niedziela, 26 lutego 2017

Karo

  Nagle widziałam wszystko jakby z perspektywy trzeciej osoby. Jeb.ło tak równo, że miałam wrażenie, że ogłuchnę. Cholera, ale narobiłam syfu! Rozejrzałam się gwałtownie, zastanawiając, czy nikogo nie zabiłam. Wszyscy jednak byli na swoim miejscu, a przynajmniej było tak przez następne setne sekundy. Jak gdyby ktoś przycisnął jakiś przycisk otoczyła mnie agonia przerażenia namoczona w szaleństwie. Młodzież przez moment była podniecona. Pomyśleli zapewne, że to kolejny efekt specjalny w końcu grupa Karo zastosowała ich wiele. Ba, przedstawienie złożone było z takich efektów. Po chwili i ci zrozumieli, co się dzieje i zaczęli zrywać się z krzeseł. Ech, chyba zepsułam zabawę. Języczki ognia, wytworzone przz wybuch pokrywały scenę, z której pouciekali moi koledzy. Gdzieś w oddali słyszałam moje imię. Czułam się jak królowa żywiołu, srojąca pośród niego. Martwa królowa scenerii przepełnionej paniką i strachem. Oto właśnie ja.
~ Mowiłam Ci, że w ten sposób zaprowadzisz nas do grobu. — Molly była widocznie zdenerwowana, ale też smutna.
— Nic nie mów.. — mruknęłam zirytowana. Nie byłam smutna, byłam wściekła. Jak mogłam sobie pozwolić na tak głupi lapsus?
— To niegrzeczne — stwierdził ktoś za mną. Obróciłam się, trochę przestraszona. Kto mógł tutaj podejść w tym płonącym szaleństwie? Czy ktoś w ogóle byłby na tyle głupi? Ujrzałam mężczyznę, na pewno o kilka lat starszego, niż ja.
— Kim jesteś? — zapytałam nieufnie, zadzierając głowę, aby patrzeć mu w oczy. Nie tak wyobrażałam sobie mrocznego żniwiarza, czy jak się tam mówiło na śmierć.
— Nazywam się Vincent — powiedział — moją misją jest zabranie Cię do domu.
— Tu jest mój dom — oznajmiłam twardo, zgodnie z prawdą. To miejsce kochałam bardziej, niż cokolwiek innego. Właściwie, moją pasję rozumiała tylko Natalie. To wcale nie tak, że się nie martwiła, po prostu szanowała mój wybór. Byłam jej za to wdzięczna.
— Tu był twój dom — poprawił — sama zobacz, stoimy w płomieniach.
— Mam więc pójść z tobą? — zapytałam.
— To przed chwilą powiedziałem — uśmiechnął się.
— Świetnie.. — mruknęłam, ruszając w kierunku wyjścia. Zdążyłam jednak zrobić może trzy kroki, kiedy sceneria się zmieniła. Stałam przed wysokim budynkiem.
— Więc, jesteś nowym wędrowcem? — W cieniu stała druga postać.
— Strasznie przyziemna nazwa — skrytykowałam, wchodząc do środka. Następnie odbyły się szybkie ceregiele, podczas których wybrałam sobie jednoosobowy pokój łączony o numerze 4. Lubiłam samotność. Zostałam pokierowana do stołówki, gdzie trwał obiad. Wszystko to wydawało mi się okropnie nierealne, pewnie zaraz się obudzę. Dopiero, kiedy ujrzałam grupkę ludzi, jedzącą posiłek, zrozumiałam.
Jestem martwa. Bardziej martwa, niż byłam kiedykolwiek wcześniej. Poczułam nagłą falę żalu, którą stłumiłam. Mówi się trudno, żyje się dalej. A może raczej nie żyje się? W końcu, żyłam tylko adrenaliną.
Nałożyłam sobie posiłek, po czym usiadłam do stołu. Po chwili ktoś się do mnie dosiadł.
— Jesteś nowa, co? Nie kojarzę Cię.
— Czy to ma jakieś znaczenie? — zapytałam, obracając się do rozmówcy. — Ja także w życiu Cię nie widziałam.

                                                            Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz