niedziela, 26 lutego 2017

Patrick - C.D Historii Vincenta & Adriena

                                    Imagine cold hands holding your heart,
                                             The though alone can only tear you apart,
                                              I know you wish it would end, it's sad it's only the start,
                                             These memories, they only mean my soul is empty and dark...*
 
   Odstawiłem gitarę gdzieś na bok niedbale i nieczule, zupełnie jakbym nie był sobą. Rzuciłem się na łóżko i zagryzłem wargi wciąż czując na nich smutne słowa piosenki, którą od kilku godzin próbuję sklecić. Czas przecieka mi przez palce, a ja nadal nie potrafię z tym nic rozbić. Każdy dzień jest bezbarwny, czuję to więc dlaczego czegoś nie zrobię? Dlaczego właśnie takim muszę być? Przełknąłem z trudem ślinę.
   Kilka razy starałem się zmienić, przecież byłem już tak blisko... jedyny sukces jaki odniosłem to Vincent. On jeden jest przy mnie i czuję to naprawdę. Jeśli gdzieś jest jakiś bóg, błagam, niech zbawi jego duszę. Przekręciłem się na brzuch i zacisnąłem palce na śliskiej poszewce kołdry. Zaciskałem zęby i powieki, ale łzy nieustannie do nich napływały. Poczułem, jak piersią wstrząsa potężny szloch lecz nie mogłem go uwolnić. Nie mogłem dać się złamać swoim własnym lękom. Zwłaszcza, że nie do końca wiedziałem czego się boję.
   Wiedziałem jednak, że tęsknię. Za mamą i jej babeczkami, które wypiekała z najtańszej mąki, bo tylko na taką było nas stać. Tęskniłem za Frenchem, tym durnym kotem, który chociaż przez miesiąc był mój. Za Kendrą, moją młodszą siostrą, która niedługo ukończy liceum. Wiedziałem, że Vincent ma młodszego brata i myśli o nim, że boi się, że David go nie kocha. Ja wiedziałem, że Kendra mnie kocha. I ja kochałem ją. Było mi tak strasznie wstyd, że nie mogłem teraz przy niej być; złościć się o to, że wchodzi do mojego pokoju, spuszczać łomotu głupim chłopakom, którzy kiedykolwiek jej dokuczyli, i że nie mogę udawać zazdrosnego o jej adoratorów.
Tęskniłem za Khalifą i jego irytującym krzyżem, który nosił na łańcuszku. Tęskniłem za Caroline i wiecznymi przepychankami, jakie urządzaliśmy każdego dnia. Ale najbardziej tęskniłem za Rozalie i jej dobrym, serdecznym uśmiechem.
    Wcisnąłem twarz w materac, chcąc stłumić w sobie wszelkie emocje. Dlaczego za dnia udawanie kogoś, kim nie chcę być szło mi z taką łatwością? Dlaczego ludzie nie obchodzili mnie, jednocześnie będąc dla mnie tak ważnymi? Z jakiego powodu wraz z nadejściem nocy nie mogłem wytrzymać ciszy tych ścian?
     W jednej chwili zerwałem się z łóżka i w przypływie dziwnej, niezrozumiałej dla mnie emocji sięgnąłem do ukrytego za wezgłowiem pudełka. Wyszarpnąłem je stamtąd nie zważając na możliwość podarcia delikatnego kartonu. Zrzuciłem wieko i pochwyciłem pęk zdjęć jaki skrywało w sobie pudełko. Chciałem cisnąć nim gdzieś za siebie, ale przypomniałem sobie o delikatnym, złotym łańcuszku jaki spoczywał na dnie. Wyciągnąłem go i przyjrzałem mu się, gdy leżał na mojej dłoni. Pobłyskiwał lekko odbijając jasne światło księżyca, które wpadało przez okno do sypialni. Wykrzywiłem twarz w żałosnym uśmiechu, czując jednocześnie jak nadmiar łez moczy moje policzki i mozolnie spływa po brodzie kapiąc tym samym na wisiorek.
    Nieświadomie upuściłem zdjęcia gdzieś na dywan, zrobiłem niemrawy krok i usiadłem pod oknem, dotykając zimnej ściany plecami. Podciągnąłem kolana pod brodę i wtuliłem twarz w delikatną błyskotkę. Choć stop nie miał prawa wydzielać jakiegokolwiek zapachu, podświadomie wmawiałem sobie, że on zachował jej zapach. Że noszony przez Rozalie latami wciąż utrzymuje słodką, różaną poświatę.
     Byłoby dużo łatwiej gdyby ona była martwa. Gdybym wiedział, że odeszła i jest gdzieś daleko stąd. Rozalie jednak wciąż chodziła po świecie, który zastawiał na nią kolejne pułapki. Ale nie to było najgorsze. Najgorsza była ta pieprzona zazdrość o sam fakt, że u jej boku mógłby stać ktokolwiek inny niż ja.
Łzy płynęły dalej, po raz pierwszy od dawna. Nie wydałem z siebie jednak żadnego dźwięku. Żadnego jęku ani szlochu, tylko grube strugi łez spływały po mojej twarzy. Zapewne siedziałbym tak dalej tworząc okrutny obraz nędzy i rozpaczy skąpanego w cieniu chłopaka, o zapłakanej twarzy, siedzącego pośród rozrzuconych zdjęć najbliższych jego sercu ludzi i ściskającego w dłoni jedyną pamiątkę po ukochanej kobiecie, gdyby nie nagły dzwonek telefonu.
  Wówczas postąpiłem mechanicznie, bezmyślnie. Nawet nie spojrzałem na wyświetlacz, wyciągnąłem komórkę z kieszeni i przycisnąłem ją do ucha.
- Halo? - rzuciłem bardziej do siebie niż do rozmówcy, zupełnie jakbym chciał się upewnić,  czy wciąż tu jestem.
- Patrick? - z drugiej strony doszedł mnie pełen przerażenia głos, każde słowo oddzielone było od drugiego szybkimi oddechami. - Błagam, musisz tu przyjść.
 Otworzyłem szerzej oczy. Przerażony głos należał do Vincenta. Mojego przyjaciela.
- Co się dzieje? Gdzie jesteś? - zerwałem się na równe nogi i zacisnąłem dłoń, w której spoczywał naszyjnik w pięść.
- Chryste, ona tu jest.
- Vincent, skup się, kto taki? - oddechy stawały się coraz częstsze i nieregularne. Zaobserwowałem jak bieleją kłykcie na mej zaciśniętej pięści. - Mów do mnie! Co się stało?!
- Wróciła. - szepnął cicho. - Radża wróciła.
    Wisiorek wysmyknął mi się z dłoni, poczułem, jak powoli brakuje mi tchu. Po drugiej stronie rozległ się dźwięk rozłączonego połącznia.
Ta informacja sprawiła, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy, moje życie zmieniło się nieodwracalnie.
 
 
 C.D.N.
_____________________________
(przyp. aut) * tłumaczenie:
Wyobraź sobie zimne ręce trzymające twe serce,
Sama myśl może cię rozerwać,
Wiem, że chcesz żeby to był koniec, szkoda że to dopiero początek,
Te wspomnienia, one znaczą tylko, że moja dusza jest pusta i ciemna.

Vincent - C.D Historii Nehemii

- Co masz na myśli mówiąc, że jestem ważny? - zaśmiałem się cicho i usiadłem na łóżku, po czym usadowiłem z kołdrą pod brodą, jednocześnie siadając tak, aby być mniej więcej na wprost fotela, na którym siedziała towarzysząca mi kobieta.
- Przywódca i koszykarz w jednym. To już niezły początek, a kto Cię tam wie, może osiągnąłeś coś jeszcze? - jej głos nabrał zadziornego tonu.
- Tak, okiełznałem dziką bestię imieniem Patrick.
- Coś już o nim dzisiaj wspominałeś, to Twój zwierzak? - wiedziałem, że ironizuje, ale uznałem, że to niezły temat do śmiechu.
- Aha, mój osobisty goryl. - Emi uśmiechnęła się przelotnie. - A tak poważnie, to mój jedyny przyjaciel i przy okazji zastępca tego trupiego zgromadzenia, jak sam mawia.
- Nazwa wpada w ucho, z pewnością wyrywacie na to mnóstwo chętnych. - zaśmiałem się ponownie, co ciekawe pasowała mi ta dzisiejsza satyra i wyrazisty sarkazm. - Co do przyjaciół, naprawdę to Twój jedyny? Wyglądasz raczej na osobę, która jednoczy sobie ludzi.
  Zadarłem szyję ku górze i przyjrzałem się sufitowi, zupełnie jakbym podziwiał na nim coś wyjątkowego. Zastanawiałem się jednak dlaczego tak jest; Wędrowców przybywa a Patrick i ja to nadal ten sam duet.
   Oczywiście nigdy nie pozwolę, aby nasza relacja osłabła, bardziej dziwił mnie fakt, że z tej kompanii nie robi się trio, kwartet czy nawet kwintet. O ile dobrze pamiętam te muzyczne nazwy.
- Sam nie wiem czemu tak jest. Każdy z nich jest inny, dla mnie to piękne. Pewnie gdybym się bardziej przyłożył i rozmawiał z nimi częściej niż ten jeden raz, gdy opowiadam im o tym, dlaczego tu są... może wówczas miałbym ich więcej. - wzruszyłem ramionami i przyjrzałem się jej uważnie. - A Ty? Będziesz szukała trwałych relacji?
  Nehemia skrzywiła się lekko i odwróciła głowę nieco w bok sprawiając, że cień niemalże całkowicie przesłonił jej oblicze. Zastanowiłem się, czy to przez przeszłość czy wprost przeciwnie - lęk przed przyszłością. Błyskawicznie skarciłem się w duchu za takie domysły. To prywatna sprawa, muszę się w końcu tego nauczyć.
 - Kto wie? Czas pokarze. - nie mogłem mieć pewności, ale odniosłem wrażenie, że nie jest ze mną do końca szczera. Emi to intrygująca postać, nie miałem ku temu żadnych wątpliwości. Ciekawiła mnie, w dodatku cieszyłem się, że jest chętna do spędzania wspólnie czasu, tak jak chociażby w tej chwili; może to nie jest wymarzona godzina na odwiedziny, ale tej nocy nie miałem nic na głowie, poza tym martwiły mnie obecne doniesienia o niedalekiej interwencji służb specjalnych.
- Tak czy inaczej, miałeś mi powiedzieć dlaczego nie śpisz. - powiedziała nim zdążyłem odezwać się jako pierwszy.
Nehemia jako członek naszej niewielkiej społeczności miała absolutne prawo wiedzieć, co się dzieje, gdzie i kiedy. Zwłaszcza, że porachunki z FBI dotyczyły bezpośrednio nas wszystkich. Każdy z nas był zagrożony i każdy miał prawo znać swego wroga. A ja, jako samozwańczy przywódca Wędrowców miałem obowiązek chronić każdego z nich.
  Wypuściłem powietrze z płuc i nadąłem policzki.
- Nie wiem czy to dobry temat na dzisiejszy wieczór. Z pewnością nie najprzyjemniejszy.
Tym razem to ona się zaśmiała. Uniosłem pytająco brew nie wiedząc, co rozbawiło dziewczynę.

                                              Nehemia? Krótkie, ale treściwe c;

Patrick - C.D Historii Lucy

- Zgadłaś, chociaż to żadna sztuka wypytać o każdy gatunek po kolei. Umowa powinna zostać anulowana. - wzruszyłem ramionami niby od niechcenia, choć tak naprawdę chciałem się z nią troszeczkę podroczyć.
- Żartujesz? - Lucy spiorunowała mnie wzrokiem. Może i wyglądałaby z tym spojrzeniem groźnie lub co najmniej przekonywująco, ale trzymany przez kobietę kotek minimalizował to wrażenie do minimum.
- Mówisz to tak, jakbyś chciała zaatakować mnie z użyciem kota. Uważaj, napad z bronią w ręku jest podobno karalny. - pokiwałem głową z powagą.
 Kobieta przewróciła oczami i pogładziła zwierzaka po grzbiecie.
- Nie słuchaj go Neko. Bredzi od rzeczy. - zakręciła palcem wolnej ręki kółko wokół skroni. Pacnąłem się otwartą ręką w twarz. Kociary.
- Koniec tej dziecinady, zoologiczny jest za rogiem więc lepiej się pośpiesz, jeśli chcesz coś jeszcze kupić o tej godzinie. - mówiąc to sam ruszyłem żwawiej do przodu. Co prawda powoli nadchodziła wiosna, ale o dziewiętnastej nadal było ciemno, chodniki pustoszały na okres dwóch, trzech godzin tylko po to aby przed północą zalać się tłumami młodych ludzi śpieszących na otwarcie klubów, czy też dilerami, którzy odsypiali co swoje i powoli wypełzali ze swych melin.
  Latarnie uliczne rozpoczęły już swoją wartę, a neonowe ekrany umieszczone na piętrzących się ponad głowami nowojorczyków biurowcach zaświeciły ogromem ofert i reklam. Bez słowa dotarliśmy do końca alei i zakręciliśmy w dobrze oświetloną ulicę. Tak jak pamiętałem, na rogu mieścił się sklep zoologiczny, który można było rozpoznać po ogromnym malunku psa na zakratowanym oknie. Kraty były też opuszczone na drzwi.
- Czułam, że tak będzie. - mruknęła Lucy krzywiąc się. - Będziemy musieli przyjść tu jutro.
  Spojrzałem na nią udając, że swymi słowami uraziła moje ego. Tymczasem zupełnie nie przeszkadzałaby mi jutrzejsza podróż z nią w to miejsce, ale przecież nie mogłem się do tego przyznać.
- My? - nadałem swojej wypowiedzi zszokowany ton. - Z tego co wiem, ja nigdzie nie muszę chodzić.
- Daj spokój, sama tu nie trafię. - wytężyła siłę spojrzenia swoich szarych oczu. Przez chwilę miałem ochotę się zaśmiać, ale zignorowałem wewnętrzną potrzebę, tak jak czyniłem zresztą od dawna i zajrzałem do wnętrza budynku wtryniając nos między kraty. Zarejestrowałem długi kontuar i kilka stojaków z różnymi produktami a także wyłożoną wykładziną podłogę.
- Wzięło cię na podziwianie kojców i misek? - zagadnęła nieco naburmuszona. Wyprostowałem się i spojrzałem na nią nonszalancko.
- Nie, dbam jedynie aby twój futrzak miał z czego żreć. - mruknąłem i dotknąłem jej ramienia. To była sekunda, byłem przyzwyczajony do nagłego uczucia zwijania się w sobie, a potem staliśmy już na wykładzinie w oświetlonym jedynie ulicznymi lampami sklepie.
  Czarnowłosa kobieta zmarszczyła czoło i przyjrzała się najpierw lokalowi, następnie swemu podopiecznemu. Zmrużyła oczy i otworzyła usta, zupełnie jakby chciała coś powiedzieć, ale najwidoczniej się rozmyśliła, bo ruszyła wraz z miauczącym kolegą między regały.
  Wykorzystawszy chwilę, gdy pochylała się tyłem do mnie nad kocami chwyciłem witaminy rozpuszczające się w wodzie, które od kilku miesięcy serwowałem Tonny'emu. Dzięki nim jego pazury stały się dużo twardsze i łatwiej było mu utrzymywać się na moim ramieniu.
  Gdy Lucy skończyła ogląd produktów zbliżyła się do mnie ściskając parę rzeczy pod pachą.
- Skoro jesteś taki dobry w znajomości prawa karnego, powiedz mi, czy to przypadkiem nie jest kradzież z włamaniem?
- Jaka tam kradzież, skoro na blacie ląduje równowartość brakujących produktów? To kupno bez nadzoru właściciela, nic więcej. - wzruszyłem ramionami i szybko spojrzałem na ceny, po czym wetknąłem za przypinkę do papieru kilka banknotów.
- Bądź ostrożny, nie dość, że zapłaciłeś to jeszcze przeniosłeś nas tutaj ze względu na mojego kota. Zaryzykuję stwierdzenie, że to było miłe. - powiedziała naśladując mój poważny ton sprzed kilku minut.
  Na to tylko czekałem. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem zza pleców witaminy.
- Ryzykantka z ciebie marna, to, że zgarnęłaś za darmo fanty dla zwierzaka, sympatykiem mnie jeszcze nie czyni. Zwłaszcza, że przyszedłem tu głównie po po produkt dla żółwia.

                                                    Lucy? A to ci śmieszki.

Natalie Chloe Morgan

Tożsamość: Natalie Chloe Morgan
Wiek: 20 lat
Płeć: Kobieta
Funkcja: Wędrowiec
Głos:
Lana Del Rey
Charakter: Natalie jest spokojną i opanowaną osobą, którą bardzo trudno wkurzyć. Łatwo jest zdobyć jej zaufanie, ponieważ wystarczy z nią kilka razy porozmawiać czy też podczas rozmów pokazać, że jest się godnym zaufania. Nie trzeba rozpoczynać rozmowy, bo ona najczęściej sama zaczyna z kimś rozmawiać i stara się dopasować do swojego rozmówcy. Na przykład, gdy rozmawia z kimś kto jest raczej samotnikiem to mówi jak najmniej i po prostu stoi obok tej osoby, by mógł przyzwyczaić się do niej, później już stara się by ją polubił. Jest raczej otwartą na ludzi osobą, którą trudno zniechęcić, nawet jeśli się jest oschłym w stosunku do niej. Lubi zawierać nowe przyjaźnie czy też nawet jest bardzo chętna do pomocy. Jeżeli się ją poprosi to najczęściej się zgadza, bo czasami jest coś czego sama nie jest w stanie zrobić, jak na przykład dosięgnięcie do jakiejś wysokiej półki. Pomaga też czasami w problemach i stara się jak najlepiej doradzić. Stawia innych na pierwszym miejscu, o siebie dba dużo później. O ile nie znajdzie się kolejna osoba, która potrzebuje jej wsparcia. Podczas znajomości woli raczej słuchać co ktoś inny ma do powiedzenia niż opowiadać o sobie czy swoich zainteresowaniach. Jedyne co lubi to czasami pomóc w nauce tego co lubi a innym wychodzi to już trochę gorzej. Nigdy nie wyśmiewa się z takiej osoby, ponieważ wie, że sama też kiedyś zaczynała. Wewnątrz siebie ukrywa smutek, który męczy ją bardzo długo. Pomimo wszystko tak naprawdę nie za bardzo dba o to czy poczuje się lepiej czy nie, bo woli dbać o to by inni czuli się lepiej od niej. Nie obchodzi jej czy to jest trudne czy też jak długo by to robiła.
Charakterystyczne zachowanie - Cecha charakterystyczna: Zazwyczaj bawi się swoim zegarkiem w chwilach stresujących czy nawet denerwujących. Jej cechą charakterystyczną jest duża ilość siniaków jaką posiada na ciele
Umiejętności: Jej umiejętnością jest kontrolowanie uczuć innych czy też nawet sprawdzania przy tym jakie uczucia ma dana osoba
Narodowość: Australijka
Data urodzenia: 24.01.1996
Data śmierci: 25.01.2016
Bliscy: Starszy brat, rodzice oraz kuzynka, z którą utrzymywała kontakt mailowy
Druga połowa: Nie jest pewna czy znajdzie miłość, choć bardzo by tego chciała
Historia Przejścia: To miał być dzień jak każdy inny. Natalie szła do pracy jak zawsze pełna pozytywnych myśli pomimo tego, że pokłóciła się ze swoją najlepszą przyjaciółką. Bardzo lubiła swoją pracę, bo w niej mogła spędzać czas z ludźmi. Dogadywała się z nimi bardzo dobrze i zauważyła, że dzięki niej coraz więcej ludzi chętnie odwiedza restaurację w której pracowała. Byli też często stali klienci, których znała już dosyć długo. Bardzo ich lubiła i dobrze się z nimi dogadywała, jednak nie wiedziała, że przez to ma swojego wroga w pracy. I nawet nie zauważała, że ktoś jej bardzo zazdrości tych relacji. I jak zawsze uważała, że wszystko będzie dobrze i znów będzie mogła pogadać z ludźmi. Że przez chwilę będzie mogła pogadać z kucharzem, którego tak bardzo lubiła, lub pewnym mężczyzną, który pracował w biurze, a na przerwy lubił zaglądać do ich restauracji. Myślała, że po skończeniu pracy będzie mogła iść i jak zawsze pojeździć sobie na łyżwach, bo bardzo ją to odprężało czy też nawet było dla niej zwykłą rozrywką. I wszystko było tylko zbyt pozytywnym myśleniem. Tak samo jak zawsze cierpliwie znosiła nieprzyjemnych klientów i takich, którzy nie mogli się zdecydować co zamawiają. A z boku patrzyła na nią wkurzona koleżanka, która nigdy nie rozumiała jakim cudem udaje jej się tak dobrze ze wszystkimi dogadywać. I jak zawsze gdy koło niej przechodziła to niby przypadkowo ją uderzała łokciem, co nie spodobało się klientom, ale Natalka jak zawsze nie zwracała uwagi i zajmowała się tym co lubiła najbardziej. I wtedy popełniła błąd, bo wkurzona jej ignorancją koleżanka postanowiła coś na to poradzić. Wzięła duży nóż od kucharza pod pretekstem pokrojenia czegoś na sali, a tak naprawdę miała dużo gorsze zamiary. Natalka nawet się tego nie spodziewała. Zazdrosna dziewczyna podjechała do niej ze sztucznym uśmiechem i spytała czy nie ma przypadkiem problemu z pokrojeniem czegoś. Natalie odpowiedziała, że nie bo już sobie poradziła z problemem. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i słodko powiedziała to szkoda i bardzo szybko wbiła jej w brzuch nóż, który wzięła i szybko go wyjęła. Natalie zszokowana upadła na kolana. Chwyciła się za ranę, jakby chcąc powstrzymać krwawienie. W jej oczach pojawiły się łzy, nic nie mogła z siebie wykrztusić. Po prostu czuła ból w miejscu rany, słyszała coraz bardziej rozmywane się krzyki, aby następnie opaść z sił na ziemię i w taki sposób umrzeć.
Waga: 51,3 kilo miłości do cukru
Wzrost: 158 centymetrów radości
Fundusze: 100$
Upodobania: Natalie bardzo lubi jeździć na łyżwach czy też po prostu łyżwiarstwo figurowe. Bardzo lubi tworzyć, czyli na przykład malować lub też pisać opowiadania. Od dziecka lubiła sport, nie ważne jaki by to był.
Awersje: Nie lubi lenistwa czy też oceniania po wyglądzie
Pokój: Jednoosobowy łączony 4
Inne: *startowała w kilku konkursach siatkarskich, łyżwiarskich i pływackich
*uwielbia słodycze a przede wszystkim kostki cukru
Źródło: Mortemm

Ariel - C.D Historii Shirley

  Gwałtownie uniosłem się z łóżka. Miałem naprawdę dziwny sen. Śniło mi się, że spokojnie zajadałem trawę, gdy nagle oberwałem łyżką w oko od kangura tańczącego poloneza. Westchnąłem, podnosząc się.
  Było już całkiem późno, w pokoju nie widziałem nikogo z moich współlokatorów. O ile za całkiem późno uważamy godzinę czternastą. Brawo, Arl, nie ma to, jak zmarnować pół dnia. Szybko zerwałem się z łóżka, wstając. Dobra, mam jeszcze godzinę. Wybierałem się dzisiaj na kabaret, no wiecie, chciałem porównać to, co zobaczę do tego, co napisałem. Robiłem tak często, rzadko kiedy jednak dochodziłem do jakiegoś wniosku. Ot, luźne przemyślenia, co musiałbym poprawić. Szybko się umyłem. Zimne kropelki lekko łaskotały moje ciało, wypadając z prysznica niczym uczniowie wylewający się z klasy na korytarz, aby nareszcie dostać się do domu, lub zjeść ukochaną kanapkę. Ubrałem się i wyszedłem na zewnątrz pokoju. Zatrzymałem się w przejściu, szukając w kieszeni telefonu.
  Sam, to ja się pewnie zgubię, a od czegoś mamy google maps. Nagle jakaś istotka podbiegła w moim kierunku, nieomal się na mnie rzucając.
— Hej, hej, miło mi poznać! — zawołała, wyciągając do mnie rękę. — Od dawna tutaj mieszkasz? Shirley jestem, a Ty?
Zaśmiałem się cicho, podając jej rękę. Zdawało mi się, że Shirley widzę po raz pierwszy. Musiała być tutaj nowa. Ewentualnie jeszcze na siebie nie wpadliśmy. Ostatnio widuję tu coraz więcej nowych twarzy.
— Hrabia Ariel Anubis — zażartowałem, szczerząc się. — Właściwie, to od kilku tygodni. Jesteś nowa, czy nie?
— Ano. — Skinęła głową — Akurat niedawno mi się zeszło. — Słyszałem w jej głosie nutkę smutku, mimo to nadal się uśmiechała. Podrapałem się po karku, po czym wyrzuciłem język z ust. Dziewczyna poszerzyła uśmiech.
— Cóż, ciężko tu znaleźć żywą duszę. Ale, nie szkodzi. Wybierałem się właśnie na kabaret, nie masz może ochoty? — zaproponowałem.

                                                                         
                                                    Shirley?

Ariel - C.D Historii Kader


— Już mnie nie ma, sir! — zawołałem, szykując się do akoku. Raz. Dwa.. Trach. Wylądowałem z nie małym hukiem na ziemi, bokiem. Poczułem ból, przepływający przez moje ciało.
— Żyjesz? — Kader podeszła do mnie.
— Głupie pytanie — odpowiedziałem, śmiejąc się. Podniosłem się, mimo, że wszystko mnie bolało. Ariel Anubis, nowy mistrz parkoura.
— Straszna z ciebie łamaga, Syrenko. — Dziewczyna uśmiechnęła się.
— Przykro mi, że Syreny lepiej radzą sobie w wodzie — mruknąłem.
— Mówisz? — zapytała. Właściwie, to nie byłem jakimś wybitnym pływaczem. Moje pływanie ograniczało się jedynie do tego, że nigdy się nie utopiłem, ale przecież tytuł rudej syrenki z fioletowym biustonoszem z muszelek zobowiązuje.
— Teoretyzuję — odpowiedziałem — no, to w którą stronę się kierujemy?
— W stronę słońca — rzuciła wesoło blondynka. Uśmiechnąłem się.
— No dobra, ale w takim wypadku lepiej wybierać się w gamte kierunki w nocy — zażartowałem.
— Co Ci zależy? I tak nie źyjesz. — Wzruszyłem ramionami. W istocie poszliśmy w kierunku, który wskazywało nam słońce. Co prawda, z początku mijaliśmy typowe miejsca, wśród typowych lokali. Kawiarnie, sklepy, empiki, Roaster Chickeny i inne takie. Nagle coś rzuciło mi się w oczy. Wśród tych typowych budynków mieściła się kawiarnia, wzorowana zapewne na tych japońskich. A może raczej sowiarnia? W każdym razie, było to miejsce, w którym można było pobawić się z sowami.
— Hek, Kader — zwróciłem się do towarzyszki — lubisz sowy?
— Może. A bo? — zapytała, a ja wskazałem głową na owe miejsce. Wyglądało całkiem zachęcająco.
                  Kader? Cholibka, nie zauważyłem , że odpisałaś xd

Karo

  Nagle widziałam wszystko jakby z perspektywy trzeciej osoby. Jeb.ło tak równo, że miałam wrażenie, że ogłuchnę. Cholera, ale narobiłam syfu! Rozejrzałam się gwałtownie, zastanawiając, czy nikogo nie zabiłam. Wszyscy jednak byli na swoim miejscu, a przynajmniej było tak przez następne setne sekundy. Jak gdyby ktoś przycisnął jakiś przycisk otoczyła mnie agonia przerażenia namoczona w szaleństwie. Młodzież przez moment była podniecona. Pomyśleli zapewne, że to kolejny efekt specjalny w końcu grupa Karo zastosowała ich wiele. Ba, przedstawienie złożone było z takich efektów. Po chwili i ci zrozumieli, co się dzieje i zaczęli zrywać się z krzeseł. Ech, chyba zepsułam zabawę. Języczki ognia, wytworzone przz wybuch pokrywały scenę, z której pouciekali moi koledzy. Gdzieś w oddali słyszałam moje imię. Czułam się jak królowa żywiołu, srojąca pośród niego. Martwa królowa scenerii przepełnionej paniką i strachem. Oto właśnie ja.
~ Mowiłam Ci, że w ten sposób zaprowadzisz nas do grobu. — Molly była widocznie zdenerwowana, ale też smutna.
— Nic nie mów.. — mruknęłam zirytowana. Nie byłam smutna, byłam wściekła. Jak mogłam sobie pozwolić na tak głupi lapsus?
— To niegrzeczne — stwierdził ktoś za mną. Obróciłam się, trochę przestraszona. Kto mógł tutaj podejść w tym płonącym szaleństwie? Czy ktoś w ogóle byłby na tyle głupi? Ujrzałam mężczyznę, na pewno o kilka lat starszego, niż ja.
— Kim jesteś? — zapytałam nieufnie, zadzierając głowę, aby patrzeć mu w oczy. Nie tak wyobrażałam sobie mrocznego żniwiarza, czy jak się tam mówiło na śmierć.
— Nazywam się Vincent — powiedział — moją misją jest zabranie Cię do domu.
— Tu jest mój dom — oznajmiłam twardo, zgodnie z prawdą. To miejsce kochałam bardziej, niż cokolwiek innego. Właściwie, moją pasję rozumiała tylko Natalie. To wcale nie tak, że się nie martwiła, po prostu szanowała mój wybór. Byłam jej za to wdzięczna.
— Tu był twój dom — poprawił — sama zobacz, stoimy w płomieniach.
— Mam więc pójść z tobą? — zapytałam.
— To przed chwilą powiedziałem — uśmiechnął się.
— Świetnie.. — mruknęłam, ruszając w kierunku wyjścia. Zdążyłam jednak zrobić może trzy kroki, kiedy sceneria się zmieniła. Stałam przed wysokim budynkiem.
— Więc, jesteś nowym wędrowcem? — W cieniu stała druga postać.
— Strasznie przyziemna nazwa — skrytykowałam, wchodząc do środka. Następnie odbyły się szybkie ceregiele, podczas których wybrałam sobie jednoosobowy pokój łączony o numerze 4. Lubiłam samotność. Zostałam pokierowana do stołówki, gdzie trwał obiad. Wszystko to wydawało mi się okropnie nierealne, pewnie zaraz się obudzę. Dopiero, kiedy ujrzałam grupkę ludzi, jedzącą posiłek, zrozumiałam.
Jestem martwa. Bardziej martwa, niż byłam kiedykolwiek wcześniej. Poczułam nagłą falę żalu, którą stłumiłam. Mówi się trudno, żyje się dalej. A może raczej nie żyje się? W końcu, żyłam tylko adrenaliną.
Nałożyłam sobie posiłek, po czym usiadłam do stołu. Po chwili ktoś się do mnie dosiadł.
— Jesteś nowa, co? Nie kojarzę Cię.
— Czy to ma jakieś znaczenie? — zapytałam, obracając się do rozmówcy. — Ja także w życiu Cię nie widziałam.

                                                            Ktoś?

Karolina Kruger

Tożsamość: Formalnie Karolina Kruger. Ale kogo obchodzi formalności? Karolina Kruger nie istnieje, jest tylko Karo. Przedstawia się jako Karo, nie pozwala się również inaczej nazywać.
Wiek: 24 lata
Płeć: Kobieta
Funkcja: Wędrowiec
Głos:
Come, Little Children *
Charakter: Ta nieco infantylna, marudna, a już na pewno złośliwa istota maskuje swoją wrażliwość pod chłodnym usposobieniem. Karo to uparta indywidywidualistka, podążająca swoimi starannie wydeptanymi ścieżkami. Dba o najdrobniejsze szczegóły, pilnuje, aby wszystko co wyjdzie z jej inicjatywy było nieskazitelną idealnością, chociaż wie, że to niemożliwe. Ma względem siebie wysokie oczekiwania, zawsze daje sto procent. Nie dba o swoje zdrowie, chociaż skrycie troszczy się o innych. Nie lubi podlizywania się, taka osoba traci szacunek w jej oczach. Jest bystrą osobą, którą często zaślepia chęć przeżycia przygody. Ciężko się z nią zaprzyjaźnić ze względu na oziębłe usposobienia i ponury sposób bycia. Ma specyficzne, całkiem mroczne poczucie humoru, uśmiecha się tylko do nielicznych, a zdobycie jej zaufania może przypominać szukanie igły w stogu siana. Wobec jednak osób, którym ufa jest lojalna jak mało kto. Boi się je stracić i bywa zazdrosna, chociaż pluje sobie w brodę, jeśli za bardzo to okaże. Potrafi wybaczyć wszystko, umie też przyznać się do błędów, które, nie oszukujmy się, popełnia często. Wierzy w siebie niczym ostatnia egoistka i poza kontaktami towarzyskimi uważa, że nie ma rzeczy, których by nie zrobiła, jest to częsty powód kłótni tych pięćdziesięciu kilo czystego ryzyka z bliskimi. Jest szalona, żywiołowa i energiczna, mało komu jednak pozwala zobaczyć tę część swojej natury. Jeśli może, pomoże. Jeśli nie może, też pomoże. W żadnym jednak wypadku nie oszczędzi sobie komentarzy, jaki to ktoś jest nieporadny. Boi się okazywać uczuć, uważa zresztą, że nikogo one nie obchodzą. Rzadko kiedy pozwala sobie na uśmiech, złość czy łzy, czasem prychnie, lub się zaśmieje.
Charakterystyczne zachowanie - Cecha charakterystyczna: Notorycznie przewraca oczami. Ma też tatuaż na plecach, przedstawiający motyla, oraz jasno zielony kolczyk w języku.
Umiejętności: Może rozpłynąć się w powietrzu.
Narodowość: Urodziła się w Polsce, chociaż ostatnie lata swego życia spędziła w Niemczech.
Data urodzenia: 21.08. 1994
Data śmierci: 09. 06. 2016
Bliscy: Rodzinę zostawiła za sobą, zresztą, chyba nie zależało im na utrzymaniu z nią kontaktów, gdyż także się nie odezwali. Matka, Lucja, Ojciec, Wiktor, trzyletnia młodsza siostra, Sandra. Ot wszyscy. Kontakt przez dłuższy czas utrzymywała jednak ze swoją kuzynką, Natalie, poprzez emaile.
Poza nią, ma również wymyśloną przyjaciółkę, Molly.
Druga połowa: Był taki czas, że miała narzeczonego, Hans jednak zostawił ją, zdenerwowany ciągł ryzykiem, jakie niosło za sobą życie kaskaderki. Kruger uszanowała jego decyzję, postanowiła sobie jednak, że w przyszłości będzie bardziej się starać. <Tutaj nadmienię, Karo jest biseksualna>
Historia Przejścia: Kolejny, taki sam dzień. Karo ponownie wstała z łóżka, ponownie się ubrała. Jej ciało pokrywały nielicznie siniaki, ale noga zdążyła już wydobrzeć po dawnym złamaniu. Jeszcze dzień, może dwa, a w końcu wróci do pracy. Nudziło ją zwykłe, codzienne życie Berlina. Chciała ponownie odwiedzić swoją jedyną, prawdziwą miłość - Film Town. Był to niewielki park rozrywki, osadzony pod Berlinem. Znaczy, wróć nie chodziło o park rozrywki z rollercosterami i innymi takimi. Film Town dzieliło się na kilka dzielnic. Ukochanym miejscem Karo była tam część poświęcona horrorom, jej dział znajdował się jednak o wiele bliżej serca. Karolina Kruger była bowiem Kaskaderką. Zabawiała dzieci, nastolatków i dorosłych, skacząc z wysokości, wykonując rozmaite wariacje, przewroty, tańce na zwisającej linie czy niebezpieczne skoki. Uwielbiała przedstawienia, jakie tworzyli wraz ze swoim zespołem. Taak. Jeszcze trochę.
W końcu nadszedł ten dzień. Mogła wrócić do swojego, wcale nie spokojnego życia. Karo wracała do Film Town. Dawno nie wypełniała jej tak wielka ekscytacja, jak tego dnia. Od pięciu lat była niezmiernie oddana temu miejscu. Na pierwszej próbie wiedziała, że przesadza. Była świeżo po kontuzji, a już rzucała się na jadący motocykl, aby jej partner, Klark, mógł ją złapać. Mimo, że szczerze nie znosiła języka niemieckiego, uwielbiała słuchać żywych głosów ludzi tego miejsca, pokrzykujących ochrypłą niemczyzną, że czas na przerwę. Zresztą, język ten otaczał ją na co dzień, zdążyła się do niego przyzwyczaić. Tego dnia niejedna osoba upominała ją, że powinna zwolnić, bo znowu może opuścić ich na kilka dni. Karo prychała w odpowiedzi. Przecież robiła wszystko najidealniej, jak umiała. Nic nie mogło się zdarzyć.
I rzeczywiście, tego, jak i następnego i jeszcze kolejnego dnia wszystko poszło świetnie. Dziś odwiedzić ich miała grupa gimnazjalistów z Polski. Karo była tym faktem zadowolona, lubiła widywać swoich rodaków. Występ miał zawierać elementy ognia, co również kobiecie odpowiadało. Uwielbiała biegać w specjalnej płonącej płachcie, jakiej zwykł używać jej zespół. Można było ją nosić maksymalnie minutę, dłużej nie była bowiem w stanie powstrzymywać oparzeń. Jak zwykle, wszystko przebiegało dobrze. Fikołki wykonane idealnie, zgrane z Klarkiem świetne. Nadszedł czas ognistej płachty. Dziewczyna bez wahania okryła się płaszczem, i zaczęła biec. Po chwili płachta została podpalona. Wszystko byłoby świetnie, gdyby Kruger się nie potknęła. Dziewczyna wpadła wprost na nieuruchomiony jeszcze motocykl. Rozległ się głuchy huk. Tak zakończyło się życie dwudziestoczterolatki, dnia dziewiątego czerwca 2016 roku.
Waga: 50 kg
Wzrost: 155 centymetrów, taki karzełek.
Fundusze: 100$
Upodobania: Entuzjastka wszelkich niebezpieczeństw, skrycie zakochana również w śpiewaniu. Bardzo lubi zwierzęta, uważa, że widzą one duszę człowieka. Jej ulubioną porą roku jest zima, uwielbia jeździć na łyżwach. Oczywiście, jak na kaskaderkę przystało, ruch to jej małżonek, a wysokość - kochanek. Nie wyobraża sobie życia bez kawy i książek.
Awersje: Nie lubi nadmiaru ciepła, po wypadku raczej nie ma co się dziwić. Obrzydzają ją sztucznie uprzejmi ludzie i słodzona herbata (również kawa). Boi się odrzucenia, dlatego mało kogo do siebie dopuszcza, obawia się również zawieść cudzych oczekiwań wobec niej, jak i faktu, że nie będzie zdolna pomóc, kiedy będzie potrzebna. Totalnie wkurza ją natrętność.
Pokój: Jednoosobowy, łączony - 4.
Inne: Kiedy była dzieckiem, chciała być piratką.
Ma ADHD. Przynajmniej jedna część jej ciała, chociażby palec zawsze się rusza.
Swoją wymyśloną przyjaciółkę, Molly, ma od trzynastego roku życia. Bała się, że ją opuściła, kiedy umarła, tak się jednak nie stało. Molly ma jednak do niej pretensję o nierozważność dziewczyny.
W swoim pokoju trzyma długopisy w kształcie strzykawek, sztuczne.pająki, szczury, oraz inne gadżety z działu horrorowego Film Town.
Można ją spotkać włócząc się po opuszczonych budynkach.
Zawsze marzyła o szczurku.
Jako dziecko była niezwykle wesoła i wrażliwa. Potem jej przeszło.
Źródło: Patfood

Ana Black

Tożsamość: Ana Black
Wiek: 17 lat
Płeć: piękna ^^
Funkcja: Wędrowiec
Głos:
Rater Be
Charakter: Ana jest osobą o dosyć specyficznym charakterze, którego źródłem mogą być jej huśtawki nastrojów. Raz masz przed sobą przyjazną, ciągle uśmiechającą się dziewczynę, która nie skrzywdziłaby muchy, innym razem bezwzględną morderczynię, która nie zawaha się poderżnąć ci gardła. Są dni, kiedy popada w coś na kształt depresji, a wtedy niemal niemożliwym jest z nią porozmawiać, chyba że chce się prowadzić monolog bez jakiegokolwiek odzewu z jej strony. W normalnych okolicznościach ma cięty język i nie wie, kiedy należy się zamknąć. Mimo wszystko jest osobą bardzo wrażliwą, niemniej stara się robić wszystko, aby na taką nie wyglądać. Jest uparta i niezwykle pamiętliwa. Nigdy nie odpuszcza, więc jeśli coś jej zrobiłeś możesz być pewny, że się zemści, chociażby kilkadziesiąt lat później. Piekielnie dobry z niej kłamca, a do tego, jeśli zechce, potrafi być niezwykle przekonująca. Niechętnie dzieli się z innymi swoją historią. Jeżeli poruszysz niewygodny dla niej temat w tym zakresie, będzie starała się jak najszybciej zmienić kierunek rozmowy na jej sprzyjający albo będzie uparcie milczeć, aż nie odpuścisz. Nie lubi działać w pośpiechu, ale jeżeli zajdzie taka potrzeba, nie ma z tym problemu. Najlepiej czuje się przebywając na otwartej przestrzeni, co ma związek z jej klaustrofobią. Uwielbia zdobywać nowe umiejętności w każdej dziedzinie, czy to w nauce, czy w sporcie, czy w jeszcze inszych aspektach. Jest obdarzona pamięcią fotograficzną i ponadprzeciętną umiejętnością dedukcji.
Cecha charakterystyczna: niewielki tatuaż na lewym
nadgarstku
Umiejętności: ~ panowanie nad wodą (+ oddychanie pod wodą)
~ zakrzywianie czasoprzestrzeni (tj. spowalnianie, przyspieszanie upływu czasu, cofanie się w czasie, coś w rodzaju teleportacji czy tworzenie różnego rodzaju zaburzeń w czasie i przestrzeni, ale nie jest w stanie stworzyć przez to trwałych, fizycznych uszkodzeń w rzeczywistości; wszystkie wprowadzone przez nią zmiany są chwilowe i po pewnym czasie wracają do stanu sprzed jej ingerencji, pozostając jedynie w umysłach osób widzących je na własne oczy)
~ zauważyła u siebie zaczątki umiejętności panowania nad pogodą, ale na razie ta umiejętność raz się objawia, raz nie i jest ściśle powiązana z emocjami Any
Narodowość: Francuska
Data urodzenia: 5 maja 1991 roku
Data śmierci: 1 styczna 2009 roku
Bliscy: Rosemarie (matka); James (ojciec); Aaron (brat-bliźniak); Mary (starsza siostra)†; Liam (najlepszy przyjaciel);
Druga połowa: Obecnie nie ma, ale nikt nie powiedział, iż nie może to ulec zmianie...
Historia Przejścia: Ana żyła w zwyczajnej, średniozamożnej rodzinie. Oprócz obecności siostry-psychopatki, która kilka razy w roku próbowała popełnić samobójstwo lub wyrządzić trwały uszczerbek na zdrowiu któremuś z rodzeństwa, w jej życiu nie działo się nic nadzwyczajnego. Od dziecka uczyła się jeździć konno, a także doskonaliła swoje umiejętności intelektualne. Dzieciństwo spędziła wraz z rodziną w niewielkim domku nad jeziorem. Zapewne mieszkałaby tam już na stałe, gdyby nie tragiczny incydent, który miał miejsce 1 stycznia 2003 roku. Wtedy to jej starsza o siedem lat siostra zrobiła to, co usiłowała zrobić odkąd skończyła 7 lat: popełniła samobójstwo, topiąc się w jeziorze. Po tej tragedii jej rodzina przeprowadziła się do Paryża, gdzie Ana poznała swojego przyszłego najlepszego przyjaciela - Liama. On jako jedyny z nowej klasy Any zauważył, że z nową uczennicą coś jest nie tak. Chcąc dowiedzieć się, dlaczego opuściła swój dom na odludziu, przeprowadzając się do samej stolicy, nawiązał z nią znajomość. Szybko okazało się, że dwójka nastolatków ma wiele wspólnych zainteresowań i doskonale się ze sobą dogadują.
Życie płynęło dalej w nowej rzeczywistości, z nowymi znajomymi, ale w pamięci Any zawsze pozostała martwa siostra. Często nawiedzały ją koszmary z jej udziałem, a w umyśle Any zaczęła pojawiać się myśl, że Mary może wcale nie popełniła samobójstwa. W wieku siedemnastu lat Ana postanowiła odwiedzić swój stary dom i spędzić w nim sylwestra z przyjacielem. 1 stycznia 2009 roku, o 4:23 wyszła sama z domu, wykorzystując to, że Liam już spał, po czym udała się nad jezioro. O 4:26, stojąc na pomoście, usłyszała za sobą kroki. Nie zdążyła się nawet obrócić, żeby zobaczyć, kto nadchodził. Nagle czyjeś dłonie spoczęły na jej ramionach i pchnęły. Została utopiona tego samego dnia i w tym samym miejscu, co jej siostra sześć lat wcześniej. Zyskała dzięki temu dowód na to, że może jednak jej siostra wcale nie odeszła z tego świata z własnej woli...
Jedyną jej bliską osobą, która widziała Anę po śmierci, był Liam. Mimo że miała ku temu niejedną okazję, od swojej śmierci jak dotąd nie pokazała się nikomu z rodziny.
Waga: 60 kg
Wzrost: 178 cm
Fundusze: 100$
Upodobania: ~ każdy rodzaj muzyki (jeśli tylko dany utwór wpadnie jej w ucho)
~ osoby potrafiące postawić na swoim
~ dobre jedzenie (rzadko kiedy je w tzw. fast-food'ach czy nawet dobrych restauracjach; woli wszystko przygotować sama)
~ czytanie książek
~ oglądanie seriali/filmów detektywistycznych
~ ponad wszystko kocha jazdę konną
~ łyżwiarstwo figurowe
~ każdy rodzaj czekolady
~ cukier w kostkach
~ zdobywanie nowych umiejętności
Awersje: ~ bezmyślne wykonywanie poleceń
~ znęcanie się nad słabszymi
~ naśmiewanie się z kogoś dlatego, że ma inny sposób bycia (lub myślenia)
~ złe traktowanie zwierząt
~ "maminsynki" wszelakie
~ osoby udające mądrzejsze, niż są w rzeczywistości
~ niemal wszystkie warzywa
~ ludzie próbujący jej w jakikolwiek sposób rozkazywać
Pokój: nr.
Inne: ~ nienawidzi wszelkiego rodzaju robactwa
~ po swojej śmierci postanowiła odkryć, kto ją zabił, a przy tym zemścić się na wszystkich, którzy ją skrzywdzili za życia - niektórym napędziła jedynie strachu, lecz inni skończyli z nieco poważniejszymi urazami psychicznymi...
~ ma klaustrofobię
~ jest leworęczna
~ ze dwa lata temu przypałętał się do niej pewien
kot i teraz nie odstępuje jej na krok; nosi wdzięczne imię Spook
Źródło: Anko5
 

Nehemia - C.D Historii Vincenta

  W milczeniu przyglądałam się budynkowi i neonowi z jego nazwą. Wyglądem przypominał wszystkie te hotele ze starych, czarno-białych filmów, które czasem oglądałam z siostrą, gdy siedziałyśmy zamknięte w pokoju. Hotel był naprawdę duży, robił szczególne wrażenie, kiedy stanęłam tuż przed wejściem i spojrzałam w górę. Zawsze lubiłam tak robić pod drzewami, wydawało mi się wtedy, że jestem jeszcze mniejsza. Hah.
     Vincent otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Weszliśmy do jasno oświetlonego holu, podłoga wyłożona była ciemnoczerwoną wykładziną, jak to zazwyczaj było w takich miejscach. Dalej była recepcja z przejściem na jadalnię, skąd dobiegały słodkie zapachy, które nawet u mnie wywołały burczenie brzucha, na co skrzywiłam się lekko. Jedno fioletowowłosemu musiałam przyznać, hotel od środka wyglądał dużo lepiej, choć i od zewnątrz nie prezentował się tragicznie.
- Dostaniesz pokój na drugim piętrze. Na razie wszyscy Wędrowcy tam są, więc będziesz miała sporo osób dookoła. - Powiedział, prowadząc mnie w stronę schodów. Mruknęłam ponuro, pokazując jak bardzo zachwycona jestem tym faktem. Im więcej osób będę znać, tym bardziej przywiążę się do tego miejsca i tym trudniej będzie mi stąd odejść. A w moim przypadku przywiązanie się to najgorsze co może się zdarzyć. Najgorsze co może spotkać ich wszystkich. No... Jedna z gorszych rzeczy.
- To twój pokój. W środku są już twoje dwie współlokatorki, powinnyście się dogadać. - Uśmiechnął się do mnie, otwierając drzwi do pokoju numer dwadzieścia cztery. Moim oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie, w którym znajdowały się już dwie dziewczyny. Jedna o kocich uszach, druga rudowłosa i obie podobnej budowy co ja. Jedna z nich miała na imię Saterra, a druga Sara, jednak skupiłam się na czym innym, gdy się przedstawiały, dlatego nie byłam pewna co do włascicielek imion. No cóż, dowiem się kiedy indziej. Lub w ogóle. Muszę mieć na uwadze moje plany co do długości pobytu tutaj i kurczowo się ich trzymać.
- Zapewne jesteś zmęczona dzisiejszym dniem, więc zostawiam Cię z dziewczynami. - Zerknęłam na chłopaka, nieco spanikowana, jednak natychmiast ukryłam to pod maską obojętności.
- Nie szczególnie, szczerze mówiąc... - Mruknęłam cicho, zerkając w stronę okna.
- Coś mówiłaś?
- Mówiłam dobrej nocy. - Odparłam głośniej i usiadłam na wolnym łóżku, gdy Valentine zniknął za drzwiami. Mruknęłam cicho i przewróciłam się na plecy, spoglądając w sufit.

     Dochodziła już druga w nocy, a ja nadal nie spałam. Siedziałam przy oknie i spoglądałam przed siebie, w ciemność, w której niewiele byłam w stanie dostrzec. Co jakiś czas próbowałam użyć swojej umiejętności i stworzyć coś z cienia. I nawet mi się udawało, problem w tym, że cieniste przedmioty znikały po około minucie. Prawie wybiłam sobie przez to zęby, gdyż z nudów stworzyłam poduszkę i oparłam się o nią brodą, a gdy ta zniknęła, przydzwoniłam w parapet. Jęknęłam cicho, a moje myśli powędrowały ku historii Vincenta, a konkretniej fragmencie o jego bracie. Także zaczęłam zastanawiać się czy młody chłopak pamięta o swoim starszym, nieżyjącym już, bracie. "Odrobinkę zazdrosny", pewnie. Nie każdy marzył o światowej sławie, ale dałabym sobie rękę uciąć, że ich rodzice byli dumni z Vincenta, co zapewne wywoływało w jego młodszym bracie zazdrość. W rodzeństwie zawsze tak było, ktoś zawsze był o kogoś zazdrosny, znałam to z doświadczenia.
     Uchyliłam delikatnie okno i przybrałam postać czarnego kota. Przecisnęłam się przez niewielki otwór i stanęłam na zewnętrznym parapecie. Zerknęłam w dół, machając powoli ogonem w jedną i drugą stronę. No nie, w tej formie na dół na pewno się nie dostanę... Zmieniłam się w kruka i zleciałam na dolny parapet, gdzie ponownie przybrałam postać kota. Dobrze, że chociaż tą umiejętność miałam opanowaną, mimo że ograniczała się ona raczej do niewielkich zwierząt. Ale przyznać musiałam, że nigdy nie próbowałam zmienić się w większe zwierzę niż pies czy kot.
     Zeskoczyłam na ziemię i ruszyłam wzdłuż ściany budynku, szukając otwartego albo chociaż uchylonego okna. I po niedługim szukaniu, przy końcu ściany znalazłam owe okno. Nawet w środku się świeciło. Sprawnie wyskoczyłam na parapet i wysunęłam się z gracją do wnętrza pomieszczenia, które było urządzone z niezłym smakiem. Przysiadłam i rozejrzałam się, napotykając wzrok fioletowowłosego. Miauknęłam, cofając się za okno, jednak Vincent zatrzymał mnie ruchem ręki.
- Nehemia? - Bardziej stwierdził niż spytał. No tak, moje źrenice, kimkolwiek bym się nie stała, oczy zawsze pozostaną takie same. A że są jakie są, to nie sposób ich pomylić.
     Przybrałam postać człowieka i zsunęłam się z parapetu, dotykając nagimi stopami chłodnej podłogi. Jeszcze w pokoju zdjęłam buty i kurtkę, jednak kluczyk tradycyjnie miałam przy sobie. Tym razem zawiązałam go na sznureczku i teraz dyndał mi na szyi.
- Emi wystarczy. Nie za bardzo lubie pełne imię. - Wzruszyłam ramionami i usiadłam na fotelu, który wskazał mi chłopak, po drodze zamykając jeszcze okno.
- Nie możesz spać?
- Nie potrzebuję dużo snu. - Podciągnęłam kolana pod brodę, rozglądając się po pokoju, jednak niewiele dostrzegałam, gdyż paliła się tylko lampka na biurku, oświetlając niewielką powierzchnię. - A ty czemu nie śpisz, hm? Czy tacy ważni ludzie nie powinni być wypoczęci na nowy dzień? - Uniosłam jedną brew, spoglądając na chłopaka prowokacyjnie.


Vincent? ^-^

Jasper Aiden Walters

Tożsamość: Jasper Aiden Walters
Wiek: 22 lata
Płeć: Mężczyzna
Funkcja: Wędrowiec
Głos:
Ashe
Charakter: Jest mężczyzną nietuzinkowym, o trudnym charakterze, jak wszyscy ci, którzy mają coś ważnego do zrobienia. Już od dziecka sprawiał trudności wychowawcze, a w późniejszym wieku szybko się uniezależnił. Trudno go do czegoś przekonać, przynajmniej od razu, bo po przemyśleniu cudzych argumentów nieraz w duchu uznaje ich racje.
Do swych błędów się nie przyznaje. Kiedy wbije sobie coś do głowy, trudno go od tego odwieść. Starannie opracowuje plan bitwy, a w ostatniej chwili improwizuje fortel, który zbije z tropu przeciwnika. Bardzo dużą wagę przywiązuje do zewnętrznych form. Opór stanowi część jego systemu filozoficznego. Porażki nie przygnębiają go, lecz pobudzają do zdwojenia wysiłków. Nie jest łatwo wpłynąć na jego decyzje i wybory, nie znosi rad i jest przekonany, że zawsze w życiu sobie poradzi. Prędzej posłucha rady obcej osoby, niż najbliższej rodziny. Posiada wielki dar przystosowywania się. Żywej intuicji nieraz nadużywa, grając natchnionego czy „wtajemniczonego”. Jest zaborczy nie po to, by posiadać rzeczy i ludzi, ale by posługiwać się nimi jak pionkami w grze lub jak towarem do wymiany, gdyż jego upór i zdecydowanie na wszystko, często w ten sposób pozwala osiągnąć wytyczony cel. Nie lubi cwaniactwa. Ma silne poczucie przyjaźni, które często ukrywa. obdarzony dużą inteligencją i nie mniejszymi zdolnościami manualnymi, potrafi robić dziesięć rzeczy naraz, i to robić dobrze. Wspaniała pamięć w połączeniu z rozbudzoną ciekawością popycha go do badania wszystkiego i do posiadania zdecydowanych poglądów w każdej sprawie.
Jest jednocześnie obiektywny i subiektywny, pełen pewności siebie i względnej nieśmiałości. Jest uparty, często sprzeciwia się, gdy proponuje mu się coś nowego. Od początku wydaje mu się, że zna najlepszy sposób postępowania. Trudno go przekonać zwłaszcza, że często ma rację! Czasem ogarniają go wątpliwości w samym środku starannie przygotowanego przedsięwzięcia. Ale zachowuje ten niepokój dla siebie, zwiększając jeszcze swą nerwowość. Chce wszystko robić sam. W gruncie rzeczy to mizantrop. To świetny organizator i solidny wykonawca. Zawsze chętny do pomocy, ma umiejętność skutecznego przekazywania wiedzy.
Charakterystyczne zachowanie : Przygryzanie materiału bluzki.
Umiejętności: -
Narodowość: Australijczyk
Data urodzenia: 12. 05. 1994
Data śmierci: 02.02.2017
Bliscy: Skoro jest martwy już raczej mało go to obchodzi, momentami jednak tęskni za Sophie.
Druga połowa: ---
Historia Przejścia: Nie pamięta nawet swoich biologicznych rodziców. Wie, że wychowała go obca para, po tym jak znaleźli go w opuszczonym i zniszczonym domu. Jego rodzina była najprawdopodobniej ćpunami i uciekli zapominając o nim. Tak Ellie i Mark zajmowali się nim. Kiedy miał 6 lat przeprowadzili się do nowego miasta. Niestety rok później Mark zmarł, okazało się, ze miał zawał serca. Jasper kochał go jak ojca i bardzo to przeżywał. Okazało się też, że kobieta, którą traktował jak matkę była w ciąży. I tak mały Jasperek miał mieć rodzeństwo. Kiedy miał 8 lat urodziła się jego siostra - Sophie. Niestety Ellie zmarła przy porodzie, co wręcz dobiło nastolatka. Zaopiekowała się nimi jedna z pielęgniarek wzruszona całą sytuacją – cóż za wspaniałomyślność, prawda? Po wszystkich tragicznych wydarzeniach zdążył się przyzwyczaić, ze jest w życiu łatwo - w takim życiu. Jego śmierć nie była efektowna. Sophie była bardzo aktywnym dzieckiem, nie zachowywała się spokojnie nawet czekając na pociąg. Kiedyś zbliżyła się za blisko krawędzi i omal nie wpadła na tory. Omal, bo Jasper chwycił ją i pociągnął w swoją stronę. Szczęście chciało, że on sam spadł na dół, niestety nie zdążył już stamtąd wyjść bo nadjechał pociąg.
Waga: 176 cm
Wzrost: 68 kg
Fundusze: 100$
Upodobania: Głośną muzykę; słońce i ciepłe dni, chociaż przesiadywanie w słońcu go nie kręci; książki, bieganie; ciepłe swetry
Awersje: Zimna, śniegu, zimy; marudzenia; kłótni; opalania się; broni palnej
Pokój: 22
Inne: *homoseksualista
*nie przepada za swoim głosem
*kiedyś uczył się tańca
1)
2)
Źródło: Shin

Jurij ”Yuri” Morozow


Tożsamość: Jurij ”Yuri” Morozow
Wiek: 19 lat
Płeć: mężczyzna
Funkcja: Wędrowiec
Głos: Daughtry

Charakter: Można rzec, że posiada dwie różne osobowości. Jest człowiekiem spokojnym i cichym, wielbiącym po stokroć spokój. No i jest też osobą uwielbiającą wszelkie waśnie, które często sam wznieca, albo bierze w nich udział. Trudno mu to połączyć, jakby w czasie sekundy zmieniał zdanie. Z pewnością jest tajemniczy i nieraz trudno rozgryźć o czym myśli w danym momencie. Zawsze obserwuje wszystko dokładnie co się dzieje dookoła. Każdą sytuację analizuje i wybiera odpowiednie wyjście. Zdarza mu się mieć silną mentalność zwycięzcy. Uwielbia od czasu do czasu zrobić coś szalonego, oczywiście jeśli nie chce mu się spać i siedzieć w ciszy. Jurij uśmiecha się i żartuje zwykle przy osobach, które lubi, ale zdarzają się wyjątki. Jest uprzejmy i opanowany. Bierze często wszystko zbyt poważnie. Otwiera się jedynie przed osobami, do których ma szacunek i które polubił – a jego szacunek niezwykle trudno zdobyć. Często nie ukazuje swoich emocji. Kiedy komuś pomaga nie podaje odpowiedzi na tacy, on tylko nakierowuje osobę na odpowiedni tor. Potrafi też być chamski, wredny i drwić z innych. Może być przerażający. Tylko tych co uważa za godnych szanuje i ma przed nimi respekt. Staje się brutalny, gdy ktoś sprzeciwia się jemu. Uniemożliwia traktowanie i patrzenie na siebie z góry, twierdząc, że powinni znać swoje miejsce. Czasem ma wrażenie, że jest na tym świecie sam i nikt nie jest w stanie go zrozumieć. Często gra typowego buntownika, lubi stwarzać pozory co do swojej osoby. Dzięki temu łatwo jest mu się odgrodzić od innych. Tworzy swoją bezpieczną strefę, do której wstęp ma tylko on. Umysłowa szybkość Morozowa przy dokonywaniu oceny scenariusza i podejmowanie właściwej decyzji jest prawie natychmiastowa. Jak przystało na osobnika o nierównym emocjonalnie charakterze, stać go nieraz na wielkie wyczyny. Nie pasjonuje go nauka, raczej uczy się dla siebie samego, niezależny samouk. Potrafi odczytywać intencje innych. Ceni doskonałość i perfekcję we wszystkim. Ma ogromne możliwości intelektualne, skłonności do dominacji, co nie wszystkim się podoba. Gdy idzie przed siebie, nic nie może go zatrzymać. Przypomina słonia, który kroczy, depcząc wszystko po drodze i nie zważając na krzyki lęku czy nienawiści. Potrzebuje nieprzyjaciół, gdyż działanie wiąże się dla niego z walką. Niedawno odkrył jak ważna jest też dla niego przyjaźń.
Charakterystyczne zachowanie: Chłopak kiedy jest zdenerwowany często drapie się po karku.
Cecha charakterystyczna: Posiada długą bliznę na karku, a kiedy się jej dotknie można wyczuć pod nią coś kształtem guza. Sam zadał sobie ranę, ponieważ nie wytrzymywał już bólu związanego z chorobą i w szale chciał się tego pozbyć „wycinając” go.
Umiejętności: Jurij za pomocą dotyku potrafi dowiedzieć się w jaki sposób zginęła druga osoba, nawet jeśli ona sama tego nie pamięta. Ta „moc” pozwala mu również odróżnić żywych od martwych chodzących swobodnie po ulicy.
Narodowość: Rosjanin
Data urodzenia: 12. 04. 1997
Data śmierci: 26. 01. 2017
Bliscy: Raczej brak
Druga połowa: Brak
Historia Przejścia: Jurij ma pewien problem. Jego moc jest bardzo przydatną umiejętnością, ale sam nie może sobie pomóc. Pamięta swoje poprzednie życie, ale sam moment śmierci jakby znikł. Prowadził dość spokojne życie, może trochę buntownicze, co chciał pokazać farbowaniem włosów, ogólnym niesłuchaniem się nikogo czy piercingiem. Tak dla niego wyglądał bunt. Był chorobliwie miły, więc próbował wszystkiego by zniechęcić do siebie ludzi. Mniej więcej kiedy miał 18 lat okazało się, że jest poważnie chory. Jurij ku przekór wszystkiemu nie chciał się leczyć, nigdy nie powiedział dlaczego. Pod koniec 2016 wyprowadził się na swoje. Zmarł kilka tygodni później. Podejrzewa, że powodem byłą właśnie choroba, choć nie mówi tego głośno. Uważa, że historyjka o treści: pobiłem się z kimś i jakoś nie wyszło, zmarło mi się – brzmi lepiej.
Waga: 70 kg
Wzrost: 182 cm
Fundusze: 100$
Upodobania: Kłótnie, cisza i spokój, sen, ciemne pomieszczenia, herbata, kawa, pomoc innym, czekolada.
Awersje: Nadmierny hałas; nieposłuszeństwo u zwierząt – woli kiedy te słuchają się swojego właściciela; tłumy.
Pokój: 22
Inne:  - pragnie dowiedzieć się w jaki sposób faktycznie zginął, choć wie, że jego teoria wydaje się być najpewniejsza,
- zawsze nosi skórzane rękawiczki. Nie lubi dowiadywać się o tym jak ktoś umarł, a to staje się właśnie kiedy dotknie ich dłonią. Głupio byłoby mu wpaść na kogoś i nagle dowiedzieć się w jak tragiczny (bądź nie) sposób ta osoba przeszłą na drugą stronę. Przez swoją moc jest też wyczulony na śmierć. Współczuje innym i gdyby nie „zakładał maski” zapewne łatwo byłoby widać smutek na jego twarzy,
- uwielbia czytać wiersze; pięknie rysuje,
- jego ulubione zwierzęta to wiewiórki,
- często farbował włosy (teraz pozostają w ich naturalnej platynowej barwie) oraz uwielbia piercing,
- posiada tatuaż w okolicy lewego obojczyka,
- wychowywał się bez ojca,
- jedni zwracają się do niego Jurij, inni ułatwiają sobie życie nazywając go Yuri, nie robi mu to różnicy,
- kocha zimę i wszystko co z nią związane; uwielbia moment kiedy może usiąść w parku, a płatki śniegu powoli na niego padają,
- jest altruistą,
- biseksualista; „warto mieć zawsze drogę ucieczki” jak mawia,
- nigdy nie odmówi czekolady,
Inne zdjęcia:
Przed chorobą w ciemnych włosach
1), 2)
 
 

piątek, 24 lutego 2017

Shirley

     Tak więc... wszystko się skończyło. Dość szybko. Co tu dużo mówić.
Stałam nad swoim ciałem, przypatrując się sama sobie. Leżała (nie umiałam już myśleć o niej jak o sobie - raczej jak o pustej skorupie) spokojnie, delikatnie uśmiechnięta. Sala była pusta. Ciekawe, kiedy się dowiedzą. Kolejny obchód powinien dotrzeć tu za kilkanaście minut.
Przeciągnęłam się, ziewając głośno. Cóż, bywa, wiedziałam, przygotowałam się. Nawet zdążyłam napisać list. Teraz, co odnotowałam z zadowoleniem, byłam w znakomitej formie, jak przed chorobą. Rodzina byłaby przeszczęśliwa, gdyby zobaczyła mnie w takim stanie...
Ale nie mogła. Ta, doskonale to wiedziałam, a nie chciałam być świadkiem tego, jak się o tym dowiadują. Chociaż sądziłam, że raczej... sama nie wiem, wyląduję w innym świecie? Ojciec był katolikiem i wychował mnie w duchu tej religii, dlatego nieco się zdziwiłam, jednak od początku dopuszczałam taką możliwość. Miałam jeszcze tyle planów. Niedawno nawet wymyśliłam fabułę książki, całkiem porządną, jak ocenił Shin. Ostatnie miesiące poświęciłam na powolne oswajanie się z widmem śmierci, ale na nią nigdy nie można być w pełni gotowym. Co najwyżej ją zaakceptować jako jeden z elementów życia. Próbowałam, ale nie dokończyłam wszystkiego. Nie zrobiłam sześćdziesięciu lat w dziesięć miesięcy.
   Dobra, robię się ponura! Klasnęłam w dłonie i wyszłam ze szpitala, uprzednio muskając delikatnie swoje nieruchome ciało.
- Słodkich snów, kochana!
Dziwne. Na korytarzu nie spotkałam nikogo prócz wyraźnie śpieszących się pielęgniarek. Z całą pewnością nie narzekały na nudę - w pewnym sensie nieco im współczułam, ale bardzo podziwiałam. Mayumi chciała wstąpić w ich szeregi. Kto wie, może się jej udało? Od tak dawna nie rozmawiałyśmy!
Wyszłam bez większych problemów. Ba, zdawało mi się, że nikt mnie nawet nie dostrzegał, co nie napawało mnie większych zdumieniem. Nie, to było złe określenie. Może i mnie widzieli, ale zaraz zapominali, nie zwracali uwagi. Jak na kolejną twarz w wielotysięcznym tłumie. Zastanawiająca była tylko moja obecna forma. Czym byłam? Duchem? Zjawą? Czymś pomiędzy? A może to po prostu sen? Nie, to zbyt realistyczne...
  Wyszłam na zewnątrz, biorąc głęboki wdech świeżego powietrza. Słońce jasno świeciło na niebie, zaskakująco intensywnie jak na tę porę roku - w zimę raczej można było się spotkać z grubą, szarą powłoką chmur. Cieszyłam się, że przyszło mi zakończyć żywot w tak uroczy dzień - w jakiś sposób było to miłe uczucie, że nie pada deszcz ani żadna z tych tandetnych, przygnębiających scenerii.
- Hej!- usłyszałam nagle.- Jesteś Wędrowcem?
Gwałtownie się odwróciłam, powstrzymując odruch kopnięcia potencjalnego napastnika. Jeszcze trochę i popadnę w paranoję jak Carol.
- "Każdy człowiek jest wędrowcem w stronę swej własnej Krainy Szczęścia"- zacytowałam jednego z ukochanych autorów.
   Dopiero teraz dokładniej przyjrzałam się mężczyźnie. Fioletowe włosy, wysoka, muskularna sylwetka. Urodzony sportowiec. Uśmiechał się. Nic mi chyba nie grozi, o ile nie jest jednym z psychopatów, którzy najpierw wolą zdobyć zaufanie. Równocześnie, jego oczy były raczej łagodne. Tym bardziej, że ulatniało się z niego coś na kształt... kolorowej aury, chyba tak to najlepiej określić. Miała ciepłą, miłą barwę. Dopiero teraz to zauważyłam. Przypominała trochę zielony.
Zaraz jednak zaczęłam głowić się nad jego tożsamością. Skoro mnie widział, kim był? Żywym o zdolnościach paranormalnych, jakimś medium? Duchem?
- Nie o to mi chodzi- uniósł dłoń.- Umarłaś jako człowiek i obecnie jesteś czymś pomiędzy. Razem z tym oto miłym panem, Patrick'iem- wskazał ruchem głowy na skrytego w cieniu chłopaka- zabierzemy cię w pewno miejsce dla takich, jak my, o ile tylko się zgodzisz. To jak?
Gość po prochach, zdecydowanie. Ale zarówno on, jak i tamten w cieniu o wyglądzie zbuntowanego dzieciucha, podczas gdy ten drugi przypominał rozgadanego, przerośniętego licealistę. Obaj jednak wydzielali pozytywną aurę. Nie wiedziałam do końca, o co z nią chodzi, ale czułam, że mogę jej zaufać, jeśli chodzi o ocenianie innych.
- Jeju, nareszcie ja to powiem do kogoś-zaśmiałam się.- Zgoda, ale jeśli obiecacie, że więcej nie tkniecie żadnego białego proszku! Poza tym...
- Spoko, nie masz czym się martwić. Jesteś jedną z nas. Zamieszkasz z nami w hotelu Hunter, i o ile się zgodzisz, większość Wędrowców żyje właśnie tam. Dość nagle, wiem, ale...
    O człowieku, to jak akcja żywcem wzięta z jakiegoś thrillera. "Zagadka Hotelu Hunter", zdecydowanie.
Z drugiej strony, nie miałam innego wyjścia. Byłam bez planu - w obecnej formie nie wiedziałam, co ze sobą począć.
- Zaryzykuję!- zdecydowałam.- Ahoj, przygodo! Ogółem, miło mi poznać, Shirley jestem. Shirley Natsuki Lacrimae, konkretniej rzecz ujmując.
Wyciągnęłam rękę, którą fioletowowłosy po chwili uścisnął. Miał wielką dłoń, jak koszykarze. Ciekawe, czy grał.
- Vincent Aubrey Valentine, mi również miło! A tamten to Patrick Lean Redstone.
Wyciągnęłam szyję, by lepiej przyjrzeć się chłopakowi.
- Hejo!- zakrzyknęłam wesoło.- Shirley jestem!
Skinął lekko głową.
Hotel Hunter w gruncie rzeczy przypominał starą cytadelę. Takie było przynajmniej moje pierwsze wrażenie, gdy go zobaczyłam.
- Wow, niesamowite!- krzyknęłam.- Zupełnie jak przedwojenne więzienie, nie? Dużo jest tutaj osób?
- Trochę- przyznał Vincent.
Zgodnie z obietnicą, wszystko mi wytłumaczyli, mimo że pod koniec miałam wrażenie, że para wystrzeli mi z mózgu. Error, zwarcie.
- Rozumiesz już wszystko?- zapytał na koniec.
- Nie!- przyznałam radośnie.- Ale nie martw się, lepiej mi chyba wychodzi nauka w praktyce, będę zbierała informację w swoim tempie. Raz jeszcze dzięki i przepraszam. Grunt, że mam przynajmniej klucz do pokoju, bo nie byłam do końca pewna, czy nie jesteście łowcami duchów. A tak w ogóle, są tu też takie prawdziwe, pełnokrwiste duchy, czy wszyscy mamy ludzkie formy? A może jest ktoś jak ci od Kacperka?
- Mówiłem, jesteśmy czymś pomiędzy, żadnych duchów tu nie uświadczysz. Ale jeśli jakiegoś spotkam, dam znać.
Zaśmiałam się, klepiąc chłopaka w ramię.
- Trzymam za słowo! Dobra, ja uciekam, dzięki raz jeszcze.
- No, do zobaczenia. W razie jakichś pytań, daj znać, kiedy tylko będziesz miała jakieś wątpliwości.
- Będę walić w drzwi o każdej porze dnia i nocy w takim razie.
Odbiegłam, pogwizdując pod nosem. W sumie, nie miałam innego wyjścia, jak przyzwyczaić się do nowych warunków.
   Zastanawiało mnie tylko, czy znajdę tu mamę. Z drugiej strony, hotel podobno powstał całkiem niedawno, a ona umarła kilka ładnych lat temu. Może na Ziemi było wiele takich miejsc?
Pokręciłam głową. Teraz jestem kimś innym. Wędrowcem, po prostu Shirley. Moje ciało umarło i trzeba było przyjąć to do wiadomości.
Rozejrzałam się po swoim nowym pokoju. W sumie, przypominał mi trochę tradycyjną sypialnię. Trzy łóżka, z czego jedno rozmieszczone tuż pod oknem. Od razu zajęłam sobie tamto miejsce. Obok każdego niewielka, drewniana szafka. Delikatny zapach lawendy. Zadbane ściany w wesołych, jasnozielonych barwach i biały sufit. Wielka szafa, zajmująca niemal całą prawą ścianę. Po przeciwnej stronie niewielki malunek przedstawiający zachód słońca nad jakimś jeziorkiem. Byłam ciekawa, czy - i kiedy - wprowadzi się i ktoś inny, ale rozmyślania na ten temat postanowiłam odłożyć na inną okazję. Teraz pozostawało mi zwiedzenie hotelu raz jeszcze, na własną rękę. Wyszłam z pokoju, uprzednio zamykając go na klucz. Moje kroki wypełniły ciężką wręcz ciszę.
Nagle przy schodach zobaczyłam czyjąś sylwetkę. Pobiegłam w tamtą stronę, niemal zrzucając drugą osobę.
- Hej, hej, miło mi poznać!- powiedziałam pogodnie, wyciągając dłoń.- Od dawna tu mieszkasz? Shirley jestem, a ty?

                                                                        Ktoś?

Damian Conejo Argano

Tożsamość: Damian Conejo Argano
Wiek: 17 lat
Płeć: mężczyzna
Funkcja: Wędrowiec
Głos: Roby Fayer
Charakter: Damian to samotnik, jeden z tych, których wiecznie widujesz ze spuszczoną głową. Cichy i skrupulatny. Bardzo słabo znosi obecność większego towarzystwa, dlatego trudno spotkać go gdzieś w pobliżu reszty Wędrowców. Chłopak ma bardzo niską samoocenę, nie docenia się i nie widzi w sobie praktycznie żadnych zalet, uważa się za osobę, która zawsze wszystko zepsuje, dlatego boi się wchodzić w bliższe relacje z... szczerze powiedziawszy - kimkolwiek. Nie jest tchórzliwy, a bynajmniej nie pod względem fizycznym: ktoś skacze po dachach, rozpędza motocykl do zawrotnych prędkości? Nie należy się dziwić, że właśnie Damian wyczynia tego typu rzeczy: adrenalina to jego narkotyk, coś, w czym zupełnie się zatraca. Dla niego nie istnieje granica między głupotą a brawurą, jeśli postanowi coś zrobić lub czegoś dowieść: no cóż, zrobi to. Chociażby miał wyczekiwać latami, trudzić się i skazywać przez to na wieloletnie męczarnie - któregoś dnia dopnie swego i wówczas będzie z siebie dumny, a to, możecie mi wierzyć; nie zdarza się zbyt często. Damian posiada duszę artysty, uwielbia wyrażać siebie i swoje poglądu poprzez sztukę: zwłaszcza poprzez malarstwo. Jego życie, naziemne czy pozagrobowe nie obędzie się bez sztalugi i pędzla, dlatego zobaczenie dłoni Damiana umazanych farbą nie jest niczym niecodziennym. Ogromną presję wywołuje na nim opinia publiczna czy też zdanie pojedynczych osób, z tego powodu nie znosi robić czegokolwiek pod czyimś okiem. Jest typem wrażliwca, nie potrafi być zimny i oschły, wręcz przeciwnie - chłopak należy do bardzo uczuciowych, nie jest mu obojętne dobro kogokolwiek, ale najczęściej po prostu wstydzi się wyciągnąć pomocną dłoń w obawie, że znów wyjdzie na naiwniaka. Kiedyś właśnie taki był; bojaźliwy, naiwny, wszyscy darli z niego łacha, nazywali mięczakiem i gnębili z tego powodu: nic dziwnego, że teraz robi co może, byleby nie wypaść w czyichś oczach na taką osobę. Swoją uczuciowość traktuje poniekąd jako wadę, usiłuje wymusić w sobie apatyczność, ignorancję, ale... jakoś mu to nie wychodzi. Empatyczny jak mało kto, gdy już się przed kimś otworzy - odda mu całe serce (prawdopodobnie to dlatego jest ono pęknięte w wielu miejscach). Niejednokrotnie odmawiał sobie swojego dobra, aby uszczęśliwić kogoś innego - niestety, to także zostało obrócone przeciwko niemu. Jego internetowa przyjaciółka opisała go kiedyś słowami: "Urodził się w epoce romantyzmu i nigdy jej nie opuścił". Słowa te mają w sobie bardzo dużo prawdy; Damian to romantyk, szarmant a także poeta. Miłość uznaje za największą życiową wartość, traktuje każde słowo o miłości jako piękne i warte zapamiętania. Wyjątkowo często lubi pogrążać się w poetyckim bełkocie, sypie cytatami i złotymi myślami jak z rękawa, będąc przy tym bardzo szczerą osobą. Nigdy niczego nie idealizuje, jest realistą, choć gdy w grę wchodzi opisanie swoich szans na coś spada na stanowisko zupełnego pesymisty. Wielu ludzi zdziwiłoby się, słysząc, ktokolwiek może wyrażać się o sobie z taką pogardą z jaką robi to Damian. Jest serdeczny i lojalny, ale nigdy nie miał okazji okazać tych cech komuś na żywo. Stara się być szczery ze sobą i z innymi, aczkolwiek zdarzało mu się zatajać prawdę, żeby kogoś nie skrzywdzić. To chłopak przeciwny wszelkiemu dręczeniu, jeżeli odezwie się w czyjejś sprawie pierwszy, to najprawdopodobniej dlatego, że porusza go historia wszystkich tych, którzy doświadczyli stręczycielstwa, wyśmiania czy zbrukania. Nie potrafi być podły, okrucieństwo doszczętnie go obrzydza. Lubi żartować, podziwiać naturę... gdzieś w głębi serca wcale nie uważa świata za szpetny, doskonale wie, że są na nim miejsca, które dogłębnie poruszają serca. Większy problem sprawia mu życie, sam oddech niekiedy sprawia mu ból...
Życie to choroba z którą rodzimy się wszyscy i tylko od nas zależy, jak szybko podejmiemy się leczenia.
Charakterystyczne zachowanie: Gdy tylko zbiera mu się na płacz, robi przykro, lub gdy najzwyczajniej w świecie płacze zakrywa oczy obiema dłońmi (patrz główne zdjęcie).
 Cecha charakterystyczna: Jego oba przedramiona, zarówno lewe jak i prawe wprost zapełnione jest sznytami i bliznami. Całe szczęście, że ktoś wymyślił coś takiego jak korektor...
Umiejętności: Posiada umiejętność wytwarzania ciemnej mgły, która po otoczeniu danej osoby lub grupy odbiera umiejętność bieżącego rozumowania, wywołuje nagły napad lęku, przerażenie i szok, a także paraliżuje ciało od pasa w dół.
Narodowość: Włoch.
Data urodzenia: 4 stycznia 2000r
Data śmierci: 24 luty 2017r
Bliscy: Robi co może by zapomnieć o maltretującym go ojcu i matce alkoholiczce
Druga połowa: Ktoś ukochany...? Damian pragnie miłości najbardziej na świecie, jednocześnie bojąc się ją okazywać.
Historia Przejścia: Znacie tematykę, jaka najczęściej widnieje w gabinetach szkolnych psychologów lub pedagogów? Krótkie definicje i obrazki mówiące o tym, jakie zagrożenia płyną z szykanowania i naśmiewania się z innych dzieciaków? Najprawdopodobniej kojarzycie je, obojętne skąd. Historia Damiana to jedna z tych, która dała początek tematyce lekcji wychowawczych. Urodził się w rodzinie, o przyzwoitych dochodach. Jego ojciec, jako lekarz ginekolog zarabiał dobrze, matka natomiast pracowała na poczcie. Najlepsze jest to, że Włochy, które większości Europejczyków i Amerykaninów są krajem kojarzącym się z beztroskimi wakacjami, ciepłym morzem i pizzą. Nie rozgrywa się tam zbyt wiele dramatów, dlatego gdy w małym miasteczku samobójstwo popełnia młody chłopak, cały kraj aż huczy od sprzecznych opinii, ale od początku dobrze? Dzieciństwo Damiana uznaje się za szczęśliwe, początkowo zero problemów, kochająca rodzina, wszyscy zadowoleni, sami rozumiecie nie ma się nad czym rozczulać. Szkoła podstawowa była dla niego okresem, w którym odkrył pasję do przedmiotów plastycznych, zapisał się na lekcje gitary i angielskiego. Dość szybko okazało się, że przedmioty ścisłe stanowią dla niego prawdziwe wyzwanie. Coraz słabsze oceny przyciągnęły uwagę rodziców, którym bank nie przydzielił kredytu na nową działkę. Ojciec był osobą nerwową, łatwo było wyprowadzić go z równowagi, ale prawdziwy horror zaczął się, gdy w pierwszej klasie gimnazjum Damiana, jego rodziciel stracił pracę w szpitalu, za stosowanie przemocy wobec pacjentek. Wówczas ogólne zyski rodziny posypały się, rachunki wzrastały i nie było ich z czego opłacać. Damian wiodący z przedmiotów artystycznych, filozofii języka i angielskiego nie miał zdaniem rodziców szans na utrzymanie rodzinnego biznesu. Problemy w pracy ojciec odreagowywał w domu; początkowo na matce Damiana, a później również na nim. Te siniaki, które jego matka coraz częściej musiała zakrywać rękawami długich bluz nie miały najmniejszego znaczenia w porównaniu z uderzeniami jakimi witał syna w domu. Każda ocena niższa od dobrej kończyła się serią kopniaków, którym towarzyszyła kakofonia przekleństw, wyzwisk i określeń, których Damian do dziś nie potrafi wymazać z pamięci. Obolały, napiętnowany sińcami zaczął zawalać przedmioty sportowe. Każda godzina w domu była dla niego zgubna, ojciec bowiem nie pracował i cały czas spędzał pod jednym dachem z synem. W szybkim czasie standard życiowy Damiana zaczął znacząco opadać, chłopak nie miał czasu na sen, ze względu na ciągły strach przed wścieczonym ojcem. Matka początkowo usiłowała go bronić, ale gdy i jej pensja przestała wystarczać na codzienne standardy zupełnie odpuściła. Ostatnie pieniądze rodziny schodziły na wódkę i tanie wino. Gdy ciało młodego chłopaka zaczęło się zmieniać, hormony buzować, Damian odkrył coś, co zmieniło jego życie na zawsze. W czasach gimnazjalnych każdy się zakochuje, każdy chce przypodobać się płci przeciwnej... ale co jeśli tobie bardziej zależy na tej samej? Początkowo nie dopuszczał do siebie tej myśli, był przerażony wizją swojej inności, ale wewnętrznej potrzeby bliskości nie da się stłumić czy oszukać. Damian wolał chłopców od dziewcząt i jego mały sekret przyprawiał mu coraz więcej przykrości. Przechodząc stałe piekło w domu, którego nawet nie chce opisywać w ostatniej klasie gimnazjum doszło do ostatecznego rozłamu psychiki chłopaka. Gdy grał na swym balkonie, wzburzony ojciec i pijana matka dostali pismo ze szkoły. Ojciec chwycił go za kark i zaczął tłuc głową chłopca o ścianę domu, matka natomiast chwyciła gryf najdroższej i ukochanej gitary po czym wyrzuciła ją przez poręcz. Damian nie widział tego, nie słyszał, bo w uszach dudniła mu krew a głowę przepełniał ból uderzeń, ale wprost poczuł jak instrument roztrzaskuje się o zimny beton. Wówczas pękł naprawdę. Zrozumiał, że nikt go nie potrzebuje i stanowi ciężar dla wszystkich wokół. Płacz stał się jego nieodłącznym towarzyszem, coraz większą przyjemność sprawiało mu zadawanie sobie bólu. W ten sposób uciekał od wszystkich, jednocześnie błagając aby ktoś w końcu wyciągnął go z tego cholernego bagna. Niejednej nocy pragnął śmierci. Nie raz chłodna żyletka wbijała się w żyłę tak głęboko, że lekkie jej pociągnięcie stanowiłoby nieuchronne powitanie śmierci. Problem w tym, że Damian nie miał siły. Brakowało mu odwagi. Przez jakiś czas wierzył, że może któregoś dnia, dostrzeże znak, że jeszcze jest tutaj potrzebny, że ktoś potrafi go kochać.
Ale ten znak nigdy się nie pojawił. W liceum naśmiewanie się z wrażliwej duszy chłopaka przeszło w prawdziwe stręczycielstwo. Nie to jednak było najgorsze.
Pewien czas później, gdy chłopak miał siedemnaście lat, podczas lekcji wychowania fizycznego chłopaki z klasy zrobili to. Skrzywdzili go. Chyba każdy z was potrafi sobie wyobrazić w jaki sposób.
Wówczas dla Damiana życie się skończyło. Rozżalony, przerażony i wyśmiany, zdążył zrobić tylko jedno; naciągnąć na siebie umorusaną krwią bluzę i wbiec na dach budynku szkoły. Zabarykadował drzwi i wiedział, że to jedyny moment aby uwolnić się od bólu. Od rodziny. Od prześladowania. Od siebie. Podkulił nogi i usiadł na skrzyni. Uśmiechnął się do szwajcarskiego scyzoryka jaki ściskał w dłoniach, a potem zalany łzami odebrał sobie życie.
Waga: 75kg
Wzrost: 185 cm
Fundusze: 100$
Upodobania: sztuka; muzykalność; śpiew; gra na gitarze; parkour; konstruowanie; tworzenie własnych dzieł -, obrazów etc; jeziora; ciepłe noce; spacery po brzegu plaży; bliskość drugiej osoby; ciekawa lektura; zrozumienie; sympatia; poezja; ornitologia; golfy; kakao
Awersje: stręczycielstwo; fałszywość; brak zrozumienia; duszność; naśmiewanie się z innych osób; zbyt parna pogoda; ubrania z krótkim rękawem; owady, a zwłaszcza osy; nauki ścisłe; ścisłe schematy myślenia
Pokój: 22
Inne: 
- Z jednej strony wstydzi się swoich blizn, z drugiej - są jedyną rzeczą jaką lubi w swoim ciele
- Ma niebieskie oczy
- Uwielbia obserwować naturę
- Potrafi grać na gitarze, to jego ulubiony instrument
- Jego największym marzeniem jest zakochanie się i poznanie kogoś, kto kochałby jego
- Zawsze śpi ściskając kołdrę przed sobą
- Utożsamia się ze zwierzęciem jakim jest szpak
- Uwielbia czereśnie i zielone oliwki
- Na lewym nadgarstku nosi zapleciony rzemyk ojca - jedyny łącznik z przeszłością
- Choć do czasu swej śmierci nie miał styczności z bronią palną, całkiem nieźle opanował władanie nad nią
- Ubóstwia golfy: spośród wszystkich swetrów nosi tylko te, ponieważ inne zbytnio go drapią
- Miłośnik popołudniowego czytania książek na kanapie w towarzystwie kakao i grubego koca
- Gdyby miał zostać ojcem, chciałby mieć córkę
- Z filmów sci-fi jest oddanym miłośnikiem serii Star Wars
- Prowadzi swój pamiętnik
Źródło: Scar