Odkąd Arashi dołączyła do grupy Wędrowców, której przewodził
były koszykarz, jej życie codziennie uległo diametralnej zmianie. Ucieczka
przez lasy zamieniła się w przesiadywanie w miejskiej dżungli, która chociaż
głośna i tłoczna posiadała także swoje uroki, chociażby w postaci wymyślnych
fontann i jeszcze ciekawszych ludzi, którzy często nawet nie zwracali uwagi na
niewielką dziewczynę z kamerą. To był istny raj dla kogoś takiego jak Ayame,
niezauważona mogła nagrywać wszystko i wszystkich, zdarzało się nawet, że
nakręcała zdarzenia, których wykonawcy raczej nie chcieliby być nagrywani.
I tak w większości zlatywały dziewczynie dni, na nagrywaniu innych, zachwycaniu
się fontannami i chowaniu przed deszczem w najróżniejszych miejscach. I właśnie
takie krycie się pewnego dnia doprowadziło do spotkania Arashi z pewnym
ciekawym jegomościem, którego oblicze kryło się w dość obszernym kapturze
czarnej kurtki. Zaciekawiona Arai postąpiła kilka kroków w przód, stawiając je
najciszej jak tylko umiała, a mimo to obserwowany obiekt zatrzymał się i
odwrócił do niej, ukazując niezwykłe złote oczy, które po chwili namysłu
skojarzyły się jej z kotem. Ale takim dziwnym, zmutowanym kotem, który do końca
nim nie był.
Kiedy tylko ich oczy się spotkały, niebieskie tęczówki Arashi rozbłysły czystym
zdumieniem. Nigdy wcześniej nie widziała kogoś... Tak specyficznego. Dodatkowo
zdziwił ją fakt, iż mężczyzna ją dostrzegł, mimo dobrej, a przynajmniej taka
jej się początkowo wydawała, kryjówki w cieniu budynku.
- To chyba nie jest miejsce dla małych dziewczynek. - Zachichotał, zupełnie
zbijając Arai z tropu. Wydała z siebie cichy pomruk zdziwienia, odruchowo
cofając głowę. Sam jego głos i sposób mówienia przypominał dziewczynie jakieś
zwierzę, jednak już nie był to kot, a bardziej coś z gromady gadów, choć nadal nie
potrafiła przypisać konkretnego zwierzęcia.
Dopiero po dłuższej chwili słowa, wypowiedziane przez mężczyznę dotarły do uszu
białowłosej i zostały przetworzone przez oderwany od rzeczywistości umysł. I
kiedy to nastąpiło mała istotka najpierw cofnęła się nieznacznie ze zdziwienia,
by po chwili z ponurym mruknięciem, schować błękitne tęczówki w zmrużonych
powiekach. Arashi bardzo nie lubiła być mylona z małą, bezbronną dziewczynką, a
działo się to naprawdę często, czego ta zupełnie nie rozumiała. Takie porównanie
odbierała jako uwłaczanie jej, niedocenianie czy też zwykłe naśmiewanie się z
jej nie za wysokiego wzrostu.
- Nie jestem małą dziewczynką. - Warknęła w stronę rozmówcy, krzyżując ręce na
piersiach, na co mężczyzna ponownie się zaśmiał. W momencie kiedy w jej sercu
zagościło uczucie złości, w ogłowie rozbłysły czerwone oczy, które zwiastowały
tylko jedno.
- Jesteś dziewczyną i jesteś niska. - Odparł, a z tonu jego głosu Ayame
wywnioskowała, że musiał się uśmiechać. Ale nie był to zwykły, miły uśmiech,
jakim obdarzali ją przeciętni ludzie, chociaż z drugiej strony sam jegomość nie
był przeciętny, a czy od kogoś takiego można było oczekiwać czegoś zwykłego?
Białowłosa przewróciła oczami, odgarniając mokre pasma włosów, które
poprzyklejały się do jej policzków i czoła. Lubiła deszcz, lubiła kiedy zimne
krople wody spływały po odsłoniętych częściach jej skóry, wywołując przyjemne
dreszcze. A jeszcze większą sympatią darzyła wiatr, odwieczny przyjaciel, z
którym się ścigała i bawiła w berka. I mimo że za każdym razem przegrywała,
zawsze wracała do tych zabaw chętnie. To była taka jej odskocznia za życia,
początkowo od tłumu, następnie od samotności.
Po chwili zamyślenia Arashi powróciła do rzeczywistości, chcąc kontynuować
rozpoczętą rozmowę z intrygującym mężczyzną, ten jednak rozpłynął się w
powietrzu. Dziewczyna rozejrzała się na wszystkie strony, jednak po rozmówcy
nie było ani śladu, tak jakby nigdy nie było go w tym miejscu, jakby nigdy nie
nazwał Arai małą dziewczynką.
Zacisnęła zęby, ściągając brwi i wykonała głową bliżej nieokreślony ruch,
kończąc to wszystko głośnym wypuszczeniem powietrza. Zamierzała odszukać
tajemniczego osobnika i z nim porozmawiać, a przede wszystkim go nagrać. Nie
odpuści dopóki nie będzie mieć przynajmniej pięciu minut nagrania z owym
intrygującym mężczyzną, był okazją, której Ayame nie mogła przegapić.
Nie mógł od tak się rozpłynąć. A skoro nie słyszałam, żeby odchodził, to musiał
zejść... Wzrok niebieskich tęczówek padł prosto na schody prowadzące w dół. Nie
było innej opcji, musiał tam być. Tylko po co schodził do czyichś piwnic? Nie
wyglądał na właściciela jednego z mieszkań kamienicy. Arai zmrużyła lekko
powieki, postępując krok w przód.
Jednak w tym samym momencie Rabbit, która negatywnymi emocjami została
wybudzona ze snu, zapragnęła się zabawić, znudzona ostatnimi spokojnymi dniami.
Chude kolana boleśnie zetknęły się z zimnym podłożem, a cała sylwetka
dziewczyny zwinęła się w kłębek, kiedy ta próbowała ze wszystkich sił
powstrzymać White. Dziewięć na dziesięć przypadków te zmiany kończyły się jakąś
bójką, często nawet morderstwem, dlatego gdy tylko Arashi mogła starała się
zachować zimną krew. Niestety tego dnia to nie wyszło, a rozwścieczona i pełna
energii uszasta istota, próbowała dorwać się do sterów tego skomplikowanego
statku, jakim był człowieczy organizm.
Młoda kobieta nie dawała już rady dłużej utrzymać na wodzy swojego drugiego ja.
Oparła dłonie o ziemię, oddychając ciężko. Już tak długo udało jej się
powstrzymywać tego białego królika, a teraz nie miała już sił, musiała się
poddać.
W szeroko otwartych błękitnych oczach najpierw coś zalśniło, a po chwili jakby
ktoś zamieszał w jej tęczówkach, przybrały ciemnoczerwoną barwę. Na zaciśnięte
usta wpłynął po chwili szeroki, szaleńczy uśmiech, tak charakterystyczny dla
postaci z uszami. W oka mgnieniu pochyloną Arai otoczyły małe srebrne drobinki,
które po chwili rozprysnęły się niczym bańki mydlane na wietrze, oświetlając
jej najbliższe otoczenie nikłym światłem.
Arashi została z impetem wepchnięta za przezroczystą szybę, zza której mogła
tylko obserwować wszystko co to dzieje się na zewnątrz. Każdy, nawet ten
najmniejszy ruch Rabbit, stworzenia, którego moralne bariery nie obowiązywały.
Tak właściwie to ona nie miała żadnych granic.
Nieco wyższa postać podniosła się powoli na proste nogi, obrzucając najbliższe
otoczenie uważnym spojrzeniem. Poruszyła delikatnie uszami, starając się
zrozumieć choćby jedno słowo z tego szumu, który dobiegał z dołu. "Czyżby
tam poszedł nasz nowy kolega?" Zaśmiała się w myślach, zbiegając cicho po
schodach w dół. Kierując się słuchem szybko odnalazła miejsce, w którym w
niemałych ciemnościach dostrzegała sylwetki dwóch mężczyzn i jeszcze jedną,
małą, skuloną w samym kącie pomieszczenia.
Ze słów mężczyzn nie trudno było wywnioskować, iż kuląca się mała istotka to
porwana dziewczynka. Faktycznie ostatnimi czasy coś takiego obiło się o uszy
białowłosej, jednak uznała to za żart wymyślony przez młodego chłopaka, od
którego dostała tą nowinkę. Przylgnęła całym tułowiem do ściany, nie chcąc na
razie zdradzać swojej obecności.
Dlaczego to zawsze musiały być piwnice? Dlaczego porywacze nie mogli trzymać
swoich ofiar na przykład na trzydziestym piętrze jakiegoś apartamentowca?
Teoretycznie z takiego wysokiego budynku byłoby trudniej uciec, wszędzie
kamery, drzwi na osiem spustów i jedyna droga ucieczki przez okna, które i tak
się nie otwierają. Ale jakby się ktoś uparł i wyskoczył, to na dole czeka go
tylko śmierć.
Rabbit uśmiechnęła się mimowolnie na tą myśl i szybko powróciła do
teraźniejszości, słysząc kolejne kroki. Nadstawiła uszu, ciekawa jak potoczą
się dalej sprawy. Poznany wcześniej mężczyzna przeciwko dwóm... Nie, trzem, z
czego ci nowo przybyli byli typowej budowy osiłkami. Po bliższym przyjrzeniu
się im, White stwierdziła, że więcej u nich tłuszczu aniżeli mięśni, co nie
zmieniało faktu, że byli sporych rozmiarów.
- Jesteś głupcem, jeśli myślałeś, że nie będę przygotowany na przyjście
jakiegoś bohatera. - Zakpił porywacz ochrypłym głosem, opierając ręce na lasce,
którą zastukał dwa razy w kamienną posadzkę. Dwóch osiłków wysunęło z kieszeni
noże, podchodząc do pleców chłopaka wciąż zwróconego twarzą do porywacza.
Pasjonatka krwawych zabaw nie pozwoliłaby sobie na przegapienie takiej okazji,
więc bez większego namysłu wskoczyła pomiędzy mężczyzn, uśmiechając się
szeroko.
- Trzech na jednego? Trochę nie fair... - Mruknęła, mierząc przeciwników
uważnym spojrzeniem i już planując w głowie pierwsze ataki. Zaskoczeni
mężczyźni popatrzyli najpierw po sobie, po czym roześmiali się na całe gardła,
co autentycznie uraziło dziewczynę. Znowu została niedoceniona.
- Ty patrz, malutki króliczek myśli, że jest w stanie nam zagrozić. - Jeden
szturchnął drugiego, a ze śmiechu mało co się nie przewrócili. Rozjuszona
dziewczyna zmrużyła oczy, wyciągając niepostrzeżenie różdżkę i jednym sprawnym
ruchem wbijając jej ostry koniec w brzuch jednego z nich. Śmiech natychmiast
uwiązł w jego gardle, sprawiając, że wszyscy w piwnicy znieruchomieli, jakby
bojąc się, że najmniejszy odgłos mógłby zawalić całą kamienicę. Ranny zacisnął
wielką dłoń na gardle uszatej, pochylając się jednocześnie do przodu i
napotykając błyszczące ekscytacją oczy. Dziewczyna już dawno nie miała w sobie
tyle energii, którą mogła teraz wykorzystać.
- Już nie taka bezbronna, co? - Spytała słodziutkim jak miód
głosikiem, przekręcając zakrwawioną już dłoń. Z ust mężczyzny wypłynęła
ciemnoczerwona ciesz, której pojedyncze krople zatrzymały się na stroju i
policzkach blondynki. Jednocześnie ten widok wyzwolił z gardła przerażonej
dziewczynki w kącie, ogłuszający krzyk, który podrażnił nie tylko królicze
uszy, ale także błonę bębenkową chłopaka z góry.
Dziewczyna szybko cofnęła
rękę, wyciągając swoją broń z ciała konającego i machnęła nią w stronę porwanej,
którą początkowo otoczyły czerwone, błyszczące kuleczki, po chwili zmieniając
się w błyszczące ostrza, zamykające dziewczynkę w metalowej klatce, tak by
niczego nie widziała. Można było zarzucić kobiecie wiele rzeczy, ale na pewno
nie tego, że uczyła młode istotki złych nawyków, takich jak zabijanie.
Zwróciła głowę ponownie w stronę swojego przeciwnika, jednak naraz ponownie ją
odwróciła chcąc uniknąć kontaktu z ostrzem noża, które ostatecznie przecięło
tylko skórę jej szyi. Odskoczyła w tył, skupiając się całkowicie na
przeciwniku. Skoro ten chłopak tutaj przyszedł, to raczej wiedział na co się
pisze, dlatego też Rabbit pozostawiła go samemu sobie z porywaczem.
Uśmiechnęła się szeroko, kątem oka widząc jak jej różdżka obrasta metalem i
zmienia się w miecz, długości jej ramienia. Czerwone oczy rozbłysły szaleńczo,
gdy natarła na mężczyznę. Metaliczny brzęk towarzyszący zetknięciu się ich
broni, rozniósł się po całej piwnicy, odbijając się od pustych ścian. W głowie
białowłosej pojawił się obraz, jak mężczyzna zostaje uderzony kolanem w brzuch,
a następnie w twarz z półobrotu. Szybko powtórzyła ruchy, posyłając przeciwnika
na boczną ścianę. Po chwili tuż obok jego głowy wbiło się ostrze, dziewczyna
chybiła. Przeciwnik wykorzystał okazję, zwinnym ruchem przecinając odsłoniętą
cześć uda kobiety, która natychmiast odskoczyła z sykiem. Nie zdążyła się nawet
wyprostować, gdy dostała butem prosto w twarz.
Cios był na tyle silny, by
zrobiła fikołka w powietrzu, kończąc uderzeniem plecami z beton, które wypchnęło
całe powietrze z jej płuc. Podniosła się pośpiesznie, ledwo unikając kolejnego
ciosu nożem, a ten mógłby być nawet śmiertelny, jeśli mężczyzna dobrze by
wycelował. Korzystając z tego, iż napastnik zajęty był wstawaniem, wykonała dwa
obroty wokół własnej osi. Przy pierwszym uderzeniu wysoko podniesioną nogą,
krótkie ostrze wypadło z dłoni rywala i długim sunięciem wylądowało koło
wyjścia. Drugi cios posłał mężczyznę w najciemniejszy kąt pomieszczenia.
Rabbit wyprostowała się, spoglądając z nienaturalnie szerokim uśmiechem na
swoją ofiarę i krocząc powoli w jej stronę, odchyliła głowę w tył, uwalniając z
gardła obłąkańczy śmiech. Miecz w jej dłoni na powrót przyjął wygląd zwykłego
kawałka drewna, którym zatoczyła koło wokół swojej postaci. Czerwone kuleczki,
które otoczyły kobietę, po chwili zawirowały, przekształcając się w srebrne
ostrza, skierowane wprost na wroga. Przerażenie pomieszane z niedowierzaniem,
które malowały się na twarzy mężczyzny tylko nakręcały White. Dziewczyna czuła
się wręcz wyśmienicie, jakby właśnie odżyła.
- Amai yume. - Powiedziała, przechylając głowę w bok tak, że jedno z króliczych
uszu złożyło się w pół. Po chwili błysk przeszedł przez czerwone tęczówki i w
tym samym momencie wszystkie szpice runęły deszczem na antagonistę, który nie
zdążył nawet zakrzyknąć. Strużka ciemnoczerwonej cieczy popłynęła szparami w
podłodze wprost pod nogi zadowolonej z siebie kobiety. Już dawno tak dobrze się
nie bawiła, może nie licząc jednej czy dwóch nocnych rozrób, w które
"przypadkowo" się wmieszała.
Zaciekawiona odwróciła się do znajomego oraz dziewczynki wciąż tkwiącej w
klatce i szczerze się zdziwiła, widząc porywacza leżącego pod ścianą. Nie
wnikała czy jest wciąż żywy, czy też nie, bardziej zaciekawiły ją dziwne
odłamki kamienia porozrzucane wokół bezwładnego ciała. Cokolwiek to było,
musiała zostawić te rozważania na później, teraz był czas na ucieczkę. Machnęła
różdżką w stronę pseudo-klatki, która natychmiast zniknęła, okazując ich oczom
skuloną, przerażoną dziewczynkę.
Kucnęła przed nią, rozkładając powoli ramiona jak do uścisku. Szeroko otwarte,
niebieskie ślepka, obserwowały uważnie każdy ruch Rabbit, a napięte ciało
zdradzało gotowość do ucieczki w każdej sekundzie.
- Nie bój się... - Powiedziała cicho, głosem tak spokojnym, że napięcie z ciała
dziecka zaczęło powoli uchodzić. - Zabiorę cię stąd, wrócisz do domu... Chodź
do mnie. - Uśmiechnęła się łagodnie, poruszając lekko uszami, które wyraźnie
zaciekawiły małą osóbkę. Dziewczynka podniosła się powoli, zbliżając do
otwartych ramion White, w które po chwili wpadła. Kobieta zacisnęła ramiona na
chudym ciałku i uniosła się na proste nogi, starając się trzymać małą tak, by
nie ubrudzić jej za bardzo własną krwią.
Zwróciła się twarzą do mężczyzny, który złotymi oczami cały czas ją obserwował,
będąc gotowym zaatakować, gdyby dziewczyna chciała zrobić krzywdę porwanej.
Przycisnęła małe ciałko mocniej do siebie, pochylając się w jego stronę.
- Zabierasz się z nami czy czekasz na kolegów? - Spytała ze złośliwym uśmiechem
na ustach, a ich uszu doszły odległe wycie policyjnych syren. Poruszyła
delikatnie uszami, które pogładziły chłopaka po policzkach. Chyba nie za bardzo
mu się to spodobało, bo cofnął głowę z pomrukiem, jednak nie powiedział nic.
Rabbit mogłaby czekać, aż milczący rozmówca łaskawie się odezwie, ale czas,
który mieli na zniknięcie z tego miejsca, nieubłaganie uciekał. Dwoma długimi
skokami znalazła się przy schodach prowadzących na górę, które pokonała
szybkimi skokami.
Si?
Rany, przepraszam Cię ;____; Współczuję Ci, że to akurat na Ciebie padło, że
się uczę pisać w trzeciej osobie :'D Obiecuję, że się poprawię.