sobota, 15 lipca 2017

Shirley - CD. Historii Ariela

   Podbiegłam do chłopaka, rzucając ostatnie spojrzenie przez ramię na ring, gdzie przed zaledwie kilkoma sekundami Ariel stoczył jakże pocieszną, dzielną walkę z bykiem. Stworzenie stało dalej na swoim miejscu, niewzruszenie patrząc przed siebie. Kompletnie nie wykazywało jakichkolwiek oznak zmęczenia stoczoną przed sekundą batalią, co w sumie było raczej do przewidzenia. Jedynie promienie światła padały na powierzchnię jego skóry w taki sposób, iż na upartego można by to uznać za lśniące kropelki potu.
Starcie znajomego z ową mechaniczną istotą wyglądało naprawdę zabawnie, ale równocześnie, wolałam nie okazywać zbyt, jak bardzo zabawny był widok maszyny zrzucającej chłopaka. Z drugiej jednak strony, było mi go nieco szkoda. Shin kiedyś też spróbował swoich sił w walce z takowym bykiem - po sromotnej porażce uznał, że kiedyś sam otworzy miejsce z takimi atrakcjami. Biorąc pod uwagę jego pomysły i zamiłowanie do... hm, podnoszenia poziomu trudności wszystkiego, co mu się nawinęło, w myślach wtedy od razu złożyłam kondolencje potencjalnym klientom owego "biznesu".
- Nie ma co, wykazałeś się!- stwierdziłam wesoło, lustrując chłopaka od góry do dołu w poszukiwaniu ewentualnych obrażeń.- Jesteś cały?
Mimo wszystko, nie zamierzałam zaniechać jakichś drobnych złośliwości. W pewnym sensie, sam przecież zaczął!
- Cały oblany wstydem- przytaknął, wzdychając ciężko.- Wybacz. No, ale skoro nadal stoję na nogach, to przetłumaczysz mi tę swoją “Bukę” i wracamy do domu?
- A morał tej bajki jest krótki i niektórym znany, z byczkiem Clarie to nie są żarty!- zaśmiałam się, szturchając lekko ramię chłopaka.- Mówiłam, że na lekcję języków trzeba sobie zasłużyć. Baka!
Ariel na te słowa wyprostował się, a mi przez myśl przemknęło, że Polacy jednak mają naprawdę spory zapas swojej dumy, co zresztą okazywali na naprawdę pocieszne sposoby!
- Walczyłem dzielnie niczym lew!- potrząsnął lekko głową, a jego czupryna podskoczyła razem z nią, przez co wyobraziłam sobie znajomego w skórze lwa. Zachichotałam, gdy ten obraz ukazał się w pełni w mojej głowie.
- Bukę pokonałbyś małym palcem, mości rycerzyku- skwitowałam.
- Więc?- podjął, patrząc na mnie kątem oka.- Zdradzisz mi ten sekret?
Przekrzywiłam głowę i wydęłam wargi, usilnie się zastanawiając, jakiej odpowiedzi udzielić chłopakowi.
- Buka - cóż to znaczy - oto jest pytanie- zaczęłam teatralnym, mocnym głosem.- Kto mądrość tę posiądzie: któż w niewiedzy pozostanie? Oto jest pytanie!
Nagle kilka motorów przejechało tuż obok nas, zagłuszając warkotem nasze słowa. Kiedy już wszystkie zniknęły za horyzontem, a warkot ich silników umilkł, wróciłam o tematu, tym razem postanawiając wyjaśnić, w czym rzecz.
- Cóż - zaczęłam więc, chrząkając niczym nauczyciel przed rozpoczęciem wykładu. Wzięłam z ziemi jakiś patyk i narysowałam na ziemi, gdzie akurat nie rosła trawa, kilka symboli: najpierw coś na kształt kobiecej talii i opartego o nią cudzysłowu, a obok jakby koślawą literę "D".- By zbędnie nie przedłużać, to głupek, drogi Arielu. Albo, jak to mawia mój Braciszek, "moćkon". Skąd mu się to wzięło, to chyba nawet najstarsi górale nie wiedzą. Ma pomysłu z księżyca, moćkon jeden!
- Wnioskuję, że się dogadujecie?- stwierdził Ariel, patrząc na mnie z rozbawieniem.
- My?- uniosłam ręce w obronnym geście.- Może i on to połowa mnie, ale w życiu się z nikim tyle nie kłóciłam! Rozumiesz, że kiedyś w środku przedstawienia prawie wyleciał na scenę? A co najlepsze, aktorzy chyba przez chwilę nie wiedzieli, czy to aby nie było zaplanowane. Tak czy siak, zaczęli z nami grać! Nawet był tam też taki mechaniczny byk!
- Czyli też tam byłaś!- wytknął mi.
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się beztrosko. Doskonale pamiętałam tamten wieczór. Pewnie Daiś w swoim pokoju dalej ma zdjęcie, na którym Shin i ja stoimy razem z resztą aktorów w garderobie, już po przedstawieniu. Do tej pory nie wiem, jakim cudem się to wszystko udało. Całe szczęście, że to był teatr amatorski. Chociaż grali świetnie, jak profesjonaliści. Szczególnie jedna blondynka - śliczna, drobniutka, prawie jak lalka o głosie słowika.
- Samego go przecież nie mogłam zostawić!- mruknęłam, wzdychając cicho.- Nawet nie wiesz, do czego on jest zdolny. Potrafi być tak okropny, jak ja!
- Jest aż tak źle?
Dałam chłopakowi kuksańca w żebra.
- Baka!- zaśmiałam się.- Czeka cię zemsta bazyliszka w przymierzu z Buką!
- Żaden potwór mi nie straszny!- zadeklarował.
- Nawet w stroju mechanicznego byka?- uniosłam brew.- Ani o imieniu Carrie? Mości rycerzu, dzielny wojak z ciebie!
Chłopak przewrócił oczami, ale na jego twarzy dalej widniał uśmiech. Ja natomiast przeciągnęłam się i zapatrzyłam w horyzont - gdzieś tam, za tymi wszystkimi wieżowcami, był i nasz Hotel Hunter, który od niedawna mogłam nazywać domem.
Dalej czułam się tu nieco bardziej jak na...hm, wyjeździe? Ale, równocześnie, powoli przyzwyczajałam się do tego środowiska. Miałam tu przecież mieszkać. Jak długo, nie wiem, ale obstawiałam - a przynajmniej żywiłam szczerą nadzieję - że na spokojnie zdążę wszystko tu poznać i polubić, tak z głębi serca. Wszak teraz raczej upływające dni nie miały aż tak wielkiego znaczenia... a tak przynajmniej wydawało mi się za życia. Teraz jednak czułam, że nawet w obecnym stanie, ważna może być dla mnie każda chwila.
- Zmęczony pewnie jesteś?- zagadałam znowu.- Wracamy?

 Ariel? Strasznie przepraszam Cię za jakoś opka - wena również postanowił mieć wakacje

1 komentarz: