niedziela, 7 maja 2017

Shirley - CD. Historii Limbo


- Banda głodnych demonów, pełzających cicho przez mrok, niczym stado ogarów, szykująca się by zrobić skok- powiedziała Limbo głosem zupełnie odmiennym od swojego. Ten był jakby stworzony do horrorów, upiorny i mrożący krew w żyłach - ostatnie słowo było jednak wypowiedziane znowu zgoła odmiennym tonem, takim, jakiego zwykle się używa, by przestraszyć od tyłu przyjaciela. Efekt jednak pozostał świetny. Uderzenie adrenaliny gwałtownie zatrzepotało moim sercem, zmuszając mnie wręcz do rozejrzenia się dookoła w poszukiwaniu krwiożerczych, czających się w ciężkim mroku potworach. Rzecz jasna, choćby i zgraja takowych osobników czekała kilka kroków dalej, bezszelestnie zmniejszając dzielący nas dystans, i tak niewiele bym zobaczyła, do kota mi zdecydowanie za daleko. Odrobina światła wpadająca jakby wstydliwie przez szparę korytarzowych drzwi nie wystarczyła, bym mogła przebić wzrokiem aksamitną ciemność, aspirującą do egipskiej.
Kilkoma szybkimi ruchami w górę i dół potarłam zziębnięte ramiona, przez które przeszedł dreszcz ekscytacji. Wena niemal rozrywała moje ciało. Zdecydowanie muszę częściej zaglądać do podziemi.
- Świetne- szepnęłam, nie mogąc opanować podekscytowania.- Chodziłaś może na jakieś zajęcia teatralne?
- Czemu pytasz?- szepnęła, wyraźnie zdumiona. Nie musiałam widzieć jej twarzy, by dostrzegać te emocje, malujące się jakby światłem w mroku pomieszczenia.
- Genialnie modulujesz głosem. Miałam wrażenie, że to, co mówiłaś, dzieje się naprawdę- uśmiechnęłam się szeroko, mimo że w ciemnościach i tak nie zostawił po sobie żadnego śladu. Dość przygnębiające. Chyba nieco lepiej rozumiem teraz Daiki'ego. Zawsze mu się dziwiłam, że robi tyle zdjęć, zamiast po prostu cieszyć się chwilą obecną. Ale na swój własny sposób, maluch chciał zatrzymać przy sobie na wieczność szczęśliwe chwile. Nie pamiętał mamy, a wszyscy, w szczególności Carol, nasz kochany pedant, kojarzyli doskonale dzień, kiedy Daiki wręcz przewrócił dom do góry nogami w poszukiwaniu jej zdjęć. Zachowało się ledwie kilka, które nie były znowu tak wyraźne. Ot, pstryknięte nagle, bez ostrzeżenia. Czarno-biała fotografia - mama w ślicznej, muślinowej sukience, gładząca odstający brzuch, z którego wyjść miał niedługo stworek zwany Shin'em. Mama obok taty w dniu ich ślubu. Mama jeszcze jako panna, przytulająca się do drzewa jakimś japońskim lesie. Mama w kimonie na tle wybuchających fajerwerków, trzymająca się poręczy mostu. Diś robił zdjęcia praktycznie cały czas, jakby bał się, że pewnego dnia odbiorą mu wszystko, co mu drogie i zostaną z nim tylko zdjęcia. Z całego rodzeństwa, to chyba on był najbardziej wrażliwy. Przepłakiwał nieraz całe dnie, zobaczywszy rozjechanego wróbla czy też lwy zabijające młode antylopy na ekranie telewizora.
- Dziękuję- cichy głos Limbo wyrwał mnie z zamyślenia. Klepnęłam się wewnętrznymi stronami dłoni w policzki, by wrócić do rzeczywistości. I zaraz zaczęła mi przeszkadzać niewygodna pozycja. I zimna podłoga. Oparłam więc cały ciężar ciała na stopach, by ciało nie przez cienki materiał spodni nie musiało stykać się z podłożem, po czym usiadłam w tradycyjnym "przykucu". Co prawda, źle wyliczyłam, na ile mogę się wyprostować i stuknęłam czubkiem głowy o chropowaty blat stołu, który to wydał głośny jęk ze swoich rozklekotanych nóg. Wymacałam dłonią bolące miejsce i rozmasowałam je kilkoma energicznymi ruchami, po czym objęłam rękami kolana.
- Tylko stwierdzam fakt- odparłam po kilku dobrych sekundach, kiedy wreszcie znalazłam idealną pozycję. Przy okazji pewnie narobiłam sporo rumoru.- Hej, hej, mogę mieć do ciebie prośbę?- nie czekając na reakcję dziewczyny, lekko się pochyliłam, zniżając dłoń do teatralnego szeptu.- Panno Limbo, zgodzisz się kiedyś ze mną w czymś zagrać?
Przez chwilę panowała cisza.
- Zobaczy się.
- Yaj! Paluszkowa obietnica?- wyciągnęłam dłoń, ale zaraz ją cofnęłam, zorientowawszy się, że w obecnych warunkach owa czynność mogłaby być z deka trudna do zrealizowania.- Wiesz, trochę tu można się czuć, jakbyśmy były jakimiś ocalałymi rozbitkami z dalekiej wyprawy w ko...
Szczęk klamki przerwał moją wypowiedź. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich wysoka sylwetka, być może zwabiona moimi wcześniejszymi hałasami. Natrafiłam ręką na głowę Limbo i pochyliłam się nad jej uchem. Pod wpływem impulsu, chciałam urzeczywistnić swój diaboliczny plan, a co!
- Chodź, zrobimy skok godny bandy ogarów!- na moich ustach zaigrał uśmiech, kiedy chwyciłam dziewczynę za dłoń, ostrożnie i (próbując przynajmniej!) bezszelestnie pokonać możliwie blisko ściany pomieszczenie, by zaskoczyć naszego gościa.

 

                                      Limbo? Pobawimy się w duszki?~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz