niedziela, 7 maja 2017

Karo - CD. Historii Si

    Westchnęłam cicho. Okropnie bolała mnie czaszka, do tego kręciło mi się w głowie. Co prawda, jako kaskaderka zdarzały mi się ostrzejsze wypadki, to też nie czułam się specjalnie zaabsorbowana sprawą. O wiele bardziej irytowało mnie teraz towarzystwo faceta. Z uwagi na prywatność, chciałam wiedzieć, jak dotarł pod moje, a co gorsza - Natalki drzwi. Miałam nosa do pakowania się w problemy, fakt, ale nie zamierzałam dodatkowo angażować w nie dziewczyny. Na obecną chwilę była jedną z tych nielicznych osób, które nie działały mi na nerwy, to też okropnie mi zależało na jej poczuciu bezpieczeństwa.
~ Nie, abym Cię nie popierała — Molly wtrąciła się nagle — ale uważam, że powinniśmy się zbierać, zanim znowu mu odwali. — Średnio mnie to zmotywowało. Zawsze, kiedy tulpa sugerowała mi niebezpieczeństwo uaktywniał się alarm, który buzował, aby zrobić zupełnie na odwrót.
— Z tego, co wywnioskowałam, z nimi prędzej cokolwiek uzgodnię. — Spojrzałam z ukosa na zwierzęta. — Nie jestem małym dzieckiem, sama się opatrzę — dodałam, wstając.
— Właśnie stroisz fochy, niczym małe dziecko — zauważył. W tym momencie miałam serdeczną ochotę uderzyć go w twarz, hamował mnie jednak fakt, aby nie robić tutaj Vincentowi i Patrickowi niepotrzebnego zamętu, i tak już dzisiaj byliśmy dość kłopotliwi.
— Nie. Po prostu nie mam najmniejszych podstaw, aby pozwolić Ci oglądać tę ranę. Proste? — Wstałam, zamierzając oddelegować się do swojego pokoju. Zrobiłam jednak ledwie kilka kroków, zanim znowu mnie dogonił.
— Jak tak wejdziesz, przestraszysz tą swoją współlokatoreczkę, czy ki czort.
Prychnęłam.
— To lepsze, niż podrzucanie jej jakiś dziwnych przedmiotów pod drzwi, nie uważasz? — Stróżka krwii spłynęła z czoła po grzbiecie mojego nosa, aby następnie rozbryzgać się na przyjąć
— Masz dziwny system wartości — mruknął.
— A Ty jesteś hipokrytą, przed chwilą przeszkadzała Ci moja natarczywość — spojrzałam na niego z irytacją — nie możesz sobie wrócić do swoich codziennych zajęć? Naruszyłam Ci jakiś zegar biologiczny, czy inne gówno? — wywarczałam.
— Można tak powiedzieć. — Ponownie wzruszył ramionami — Nie możesz po prostu zacisnąć zęby i przyjąć pomoc?
— Ty chyba nie jesteś zbyt kumaty, co? Lepiej się opatrzę sama, niż gdyby miał mi to robić obcy facet, w dodatku z krwią na rękach. — Przyspieszyłam kroku, kierując się do swojego pokoju, z cichą nadzieją, że Natalie gdzieś wyszła. Przeważnie nasze miejsce zamieszkania było tak samo puste w dzień, jak i w nocy. Każda żyła swoim tempem, zostawiając przestrzeń drugiej. Mimo to, uważałam ją za jedyną bliską mi osobę, do której w razie w można było dziób otworzyć. Nacisnęłam klamkę, wchodząc do środka. Pusto, na szczęście. Weszłam do łazienki, chcąc szybko uwinąć się z raną. Chwyciłam apteczkę, jej zawartość była jednak zupełnie pusta, co odkryłam otwierając biały przedmiot. No cóż, znajdź w domu kaskaderki oraz niezdary opatrunki.. nawet ze świeczką byłoby ciężko. Mimo to podeszłam do lustra i uniosłam grzywkę, niechcący muskając ranę. Czoło było ewidentnie rozcięte, nie wyglądało za dobrze. Moją uwagę przykuło jednak coś jeszcze, mianowicie osoba stojąca za mną.
— Jasna cholera, co Ty tutaj robisz?! — Wręcz podskoczyłam, obracając się i patrząc wprost na mężczyznę.
— Zostawiłaś otwarte drzwi. Jak już tu jestem, to chyba nie zaszkodzi, jak pomogę, co?
— Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale to podchodzi pod włamanie. 

                                                                        Si?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz