sobota, 15 lipca 2017

Jurij - CD. Historii Caroline

Th.
     Zacisnąłem mocno szczękę, zarzucając czujne oko na dziewczynę, która jak widać wywoła zaraz zamieszanie. Wyczuwałem podirytowanie w jej gestach, choć było ono chytrze skryte pod.. możliwe ciut arogancką aurą? Albo to tamci dwaj. Chociaż zapewne od takich typków prędzej zajechałoby łojem. Kobieta szybkim ruchem odłożyła swoje zamówienie na mój stolik, uważając jednocześnie, aby nie uronić ani jednej kropli drogocennego napoju. Ale musiała mi zawracać głowę? Byłem najbliżej czy jak? Ale nieważne. Stało się, to się nie odstanie.
Gdy tylko rosły człekokształtny chytrze się uśmiechnął założyłem nogę za nogę, łapiąc do rąk mój biały, porcelanowy kubek.
Czasem to zabawne widzieć nad czyjąś postacią coś na wzór kolorowego paska, choć przyznam, że wolałbym żyć – lub też nie, nie wiem w jakiej sytuacji obecnie się znajduję – bez tego. Z powodów, że tak nie jest, wykorzystuję jak najlepiej dar od losu, który otrzymałem. Jak widzę po tych dwóch, ich aury są zielone, czyli nie zginą. Strzelam mimo to, że kobieta, której imię poznałem, da im solidną nauczkę. Wziąłem kolejny łyk mego czekoladowego napoju, ciesząc się smakiem, niczym koneser wina. Mówiąc szczerze, to kakao nie było aż tak dobre. W moim rodzinnym mieście pijałem lepsze.
- Może dam ci fory, co? - odziany w czerwoną koszulę rozpostarł swe ramiona jakby witał się ze starym przyjacielem i kpiąco się uśmiechnął.
      Dziewczyna, wciąż trzymając ręce w spodenkach w dalszym ciągu posyłała mu to spojrzenie, którego nie potrafiłem określić. Była bardziej zdenerwowana czy już obojętna? Oczy zwykle dużo nam mówią, w jej przypadku burgundowe źrenice szeptały „Wygram”.
Właściwie czekać nie trzeba było zbyt długo. Znana mi z widzenia kobieta z niebywałą lekkością podskoczyła, aby zafundować przeciwnikowi solidnego kopniaka prosto w twarz. Zawsze interesowało mnie jak można to zrobić. Kiedyś próbowałem tej sztuczki. Ciągle kończy się na tym, że nogi plączą mi się w powietrzu. Swoją drogą, schowane dłonie mają być oznaką aroganckiego podejścia do przeciwnika, czy coś planuje, a zachowanie tych typków naprawdę jest denerwujące?
         Dobre tyle, że przynajmniej jeden koleś dobrał sobie ubranie w kolorze krwi, bo strzelam, że trochę jej wypluje. Lubię oceniać w co ludzie się ubierają. Nie chodzi mi tu o to jak coś wygląda, raczej patrzę na to pod tym względem, czy przypasowuje się do osoby bądź sytuacji. Na przykład rzucę siebie. Głównie ubieram się tylko w białe barwy. Symbolika doskonałości? Może. Po prostu lubię też jak ten kolor wpasowuje się w moje jasne włosy i chorobliwie bladą cerę.
Rozmyślam nad błahostkami i nie skupiam się całkowicie na tym co się dzieje kilka metrów ode mnie, choć cały czas nie spuszczam oka z kobiety, i z tego z jaką łatwością i gracją przybija do podłogi jeszcze przed chwilą zaczepiających ją mężczyzn. Lubię, kiedy wokół mnie coś się dzieje. Badanie zamieszania jest niezwykle interesujące. Ale wolę to robić z wygodnego miejsca, jak na przykład Cezar oglądający wałczących gladiatorów. Dlatego zrobiłem kwaśną minę, gdy ciemnowłosa rzuciła Niebieskim Drwalem w stronę, gdzie siedziałem.
Zgrabnie zgarnąłem mój prawie skończony napój oraz kubek mieszkanki hotelu i odsunąłem się. Góra sadła trafiając w stolik kompletnie go połamała. Klienci wpatrywali się w cały ten zamęt, a jeden z kelnerów szepnął coś, że idzie wezwać ochronę. Ochrona w takim miejscu? Nie spodziewałbym się.
- Ej, stójże! - zwróciłem na siebie uwagę mężczyzny, który zareagować musiał, więc i podszedł. Jednym ruchem wylałem na jego twarz resztki kakao, jeszcze parzące, co stwierdziłem po jego zachowaniu. - Oni już kończą.
      Żywi często mnie irytowali. Przez to ich imiona były dla mnie zamazane, ale tutaj oto proszę, biała aura, czyli martwy, a jednak żywy – czy Wędrowiec, jak wyjaśnił to ten wysoki w hotelu. Tacy są podobni do mnie. Właściwie.. to ten temat interesuje mnie tym bardziej, biorąc pod uwagę fakt, że ten, kto jeszcze nigdy nie umarł, swą aurę – bądź pasek, zwał jak zwał – posiada w barwach czerwieni. Dusze podążające natomiast po tym świecie bez celu i z aktem zgonu mają się inaczej. Raz widziałem owego „Wędrowca”. Jeśli mamy umrzeć wtedy ewidentnie emanujemy czernią. To chyba znak, że odchodzimy już na zawsze. Po kolejnej głębokiej myśli spojrzałem w stronę kobiety, która stała nad wijącymi się na brudnej podłodze typkami, nietknięta.
- Wow Caroline. Niezły burdel tu zrobiłaś. - zbliżyłem się do niej na tyle, by mnie usłyszała, lecz w dalszym ciągu pozostawałem w „bezpiecznej odległości”. Tak na wypadek, gdyby nadal się nie wyszalała.
- Słucham? - mruknęła, poprawiając włosy. To granat czy już czerń? Nie znam się na odcieniach włosów. Wiem, że ja obdarzony zostałem pięknie lśniącą w słońcu platyną. I tyle.
- Racja! Zapomniałem się! Underwood. Tak brzmi lepiej. - powiedziałem, gestykulując leniwie dłonią. Dobrze przeczytałem jej nazwisko. Nie jestem pijany, żeby litery mi się mieszały. Nawet z moim akcentem powiedziałem to dość płynnie.
- Skąd to wiesz? - podejrzane spojrzenie z niemałą siłą – oraz cieniem grozy – skupiło się na mojej osobie.
- Moje oczy widzą wiele, mój umysł wie jeszcze więcej. - ścisnęła szczękę, niezadowolona z mojej odpowiedzi. Nie na to zapewne liczyła.
- Och, narobiłaś tu zamieszania. Było dość spokojnie. Teraz muszę wracać do hotelu. Ugh. Kłopoty, kłopoty, kłopoty. Będę się zwijał. Twoja kawa… czy cokolwiek. - wskazałem palcem na filiżankę, zręcznie wykorzystując moment, aby bez płacenia wymknąć się z lokalu.
Drzwi ruszyły dzwonkiem, a ja znów znalazłem się na dworze, gdzie moje policzki powitało miłe zimno.

~*~

      Od tamtego czasu tam nie byłem. Podali mi ohydne kakao. 0/5 gwiazdek ode mnie. No, może pół dostaną, za to, że mogłem obserwować jak kiedyś dwaj przerośnięci człekokształtni dostali tam nie mały wpierdziel. Już kilkanaście razy mijałem Underwood w hotelowym korytarzu. Nadal żyję. Ale to chyba dlatego, że unikałem tego. Hm, może ona jednak nie chciała wiedzieć skąd znam jej imię, skoro nie zamieniliśmy przedtem ani jednego słowa.
Zwlokłem się z łóżka bladym świtem. Wstałem przed moimi współlokatorami. Swoją drogą, oboje byli dziwni, wolę się jednak nie zagłębiać w rozmyślania, tak będzie dla mnie lepiej. Teraz pora na kakao.. z piankami. Sam zrobię je najlepiej. Kuchnio, nadchodzę.

                              Caroline?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz