niedziela, 26 lutego 2017

Patrick - C.D Historii Vincenta & Adriena

                                    Imagine cold hands holding your heart,
                                             The though alone can only tear you apart,
                                              I know you wish it would end, it's sad it's only the start,
                                             These memories, they only mean my soul is empty and dark...*
 
   Odstawiłem gitarę gdzieś na bok niedbale i nieczule, zupełnie jakbym nie był sobą. Rzuciłem się na łóżko i zagryzłem wargi wciąż czując na nich smutne słowa piosenki, którą od kilku godzin próbuję sklecić. Czas przecieka mi przez palce, a ja nadal nie potrafię z tym nic rozbić. Każdy dzień jest bezbarwny, czuję to więc dlaczego czegoś nie zrobię? Dlaczego właśnie takim muszę być? Przełknąłem z trudem ślinę.
   Kilka razy starałem się zmienić, przecież byłem już tak blisko... jedyny sukces jaki odniosłem to Vincent. On jeden jest przy mnie i czuję to naprawdę. Jeśli gdzieś jest jakiś bóg, błagam, niech zbawi jego duszę. Przekręciłem się na brzuch i zacisnąłem palce na śliskiej poszewce kołdry. Zaciskałem zęby i powieki, ale łzy nieustannie do nich napływały. Poczułem, jak piersią wstrząsa potężny szloch lecz nie mogłem go uwolnić. Nie mogłem dać się złamać swoim własnym lękom. Zwłaszcza, że nie do końca wiedziałem czego się boję.
   Wiedziałem jednak, że tęsknię. Za mamą i jej babeczkami, które wypiekała z najtańszej mąki, bo tylko na taką było nas stać. Tęskniłem za Frenchem, tym durnym kotem, który chociaż przez miesiąc był mój. Za Kendrą, moją młodszą siostrą, która niedługo ukończy liceum. Wiedziałem, że Vincent ma młodszego brata i myśli o nim, że boi się, że David go nie kocha. Ja wiedziałem, że Kendra mnie kocha. I ja kochałem ją. Było mi tak strasznie wstyd, że nie mogłem teraz przy niej być; złościć się o to, że wchodzi do mojego pokoju, spuszczać łomotu głupim chłopakom, którzy kiedykolwiek jej dokuczyli, i że nie mogę udawać zazdrosnego o jej adoratorów.
Tęskniłem za Khalifą i jego irytującym krzyżem, który nosił na łańcuszku. Tęskniłem za Caroline i wiecznymi przepychankami, jakie urządzaliśmy każdego dnia. Ale najbardziej tęskniłem za Rozalie i jej dobrym, serdecznym uśmiechem.
    Wcisnąłem twarz w materac, chcąc stłumić w sobie wszelkie emocje. Dlaczego za dnia udawanie kogoś, kim nie chcę być szło mi z taką łatwością? Dlaczego ludzie nie obchodzili mnie, jednocześnie będąc dla mnie tak ważnymi? Z jakiego powodu wraz z nadejściem nocy nie mogłem wytrzymać ciszy tych ścian?
     W jednej chwili zerwałem się z łóżka i w przypływie dziwnej, niezrozumiałej dla mnie emocji sięgnąłem do ukrytego za wezgłowiem pudełka. Wyszarpnąłem je stamtąd nie zważając na możliwość podarcia delikatnego kartonu. Zrzuciłem wieko i pochwyciłem pęk zdjęć jaki skrywało w sobie pudełko. Chciałem cisnąć nim gdzieś za siebie, ale przypomniałem sobie o delikatnym, złotym łańcuszku jaki spoczywał na dnie. Wyciągnąłem go i przyjrzałem mu się, gdy leżał na mojej dłoni. Pobłyskiwał lekko odbijając jasne światło księżyca, które wpadało przez okno do sypialni. Wykrzywiłem twarz w żałosnym uśmiechu, czując jednocześnie jak nadmiar łez moczy moje policzki i mozolnie spływa po brodzie kapiąc tym samym na wisiorek.
    Nieświadomie upuściłem zdjęcia gdzieś na dywan, zrobiłem niemrawy krok i usiadłem pod oknem, dotykając zimnej ściany plecami. Podciągnąłem kolana pod brodę i wtuliłem twarz w delikatną błyskotkę. Choć stop nie miał prawa wydzielać jakiegokolwiek zapachu, podświadomie wmawiałem sobie, że on zachował jej zapach. Że noszony przez Rozalie latami wciąż utrzymuje słodką, różaną poświatę.
     Byłoby dużo łatwiej gdyby ona była martwa. Gdybym wiedział, że odeszła i jest gdzieś daleko stąd. Rozalie jednak wciąż chodziła po świecie, który zastawiał na nią kolejne pułapki. Ale nie to było najgorsze. Najgorsza była ta pieprzona zazdrość o sam fakt, że u jej boku mógłby stać ktokolwiek inny niż ja.
Łzy płynęły dalej, po raz pierwszy od dawna. Nie wydałem z siebie jednak żadnego dźwięku. Żadnego jęku ani szlochu, tylko grube strugi łez spływały po mojej twarzy. Zapewne siedziałbym tak dalej tworząc okrutny obraz nędzy i rozpaczy skąpanego w cieniu chłopaka, o zapłakanej twarzy, siedzącego pośród rozrzuconych zdjęć najbliższych jego sercu ludzi i ściskającego w dłoni jedyną pamiątkę po ukochanej kobiecie, gdyby nie nagły dzwonek telefonu.
  Wówczas postąpiłem mechanicznie, bezmyślnie. Nawet nie spojrzałem na wyświetlacz, wyciągnąłem komórkę z kieszeni i przycisnąłem ją do ucha.
- Halo? - rzuciłem bardziej do siebie niż do rozmówcy, zupełnie jakbym chciał się upewnić,  czy wciąż tu jestem.
- Patrick? - z drugiej strony doszedł mnie pełen przerażenia głos, każde słowo oddzielone było od drugiego szybkimi oddechami. - Błagam, musisz tu przyjść.
 Otworzyłem szerzej oczy. Przerażony głos należał do Vincenta. Mojego przyjaciela.
- Co się dzieje? Gdzie jesteś? - zerwałem się na równe nogi i zacisnąłem dłoń, w której spoczywał naszyjnik w pięść.
- Chryste, ona tu jest.
- Vincent, skup się, kto taki? - oddechy stawały się coraz częstsze i nieregularne. Zaobserwowałem jak bieleją kłykcie na mej zaciśniętej pięści. - Mów do mnie! Co się stało?!
- Wróciła. - szepnął cicho. - Radża wróciła.
    Wisiorek wysmyknął mi się z dłoni, poczułem, jak powoli brakuje mi tchu. Po drugiej stronie rozległ się dźwięk rozłączonego połącznia.
Ta informacja sprawiła, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy, moje życie zmieniło się nieodwracalnie.
 
 
 C.D.N.
_____________________________
(przyp. aut) * tłumaczenie:
Wyobraź sobie zimne ręce trzymające twe serce,
Sama myśl może cię rozerwać,
Wiem, że chcesz żeby to był koniec, szkoda że to dopiero początek,
Te wspomnienia, one znaczą tylko, że moja dusza jest pusta i ciemna.

1 komentarz: