poniedziałek, 17 lipca 2017

Si - CD. Historii Karo

     Chemik ma wielką ochotę unieść brwi pod samo niebo, ale jest w pełni świadom, że jego rola nie może zdradzać ani krztyny zaskoczenia. Czy kobieta, z którą łączy go niesłychanie problematyczna relacja, ta sama osoba, która gardzi jego łaskawą pomocą i za obłęd ma mord, który zdaniem Si jest jedyną prawidłową formą oczyszczania społeczeństwa, właśnie chce uraczyć go poczęstunkiem? I to jeszcze w mieszkaniu, z którego opowiedział się nie wyjść, dopóty nie usłyszy słów podziękowania?
Czarnowłosa kieruje się ku aneksowi kuchennemu i docierając do czajnika, rozkłada szeroko ręce.
- Więc? - pyta, zupełnie jakby wszystko było na porządku dziennym.
Si nie musi się dłużej zastanawiać, zawsze ma ochotę na swój ukochany napój, którego ogromne ilości pochłania każdego dnia.
- W takim razie poproszę kawę. Zwykłą, czarną, nie musisz się trudzić. - to powiedziawszy mężczyzna kieruje się do blatu i zasiada na jednym z ustawionych przy nim krzeseł.
        Opiera dłoń na blacie i gładzi twardą, połyskliwą powierzchnię stołu. Sądząc po barwie jest to palisander, drzewo różane. Si stuka w niego kłykciami, uwalniając głęboki, melodyjny dźwięk. Zawsze lubił podziwiać wystrój i nawet tak drobne sprawy jak to, z jakiego drzewca zrobione są meble potrafiły stanowić dla niego temat warty dysputy.
Mieszkanie urządzone jest ze smakiem, z kobiecą wręcz delikatnością. Chemik byłby zdolny pochwalić panujący tu klimat, gdyby nie fakt, że wszystkie pokoje były urządzone przez panujących tu Vincenta i Patricka - mężczyzna miał okazję zajrzeć do kilku pomieszczeń i z pozytywnym zaskoczeniem dostrzegł, że nie ma tu dwóch takich samych lokali.
Każdy pokój cieszył się zupełnie inną kolorystyką, zupełnie różnym rozmieszczeniem mebli, a nawet osobliwym układem ścian. Choć Si nie bywał wcześniej w ośrodkach mieszkalnych takich jak hotele czy pensjonaty, zdawał sobie sprawę, że właściciele musieli włożyć sporo wysiłku w utrzymanie takiej różnorodności.
Jego pokój, który dzieli z tą niewielką, białowłosą panienką wydaje mu się przyjemny i chemik powoli przyzwyczaja się do niego jako do swojego domu. Czarnowłosy krzywi się nieznacznie.
Dom? Czy naprawdę tak pomyślał o tym przybytku dla żywych inaczej?
         Kiedy Si był jeszcze Derylem zamieszkiwał smętną, wilgotną piwnicę, która służyła jego obłąkanemu ojcu za laboratorium. Roiło się tam od szczurów, węży i pierścienic.
Mężczyzna wciąż pamiętał stare, spękane beczki przegniłe pleśnią, w których niekiedy sypiał. W ciągu zaledwie jednej chwili spędzonej przy palisandrowym stole przez jego spaczony umysł przemknęły liczne wspomnienia związane z okresem od lat dwóch, kiedy zginęła jego matka do lat jedenastu, przez niektórych nazywanym 'dzieciństwem'.
Si wbija palce lewej dłoni w spód drugiej, a wywołany tym bodźcem ból powoduje irytujące łopotanie w skroni. Chemik odsuwa od siebie wszystkie obrazy.
To nie jego wspomnienia. To wspomnienia Deryla. Chłopca, który spłonął na stosie.
- Jestem pod wrażeniem. - mężczyzna podnosi wzrok, ukrywając gdzieś w sobie zdumienie. To czarnowłosa podsuwa mu właśnie filiżankę kawy równie czarnej, co kosmyki opadające na jej twarz, po czym zasiada na krześle naprzeciwko i przyjmując swobodną pozycję, ogrzewa dłonie swoim napojem. - Przez dwie minuty nie powiedziałeś ani słowa. Czym sobie zasłużyłam na taką łaskawość?
Si czuje się pokrzepiony tą zaczepką; ma teraz powód do przekierowania swojej uwagi na inne tory. Patrząc na kobietę spod przymkniętych powiek, ostrożnie chwyta filiżankę za uchwyt.
W przeciwieństwie do towarzyszącego mu Krasnala, on nie może pozwolić sobie na przytrzymanie naczynia w obu dłoniach. Nawet takie ciepło sparzyłoby mu palce a Si, choć ból traktuje jak oddanego kompana, nie ma ochoty przypadkowo wylać na siebie wrzątku w obecności kobiety.
Wolałby uniknąć niezręcznych pytań.
- Zająłem myśli czymś bardziej obiecującym niż twoja osoba. - odcina się po chwili i zanurza usta w krzepiącym napoju. - To jak będzie z tymi podziękowaniami?
Czarnowłosa odstawia filiżankę na stół, a kilka kropel skapuje na powierzchnię stołu. Widząc to, Si reaguje błyskawicznie: szybko, ale z namaszczeniem odstawia swoją kawę, po czym podnosi kubek kobiety i natychmiastowo ściera plamy swoim rękawem. Następnie oczyszcza naczynie i patrząc cierpko na kobietę, podaje jej filiżankę.
- Czy w ten sposób chcesz wymusić następne podziękowania? Tym razem za zabawę w perfekcyjną panią domu? - fuka kobieta i przyjmuje naczynie.
- Nie. - mówi twardo Si i patrzy na nią spode łba. - Po prostu wolałbym abyś szanowała drogi palisander.
- Pali... co? - ironizuje Krasnal marszcząc wyprofilowane brwi. W gruncie rzeczy siedząca naprzeciw chemika zmora zasługuje na miano niebrzydkiej.
- Drzewo różane, krnąbrny tłuku. - odpowiada z warknięciem i pociąga następny łyk kawy. Chemik zapisuje w pamięci, aby na odchodnym za nią podziękować. - Powiesz mi w końcu jak się nazywasz, czy wolisz abym dalej wołał ci Krasnal?

                                                       Karo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz