wtorek, 2 maja 2017

Karo - CD. Historii Si

Widząc odchodzącego mężczyznę nie mogłam zaprzeczyć, że coś mi się tutaj nie podoba. Dodatkowo, ten tekst o szipce. Co takiego miał na myśli? Oczywiście, mogło zwyczajnie chodzić o przedstawienie, które się tutaj rozegrało. Właśnie, mogło. Problem w tym, że już w kawiarni nie wyglądał mi na takiego, który zostawia sprawy niedokończone. Nie pochwalam śledzenia, ale widząc, jak zabiera mężczyznę, byłam pewna. To się dobrze nie skończy.
Ta właśnie myśl kierowała mną, kiedy pomknęłam za niezrównoważonym nieznajomym, oraz starym sknerą. Nie za szybko, ale na tyle, aby obydwoje widzieć. Weszli do ciemnej alejki, staruszek pokrzykiwał. No, tak, bingo dla moich przeczuć. Coś mi mówi, że to będzie coś więcej, niż tylko wyprawienie facetowi lektury na temat dręczenia dzieci.
— Zadałem Ci pytanie! — krzyknął. Pytanie?
Dlaczego to zrobiłeś? Co chciałeś zrobić temu psu? Czy wiesz, jakie to dziecko było przerażone?
Czy to mogło być jedno z tych? Brunet spojrzał wprost na mnie, jakby mi również zadając pytanie: czego chcesz?
Odpowiedź była prosta.
— Wystarczy mu — syknęłam. Nieznajomy uśmiechnął się, z.. zadowoleniem? Jak mógł być tak delikatny dla dziecka, a zarazem tak bardzo brutalny dla mężczyzny?
— Czyżby? — Wyszczerzył zęby. — Zrobiłaś co twoje. Chcesz tutaj do niego dołączyć?
Uparł się, byłam tego pewna. Szkoda tylko, że nie był jedyną upartą osobą w tej uliczce.
— Jeszcze tak nisko nie upadłam, aby jakiś wariat mówił mi, co mam robić. — Odpowiedź przypieczętowałam prychnięciem.
— Stajesz w obronie jakiegoś skurwysyna! — wręcz krzyknął, robiąc parę kroków w moją stronę.
— Faktycznie, to stary skur.wiel. — Skinęłam głową. — Taki knypek jak Ty nie ma mu jednak prawa decydować, czy będzie żył, czy nie.
— Nie zamierzasz usunąć się z pola widzenia po dobroci? — mruknął, widocznie zmęczony tą dyskusją.
— W żadnym razie. — Dla podkreślenia swoich słów lekko pokręciłam głową.
— W takim wypadku sam Cię z niego zdejmę, krasnalu. — Uśmiechnęłam się pod nosem. Mogłam się tego spodziewać. Nie mówiąc nic więcej obcy ruszył w moim kierunku, uderzając mnie w brzuch. Zgięłam się, aby następnie zostać uderzona w nos. Jęknęłam, ale nie odpuściłam. Walnęłam go pięścią w brodę, gdyż tam najwyżej dosięgałam. Na jego obliczu dostrzegłam coś w rodzaju pronyka zdziwienia. Bezapelacyjnie odepchnęłam go w kierunku ściany.
— Po co to robisz? — Wciąż się uśmiechał. — Nie masz żadnych szans.
— Też coś. — Parksnęłam. Mężczyzna ponownie się na mnie rzucił, chwytając rękoma za szyję i przywierając do ściany.
— Też coś — powtórzył — więc może ty mi powiesz, co teraz robię?
Czułam coraz większy nacisk. Wysiliłam się, mówiąc.
— P-próbujesz mnie zabić. — Dostrzegłam kątem oka ruch. To ten piep.rzony staruch uciekał właśnie ukradkiem. Dobrze, niech idzie. Na śmierć nie zasłużył, chociaż lekcję dostał solidną. Tymczasem ja muszę pozbyć się problemu, który coraz usilniej uciskał moją szyję.
— Bingo! — Roześmiał się, wzmacniając uścisk. — Bystry z ciebie krasnal!
Kopnęłam go w piszczel, a wykorzystując chwilę zdziwienia, odepchnęłam od siebie. Złapałam kilka wdechów.
— Trzeba być naprawdę idiotą, aby chcieć zabić kogoś, kto już jest martwy. — Chyba nie usłyszał. Jego wzrok skietowany był w miejsce, w którym przebywał facet.
— Cholerny skurwysyn! — warknął, rzucając się w stronę wyjścia. Zablokowałam mu tę oocję, wrecz na niego skacząc i powalając na ziemię.
— Zostaw g.. — urwałam, widząc, że w zderzeniu z grubtem stracił przytomność. — Ej, nadpobudliwcu? — mruknęłam, podnosząc się. Miałam nadzieję, że nie zrobiłam mu krzywdy. Przyłożyłam rękaw do nosa, tamując krwawienie, które dopiero teraz stało się problemem. Chciałam skontrolować funkcje życiowe faceta, ale ten po chwili zamrugał.

    Si? Nie jestem zbyt dumna z tego opowiadania :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz