wtorek, 2 maja 2017

Andrew - CD. Historii Silleny

- Mam wybujałą wyobraźnię - zastrzegłem. Silleny pokręciła głową i szła dalej przed siebie, wbijając wzrok w odziane w koturny stopy.
Ten zakład kosztował mnie całe 15 dolarów, zastanawiałem się tylko kiedy się o nie upomnieć. Wsadziłem ręce do kieszeni pozostawiając na wierzchu tylko kciuki.
- Do hotelu? - zapytała po chwili, nadal zgrywając urażoną. To nie tak, że obchodziły mnie jej rodzinne i osobiste sprawy; o Silleny wiedziałem tyle, że jest zaskakująco mikra, promuje kolor truskawek i ma dryg do działania mi na nerwy, choć to ostatnie nie było aż taką tragedią.
Spojrzałem na nią i skrzywiłem się od padającego na baldachimy okolicznych kawiarni słonecznego światła.
- Czy ja wyglądam na jakiś terminal? Idę się wyluzować. - wzruszyłem ramionami i ponownie odniosłem dziwną satysfakcję z mojej przewagi wzrostu.
Ile mierzyła ta czerwona cholera? Półtora metra?
- Po męsku? - uniosła (uwaga, ktoś mógł nie zauważyć!) czerwoną brew.
Nie patrzyłem już na nią, bo mimowolnie spodziewałem się najazdu teletubisi w pozostałych trzech kolorach: jakże męskim fiolecie, do zerzygania optymistycznej zieleni i równie pociesznej żółci.
Świat w barwach teletubisi byłby weselszy, pomyślałem z odrazą.
- Jeśli liczysz, że postawię ci drinka, to jesteś w błędzie. Jesteś w ogóle pełnoletnia?
- Groźba połamania ci kości nadal obowiązuje. - warknęła. - Poza tym nie przyjęłabym od ciebie żadnego trunku.
- Nawet syropu malinowego? Pasuje ci do... Wszystkiego. - kąsnąłem, czekając na kontratak.
- Mam nadzieję, że się w nim utopisz.
- Chyba za nisko oceniasz moje zdolności. - kątem oka dostrzegłem neon baru po drugiej stronie ulicy. Musiałem przejść tylko wysepką zaraz po minięciu zaułka. - Tam się rozstaniemy.
Skinąłem głową na wysoki budynek jaki tworzył kompleks sklepu; jego ściany z dwóch stron odcinały skąpo oświetloną uliczkę.
- W końcu w czymś się zgadzamy. - mruknęła, a ja przewracając oczami palnąłem ją otwartą dłonią w tą szkarłatną czuprynę. - Powariowałeś?!
Skoczyła w moją stronę, niebezpiecznie wymachując pięściami. Usunąłem się w bok i złapałem ją za wirujący nadgarstek.
Zanim zdążyłem prawidłowo zareagować, Sill spełniła swoją groźbę i wolną ręką z niewiarygodną siłą uderzyła mnie w żebra.
- Cholera! - błyskawicznie puściłem jej rękę i złapałem się mimowolnie za bolące miejsce. Czerwona bestia uśmiechała się perfidnie. Spojrzałem na nią z wyrzutem i gniewem, po czym wykorzystując chwilę, gdy dziewczyna myślała, że jeszcze się zbieram; kopnąłem ją prostą w kolanie nogą w obcas.
Niedoświadczona w sprawie stąpania na koturnach, straciła równowagę i gruchnęła na chodnik. Odwzajemniłem się jej swym najbardziej szyderskim uśmiechem.
Musiałem odbiec kilka metrów w stronę zaułka, bo dziewczyna szybko zebrała się z podłoża i wystartowała w moją stronę, niewiarygodnie szybko poruszając nogami.
Rąbnęła mnie kolanem w biodro i usiłowała trafić pięścią w twarz, ale usunąłem ją z toru ciosu w ostatniej chwili. Kostki Silleny z głuchym łoskotem uderzyły w szybę, która zadrżała od siły włożonej w atak, ale była najwidoczniej sztucznie utwardzona, bo nie pękła.
Wymienilśmy zbulwersowane spojrzenia. Oboje byliśmy świadomi, że moglibyśmy wyrządzić drugiemu gorszą krzywdę.
Cofnęła rękę, a ja dostrzegłem, że mocno poczerwieniały jej kłykcie.
Otworzyła usta, aby wyrzucić z siebie jakąś zapewne wyjątkowo lotną uwagę, ale nagle w uliczce obok rozległy się jak na zawołanie krzyki i trzask rozbijanych butelek.
- Jesteś debilem. - powiedziała masując pięść i natychmiast skrzywiła się z bólu. Ha.
- A ty wariatką. - zmrużyłem teatralnie oczy. Nieźle się biła, ale nie zamierzałem jej przecież chwalić.
Przebrnąłem chodnikiem do wylotu zaułka. Chyba pękło mi żebro. Jak to możliwe, że uderzyła tak mocno?
- Tam się coś dzieje. - mruknąłem czując ukłucie w płucu. Śledziłem wzrokiem jak w cieniu szarpie się kilka sylwetek. Ktoś coś krzyczał i ostro klął. Szkło trzaskało się dalej.
- Nie mój interes. - syknęła przez zaciśnięte zęby i dołączyła do mnie. Najwyraźniej doskwierał jej ból w ręce.
- Świetnie, bo mój też nie. Jesteś mi winna odszkodowanie!
- Jeszcze słowo i poślę cię do kostnicy. - Sill także zawiesiła wzrok na piszczącej w zaułku kobiecie i dwójce, a może nawet trójce okładających się mężczyzn.
- Słyszę to jako życzenia w każde święta. - parsknąłem przekornie i spróbowałem się wyprostować.
Kobieta krzyknęła, ale niezbyt mnie to ruszało. Przygryzając język zrobiłem krok do przodu.
Nagle Sill złapała mnie za włosy, bez żadnego ostrzeżenia i pociągnęła w dół.
- Co ty.!? - ryknąłem, ale wtem rozległ się huk wystrzału i kilkanaście centymetrów ponad nami świsnął pocisk z uliczki.
Wykorzystując tą nieznaną siłę, dziewczyna wciągnęła mnie za murek.
- No nie wierzę, znowu celują we mnie! To przez to, że jesteś takim mikrusem!
Zanim zdążyła zaoponować, ignorując ból żebra wyciągnąłem zza pasa dwa sztylety do rzucenia i wsadziłem jeden z nich w lekko spuchniętą dłoń Sill.

Silleny? Cholerny, czerwony mikrusie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz