czwartek, 8 grudnia 2016

Vincent - C.D Historii Hiyori



- Może najpierw wejdźmy do budynku? - zasugerowałem wskazując na Hotel The Hunter, piętrzący się przed nami. Za plecami nazywaliśmy go po prostu pensjonatem, bowiem do hotelu, w którym pomieszkują żywi ludzie było mu daleko. Raz na jakiś długi, bardzo długi czas zatrzymał się tu jakiś zbłąkany turysta. Hunter jednak w niczym nie przypominał Hotelu Plaza, dlatego też nie przyciągał tu tłumów. Mogliśmy spokojnie odremontować jego elewację, ale bezpieczniej było, jeśli z daleko przypominał zwykły, odstraszający blokowiec.
   W zeszłym roku sporo się namęczyliśmy, aby odrestaurować jego wnętrze - każdy z pokoi był inny, miał w sobie coś wyjątkowego. Łazienki były całkiem nowe, w rurach nie pałętały się szczury i można było wejść pod prysznic bez obuwia, które zakłada się zwykle w przydrożnych motelach; zapewne z obawy przed grzybami. W dodatku co drugie lokum posiadało wannę. Rarytas, nie?
- Dobra - odpowiedziała Hiyori i podążyła za Rickiem, który nie czekał na specjalne zaproszenia. Wszedł do środka popychając dwuskrzydłowe drzwi.
   Podążyłem za nimi rozglądając się po wnętrzu, zupełnie jakbym oczekiwał, że coś się tu zmieniło: po prawej stronie od wejścia nadal znajdowały się drzwi do toalety, która zawsze była na podorędziu, głownie aby zadowolić zbłąkanych turystów. Po lewej otworem stały drzwi do oszklonej od strony ulicy palarni. Przed kilkoma miesiącami zamontowaliśmy tam telewizor i wysłużony stół pingpongowy, który w trakcie transportu wielokrotnie próbował zmiażdżyć palce moich stóp. Przekroczyłem wysoki łuk drzwiowy prowadzący do recepcji. Cieszyło mnie, kiedy miałem możliwość ustawić stół bilardowy w szerokim pomieszczeniu połączonym z otwartą jadalnią.               
   Mimowolnie zerknąłem w lewo; za stolikami ciągnęły się gabloty z licznymi medalami, pucharami, dyplomami - krócej mówiąc, spuścizną mojej kariery. Odgradzając największą część jadalni, stała ścianka, przed którą ukrywało się moje biuro, a dalej za nim; moja własna sypialnia. Rick powoli przeszedł do recepcji, której stół graniczył z barowym przejściem do kuchni.  Przestrzeń naprzeciwko recepcji zajęliśmy jeszcze kilkoma stołami i wysoką szafką z telewizorem.
    Tą część jadalni oddzielał od poprzedniej właściwie tylko stół szwedzki, który już niedługo miał być stale używany. Nie mogłem opanować radości, która wtargnęła w moje serce gdy Hiyori zgodziła się pojechać z nami.  Pokazałem Hiyori jeden ze stolików.
    Dziewczyna usiadła na wybranym krześle. Jej policzki zdążyły wyschnąć, ale w oczach nadal widać było żal straconej młodości. Usiadłem naprzeciwko niej, a Patrick stanął w łuku drzwiowym obok kontuaru, który prowadził do niewielkiego pomieszczenia z licznymi tablicami korkowymi, na których zawieszone były ogłoszenia o pracę, plan metra i kilka innych przydatnych informacji. W tymże przedsionku znajdowały się drzwi do kotłowni, a wraz z nią do piwnicy. Wchodząc przez łuk, po lewej wyrastały schody prowadzące na powyższe piętra. Tuż za nimi, przewierciliśmy przejście barowe w formie dwóch ozdobnych desek, które prowadziły do tylnych drzwi.
     Zerknąłem na przyjaciela, który założył ramiona na piersi. Postawa zamknięta. Nie trzeba było być specem od mowy ciała, aby zrozumieć, że on fizycznie przygotował się na to, z czym nie mogła się uporać moja psychika - to na moje ramiona spadło wyjaśnienie tej młodej, niewinnej duszy, że jej życie dobiegło końca, a rozpoczynało się przed nią nowe, pełne niebezpieczeństw, pozbawione wszystkich tych, których do tej pory miłowała.
      Od tego dnia Wędrowcy mieli być dla siebie jedynym wsparciem i ochronę przed ewentualnym zagrożeniem. Poruszyłem nerwowo ramionami.
     Pora zacząć opowieść.


 Hiyori?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz