niedziela, 4 grudnia 2016

Hiyori

   Pisk hamulców, krzyk, który wydobył się z mojego gardła, zrozpaczona twarz mojej młodszej siostry, dźwięk tłuczonej szyby... To wszystko stało się za szybko, bym mogła zareagować. Po chwili nastała zwykła ciemność, jakbym zasnęła, jednak to był sen, z którego nie dane było mi się obudzić.
   Przynajmniej tak myślałam, ale to, co stało się później, stworzyło chaos w moim świecie.

~~~

     Ugh, mam wrażenie, jakby wszystko powinno mnie boleć, ale o dziwo, dobrze się czuję. Otwieram jedno oko, potem drugie. Może jestem w szpitalu? Z tego co pamiętam, zderzyliśmy się z ciężarówką. Powinnam umrzeć, prawda?
     Nie, szpital to to na pewno nie jest, bowiem znajduję się w jakimś nieznanym mi miejscu, w środku miasta. Aha, nie no, okej... Rozglądam się chwilę, po czym podchodzę do nieznajomej mi kobiety.
- Przepraszam, ale nie za bardzo wiem, gdzie jestem, chyba się zgubiłam... Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie jesteśmy? - pytam, patrząc na nią. Ta się jednak nie zatrzymuje, nawet na mnie nie spogląda. Ignoruje mnie, a może mnie nie zauważyła? Spróbowałam tego samego na starszym panu, jednak, ten zrobił dokładnie to samo. Dobra, to już zaczyna się robić niepokojące...
     Zaczyna szczekać na mnie pies, a jego właścicielka z niezrozumieniem spogląda na mnie. Nie, czekaj, ona nie spoglada na mnie, jej spojrzenie przebiło mnie na wylot. Nie zauważyła mnie, ze zdziwienia w jej oczach wnioskuje, że nie widzi nikogo w miejscu, gdzie stoję. Ciągnie za smycz psa, a ten idzie dalej.
      O co tu chodzi?
- Przepraszam... - zatrzymuje się przed jakimś mężczyzną, lecz ten idzie dalej, nawet mnie nie zauważając. Po chwili przechodzi przeze mnie, jakbym wogóle się tu nie znajdowała. Chytam się odruchowo za brzuch, rozszerzając oczy w panice. Powinien na mnie wpaść, a ja powinnam się przewrócić. Jednak przeszedł przeze mnie, na wylot, a nawet dziura się we mnie nie pojawiła.
       Przy dokładnym badaniu mego ciała zauważyłam dość zdziwiona, że moje ubrania nie mają nawet najmniejszej szramy, chociaż miałam wypadek. Znaczy, powinnam mieć. Był to tylko sen? Chociaż jeśli tak, to czy całe moje życie było snem? Gdzie jestem? Łapię się odruchowo za głowę. Dobra, moje uszy nadal tam są, a ogon nadal mam, tylko co się dzieje?
- Przepraszam... - podchodzę do kolejnej osoby. Dzieje się to samo, co przed chwilą. Przechodzi przeze mnie, jakbym była... duchem? Chwytam się za brzuch, wytrzeszczając oczy.
- Nie próbuj, i tak cię nie zauważą. - słyszę za sobą głos, i odwracam się szybko.
       Za mną stoi mężczyzna, o fioletowych oczach, i je... batona. Nie to jest jednak ważne, ważne jest to, że mnie widzi. Jego wzrok wlepiony jest we mnie, stąd właśnie mam pewność, że on, w przeciwieństwie do wszystkich innych, mnie widzi. Tylko dlaczego? Co tu się stało?


 Vincent?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz