czwartek, 27 lipca 2017

Silleny - CD. Historii Andrew'a

   Pierwsze co zrobiłam po powrocie do pokoju, to wzięcie prysznica. Długiego i nieco chłodnego. Chciałam, aby letnia woda wpłynęła na mnie w taki sposób, abym mogła się zastanowić co do moich braci. Chciałam ich dorwać i zabić, ale wpierw musiałam ich przecież znaleźć. Kim się pierwszym zajęłam? Urzędnikiem, który wyjeżdżał z miasta do miasta, z kraju do kraju i spędzał swe urlopy na wyspach - Nikodem'em Lovbort'em. Chłopaczkiem wysokim jak brzoza - pod tym względem przypominał mi Andrew'a - o niebieskich oczach i blond czuprynie. Z wystającymi uszami i kartoflanym nosem, wiecznie ubranym w kolor brązowy - dlaczego, nie wiem. Ostatnią poszlaką dotyczącej jego osoby był dawny przyjaciel, który twierdził, że wyjechał do Nowego Yorku, ale powiedział mi to dwa miesiące temu, jeśli nie dawniej i tutaj nie znalazłam nic. Przez to mój ślad się całkowicie urwał i... co mam robić? Przecież nie będę wypytywać każdego po kolei czy nie widział owego faceta, a tym bardziej nie wywieszę jego podobizny jako szukany... chociaż... gdybym wystawiła niby zapłatę... nie. To głupie i ryzykowne, ci, którzy nie powinni, mogliby się tym zainteresować, a ja nie potrzebuje dodatkowych kłopotów. Dzisiejszego dnia dużo mnie spotkało.
A jednym z tych rzeczy był dwumetrowy ogr, który lubił pyskować, mieć rację i wywyższać się - jak ja. Lubiłam pyskować, miałam to w sumie w genach, to ja zawsze miałam rację i... czy się wywyższałam? Może. Raczej po prostu lubiłam się z kogoś pośmiać, tak samo jak on. Normalnie jakbym natrafiła na swojego brata, ale gdyby tak było w rzeczywistości, zabiłabym go. Ale jak na razie okazał się być całkiem przydatnym trollem.
~*~

     Po wyjściu z łazienki i dokładnym przemyśleniu poszłam do łóżka. Wtedy zauważyłam swoją współlokatorkę - różowowłosą pipiduwę, która była mniejsza ode mnie o parę centymetrów. Przez parę sekund mierzyłam ją wzrokiem. Miałam ochotę zabrać ją ze sobą do Andrew'a i mu ją pokazać, aby zobaczył, ze nie jestem najniższa i aby się ode mnie odczepił w tej kwestii. On jest dwumetrowym ogrem, a ja metrowym krasnoludkiem. Cudnie.
Schowałam się pod kołdrę i zasnęłam.

 ~*~

     Wielki, umięśniony i nieco otyły mężczyzna siedział przed telewizorem na kanapie, a w dłoni trzymał piwo. Na ziemi walały się nie tylko papiery, zapewne jakieś zaległe rachunki albo groźby, ale także puszki po alkoholu, niektóre zgniecione. Leżały wszędzie, ja za to stałam w miejscu pozbawionym jakichkolwiek śmieci, były tylko czyste panele. Przed lustrem widziałam malutką kobietkę, chudą, ale ładną. Miała długie jasne włosy, które sięgały do końca pleców. rozpuszczone, ładnie wyprostowane. gdy się odwróciłam, zauważyłam łagodne rysy, pomalowane rzęsy i podkreślone kości policzkowe. Była ubrana w obcisłą czerwoną sukienkę, podkreślającą piersi i wyzywająco krótką. Czarne szpilki podwyższały ją o jakieś pięć centymetrów, jeśli nie więcej. Spojrzała na mnie przelotnym zimnym spojrzeniem mówiącym "mogłam cię oddać", albo "dlaczego nie usunęłam ciąży?". Chwyciła czarną torebkę i zniknęła za drzwiami trzaskając nimi. Wtedy usłyszałam krzyk ojca, który oglądał walki MMA. Znowu powtarzał, że mógłby być od nich lepszy, gdyby nie dzieci, a raczej gdyby nie ja.
- Twoi bracia w wieku ośmiu lat poszli do pracy, a po dwóch latach zniknęli. Jesteś już pełnoletnia, wiec czego tu siedzisz? - dokładnie pamiętam to pytanie. Wstał z fotela i rzucił pustą puszką w moją stronę. Dostałam w głowę.
- Nie mam za co wyjechać - to była moja odpowiedź. Moi bracia wyjechali kiedy się urodziłam, może trochę później. W ich wieku kiedy pracowali, ja się uczyłam i nie miałam za co uciec z domu.
Właśnie dlatego ojciec nie wytrzymał. Podszedł do mnie i złapał mnie za szyję. Podniósł do góry dusząc, a ja mimo iż próbowałam zabrać jego rękę, drapałam ją, wbijałam paznokcie, moja siła gdzieś się ulotniła i nic nie mogłam zrobić. Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem, kiedy mi brakło powietrza.

~*~

        Podniosłam głowę, kiedy wybudziłam się z koszmaru. Okazało się, że spałam z głową w poduszce, dlatego nie miałam czym oddychać. A teraz mimo, iż miałam problemy z oddychaniem, szybko się ubrałam i biorąc potrzebne mi rzeczy wyszłam z pokoju. Znowu czułam złość, na wszystkich. Matka sobie od tak wyszła, zostawiając mnie z tym psychopata, a inni członkowie rodziny wyjechali, zostawiając mnie. Wszyscy mnie zostawili, myśleli, że ojciec się mną zajmie? Ależ to zrobił, zabijając mnie, wpierw sprawdzając jak długo pociągnę.
Odgarniając od siebie wszystkie te myśli wyszłam z budynku i podążyłam przed siebie. Słońce jeszcze nie wstało, dlatego można powiedzieć, że zakradałam się niczym przestępca, w poszukiwaniu swojej ofiary. A w rzeczywistości zatrzymałam się jakieś dwa kilometry od hotelu, pod opuszczonym mostem, który powoli się walił. Tutaj samochody nie jeździły w promieniu pół kilometra, dzięki czemu miałam tu święty spokój. Usiadłam pod ścianą i wyjęłam z małego plecaka, który wzięłam ze sobą, niebieską piłeczkę wielkości mojej pięści. Przez długi czas rzucałam nią w stronę ściany, aż ponownie nie zasnęłam.

 ~*~

     Obudziły mnie promienie słońca, któr3 było już dość wysoko, zapewne wkrótce będzie południe. Spojrzałam na swoją dłoń, w której cisnęłam niebieską piłeczkę. Zajrzałam do plecaka, zero papierosów, jedynie niewielka czarna zapalniczka. Uderzyłam głową o betonowe oparcie.
- Musze zapalić - powiedziałam sama do siebie ponownie rzucając piłką, która po chwili do mnie wróciła. Musiałam skądś wytrzasnąć pety, ale skąd? Nie miałam nawet ochoty podnosić tyłka, a głód nikotynowy był nie do wytrzymania. Przeklęłam pod nosem.
- Szukam się po mieście, a ty siedzisz pod mostem jak jakiś bezdomny - usłyszałam znajomy i ten sam denerwujący głos. Nie przestając rzucać piłką i nie odrywając od niej wzroku domyśliłam się, a raczej to wiedziałam, że był to Andrew.
- Masz papierosy? - zapytałam od razu. Chłopak stanął przede mną uniemożliwiając mi kolejny rzut.
- A co się mówi? - spojrzałam na niego, na dwumetrowego ogra, który w tej chwili zdałam się mieć aż trzy, gdyż ja siedziałam na ziemi.
- Daj. Mi. Kurwa. Proszę. Papierosa - nacisnęłam na każde słowo. Po chwili Andrew wyjął z kieszeni paczkę podając mi jednego. Kiedy go zapaliłam i zaciągnęłam się dymem, poczułam ulgę. - Po co mnie szukałeś? - zapytałam przypominając sobie o jego pierwszym słowach.
Chłopak usiadł na przeciwko mnie opierając łokcie o kolana.
- Najpierw ci przypomnę, że radziłem ci nosić dłuższe sukienki - wypuścił dym, a ja mu posłałam morderczy uśmiech. Zamiast po turecku, tym razem usiadłam złączając kolana i je przechylając na bok.
- Jesteś wkurzający - mruknęłam się zaciągając.
- Wiem to - prychnął. - Dalej szukasz tego swojego braciszka? - skinęłam głową. Co mu do tego? - Świetnie, bo jestem chętny ci pomóc - w tym momencie zaciągnęłam się papierosem, a kiedy to usłyszałam wypuściłam go z ust i zaczęłam się głośno śmiać, nie zważając na dym. Myślałam, że zaraz padnę ze śmiechu.
- Ty? Mi?! - zapytałam z rozbawieniem.
- Tak, ja. Powinnaś się czuć wyjątkowo - nie przestałam się śmiać.
- Tak się czuje. Dwumetrowy ogr proponuje pomoc metrowej pipiduwie - zaśmiałam się, a na te wszystkie słowa nawet Andrew się uśmiechnął.
- To jak? - kiedy się uspokoiłam zaciągnęłam się ponownie papierosem.
- Podaj chociaż jeden powód - wypuściłam dym. - Dla którego miałabym się zgodzić - dokończyłam.
- No to tak... - przeciągnął i udał zastanawianie się. - Podam dwa. Nowy York znam jak własną kieszeń i chyba tylko ja mam papierosy z twoich znajomych - cóż... były to dwa mocne argumenty... Chwilę milczałam, musiałam to przemyśleć. Ja nie znałam tych miast, nie miałam też papierosów, bez których nie pociągnę dłużej niż dwa dni. Potem zacznę świrować.
- Jaki jest w tym haczyk? Czego chcesz? - zapytałam, a chłopak wzruszył ramionami.
- Nie ma - zaśmiałam się.
- Zawsze jest. Mów. Wtedy być może się zgodzę, bo masz rację, tylko ty masz papierosy z moich znajomych.

                                              Andrew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz