niedziela, 11 grudnia 2016

Lucy - C.D Historii Patricka

 Wstałam, prostując się. Rozejrzałam się dookoła i strzepałam z włosów śnieg, który zdążył na nie napadać. Chwila zastanowienia... Co to do cholery było?!- Jeśli mogłabym złożyć skargę, nie chcę tego nigdy więcej robić. - odparłam, wciąż nie wiedzieć co się stało.   Byłam dość... zdegustowana, jakby wszystko mi się poprzestawiało. I po co mi był tej wyjazd? Mogłam zostać z dupą w Anglii, odbyłoby się bez tych wszystkich problemów. Pościg? Jestem przyzwyczajona. Strzelanie? Jestem przyzwyczajona. Nagłe pojawianie się w innym miejscu? Nope!
- To może zaprowadzicie mnie do tego.. hotel, tak? Bo niezbyt dużo się dowiedziałam w międzyczasie, a nie chcę gadać na ulicy.   Dogadałam się z Vincentem i ruszyliśmy. Cieszyło mnie to, że Patrick od początku większość czasu milczał, a przykład z niego wziął następnie jego fioletowo-włosy kolega. Przyznam się bez bicia, nie miałam najmniejszej ochoty na jakieś rozmowy. No, przynajmniej dopóki nie opowiedzą mi czegoś więcej na temat tego jak tu żyją.

 
   Zaprowadzili mnie pod jakiś budynek. Gdyby nie te cudne skórzane rękawiczki palce by mi już odpadły, warto takie mieć. Z początku zgarnęłam je, aby nie zostawiać śladów palców gdybym coś chciała "pożyczyć", jak na przykład mój kochany sprzęt do muzyki. Dopiero po tygodniu od ich zwinięcia jakiejś kobiecie zorientowałam się: "Ej! Nie zostawiam śladów palców!". Więc w każdej wycięłam serdeczny palec. tylko te dwa serdelki mi zmroziło, ale kiedy weszliśmy do środka poczułam przyjemne ciepło.  Od wewnątrz był o wiele lepiej zagospodarowany, bo na pierwszy rzut oka nie zapowiadało mi się to ciekawie.    Usiadłam przy jakimś stoliku, a Vincent nie czekał długo, aby się przysiąść i zacząć rozmowę. W tym samym czasie drugi chłopak na chwilę gdzieś się ulotnił. Swoim zachowaniem aż przypominał mi moje stare znajomości. Czyli będzie można z nim koegzystować.
Co do "przywódcy" - jak się dowiedziałam - jeszcze niewiele wiem. Zdążyłam tylko zamienić z nim słowa o tym miejscu i opieprzyć go za podsłuch, który z drugiej strony był dobrze ukryty.  Ostatnio taki widziałam dwa lata temu, ale te czasy są już daleko za mną. Zdążyłam też zauważyć, że jest też dość spokojny? Miły? Coś w tym stylu. Wyszukiwałam w nim w czasie konwersacji kogoś kogo znałam wcześniej, aby dowiedzieć się jakim typem jest. 
Tsa, nie udało się.
- Wszystko zrozumiałam. - powiedziałam spokojnie, po kilkusekundowej ciszy, w której Vincent oczekiwał odpowiedzi. - Jestem martwa od dwóch lat więc jakoś mi to przyszło. - wzruszyłam ramionami, jakbym już nie pamiętała o starych dziejach, a jeszcze kilka tygodni temu za nimi tęskniłam. - Cóż, skoro ten cały wstęp już zaliczyłam, to jak mniemam będę miała wybrać sobie pokój?- Tak, jeśli oczywiście zostajesz, choć tak będzie najbezpieczniej. - przypomniało mi się jak wspominał o agentach - Nie wszystkie są na razie wyremontowane, ale mogę Ci dać numery, które nadają się do użytku.- Może później. Chodzi o to, że chcę się przyzwyczaić do tego, iż jest takie miejsce jak to. Spytałabym się o zgodę, ale raczej zatrzymać mnie nie możecie, co swoją drogą miłe czy coś. - nie wiedziałam jeszcze jak się zachowywać przy innych. Właściwie od dwóch lat rozmawiałam tylko z niewieloma osobami, które przypadkiem mnie zobaczyły.
 Powodem było, że mogłam się ukrywać przed żywymi i jeszcze nie za bardzo to ogarnęłam.  Rzuciłam szybkie "Cześć" i wyszłam z hotelu. Założyłam rękawiczki, do uszu wsadziłam słuchawki i odpaliłam piosenkę: "Adema - Giving In", ustawiając ją, aby szła mi na okrągło. Miałam ochotę na jeden rytm. Zarzuciłam kapucę na głowę i obserwowałam ulicę, czując się jak za starych dobrych-złych czasów. W tej chwili nie przeszkadzały mi nawet płatki śniegu.Skręciłam przy jakichś... kamienicach? Nie wiem jak nazwać te bloki mieszkalne, które jednak nijak mają się do tutejszych wieżowców. Wskoczyłam na śmietnik i dosięgłam drabinki, dzięki której weszłam na metalowe schody, a po nich na dach.
  Rozejrzałam się i przypatrywałam innym ludziom z wysoka, chodziłam po krawędzi, aż w końcu usiadłam, spuszczając nogi i patrząc w dół. Przypomniało mi się jak jeszcze kiedyś miałam lęk wysokości.  Usłyszałam drapanie betonu i coś się do mnie zbliżyło. Zerknęłam w tamtą stronę. Był to kociak, no, może nie całkowicie mały, ale miał z jakieś 3,5 miesiąca max. Wyciągnęłam do niego rękę. Z początku cofnął się, ale potem podszedł i dał się pogłaskać.- Co mały? Też nie wiesz co masz ze sobą robić? - uśmiechnęłam się do kociaka. Ten wpatrywał się we mnie tymi swoimi wielkimi oczami, ukrytymi miedzy białą sierścią - Jesteś uroczy. Może cię jakoś nazwę? - wstałam i wzięłam go na ręce. Od razu wpadło mi imię Neko. Oryginalne do potęgi, bo nie ma jak nazwać kota "Kot", ale to po prostu przypominało mi starego przyjaciela, który pomógł mi się zmienić i nie być już tą depresyjna dziewczyną, a zarządcą "Podziemia", Kuroi.
- Neko; nazwę Cię Neko. Super, to teraz tylko dowiedzieć się, czy można mieć w    hotelu zwierzę. Chociaż w sumie skoro już teraz nie wiem, będę miała najwyżej jak to odkręcić. - po miziałam go za uchem, w duchu uderzając się w głowę za to, że rozmawiam ze zwierzęciem. Cóż, ono może okazać się lepszym towarzyszem niż jakikolwiek człowiek.
 
                                              Patrick?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz