyba, że gdy tylko wyjdziemy na ulicę, przechodnie zamienią się w seryjnych morderców.
- Może trochę wdzięczności? Podsadziłem się na dach i pomogłem stamtąd zejść – wyszedł z ukrycia, a ja za nim. Miałam ochotę na długi sen.
- Raczej rzuciłeś mnie na dach, a potem tylko złapałeś – poprawiłam go.
- Ale nie bolało – bronił się.
- Prawda. Ale i tak wiesz, że jestem ci wdzięczna – poklepałabym go po plecach, ale szłam z przodu. - Ale nigdy w życiu nie powiem ci "ładnego" słówka – dorzuciłam.

                            Andrew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz