czwartek, 27 lipca 2017

Ariel - CD. Historii Shirley

— Zmęczony, to może nie — założyłem dłonie za głowę w geście godnym chłopca w pomarańczowym dresie — aczkolwiek wolę się stąd zabrać, nim zupełnie obleję się wstydem — odparłem, uśmiechając się lekko.
— Więc tu jest pies pochowany — na twarz towarzyszki również wstąpił uśmiech — jednak obawiasz się mrocznych niebezpieczeństw nocy? — w jej głosie brzmiała swego rodzaju złośliwość, wesoły ton sprawiał jednak, że ciężko było ją odebrać jako obrazę.
— Mówiłem Ci przecież, że nie! — czułem, że moją swoistą przegraną nowa znajoma będzie mi wypominać, kiedy tylko nadejdzie okazja, a znając mnie, okazji będzie co niemiara. Gdyby za bycie chodzącym przypałem przyznawali by jakieś ordery, mógłbym sobie nimi obwiesić cały pokój, a to i tak byłoby zbyt mało.
— Wyluzuj — zaśmiała się — skoro w ogóle nie boisz się mroku nadchodzącej nocy, może pójdziemy jakąś mroczniejszą alejką? — zapytała, uśmiechając się lekko. W świetle zapalonych już lamp ulicznych, otoczonych już licznymi owadami dociekającymi źródła światła, dosknale było ją widać. Byłem ciekaw, czy przechodnie też widzę tę samą, wiecznie uśmiechniętą dziewczynę. W Japonii, Angli, czy gdzie ona właściwie mieszkała, Shirley musiała mieć niemałe powodzenie. Radosny, lekko złośliwy rudzieliec o błyszczących, bursztynowych oczach. A może to po prostu przez blask lamp jej gałki oczne zdawały się błyszczeć? Ni to była wysoka, ni niska, przewyższałem ją zaledwie o kilka centymetrów.
— A znasz jakąś? — parsknąłem. Kolejny motor przejechał blisko nas, aby następnie zniknąć za rogiem, zupełnie tam, gdzie poprzedni. Mają jakiś rajd, coś w tym stylu?
— Nie.. Ale Ty zapewne znasz — odparła z niemałym uśmiechem
— A co ja jestem? — bąknąłem — Google maps? Przed chwilą chciałaś po prostu wrócić do domu.
Shir uśmiechnęła się delikatnie.
— Kobieta zmienną jest — wzruszyła ramionami — to jak, masz coś ciekawego?
— Ja jestem ciekawy — powiedziałem po chwili, z rezygnacją. Nic nie przychodziło mi do głowy.
Dziewczyna posłała mi beztroski uśmiech. Zastanawiałem się, czy ma może jakąś listę, tych uśmiechów? Uśmiech nr.14, proszę!
— No dobrze, nie to nie — powiedziała, obierając kierunek — wracajmy już — ruszyła w lewą stronę.
— Shir — zacząłem powoli.
— Coś nie tak? — zapytała, nie odwracając się.
— Do domu w lewo — podpowiedziałem. Zaśmiałem się beztrosko, gdy dziewczyna stanęła nagle w miejscu, by następnie się obrócić.

~*~

Szczęśliwie, lub też nie, udało nam się uporać z powrotem do hotelu. Shirley opowiedziała mi w drodze powrotnej kilka anegdotek, związanych z jej bratem, obraz kółkiem teatralnym. Trzeba jej przyznać, że miała tam niezły ubaw. Ja także dopowiedziałem to i owo na swój temat, między innymi coś odnośnie jedzenia trawy. Lacrimae nie dawała mi spokoju przez kilka minut, gdy o tym usłyszała.
“ To jak? Zamiast chipsów będziesz zagryzał kępy trawy podczas naszych nagrywek?”
Ja w odpowiedzi tylko westchnąłem z uśmiechem. Co jak co, z tą dziewczyną ciężko byłoby z zginąć w świecie kamer i reflektorów. Szkoda, że tak szybko umarła. Mogłaby być niczego sobie aktorką.
— Więc — odparła, będąc już pod drzwiami swojego pokoju — kiedy się widzimy, odnośnie kabaretów, reżyserku?
— Jak najszybciej — powiedziałem z uśmiechem. Może złapię ją jutro przy śniadaniu? — Śpij dobrze, Shirley.


                                            Shir? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz