niedziela, 26 lutego 2017

Nehemia - C.D Historii Vincenta

  W milczeniu przyglądałam się budynkowi i neonowi z jego nazwą. Wyglądem przypominał wszystkie te hotele ze starych, czarno-białych filmów, które czasem oglądałam z siostrą, gdy siedziałyśmy zamknięte w pokoju. Hotel był naprawdę duży, robił szczególne wrażenie, kiedy stanęłam tuż przed wejściem i spojrzałam w górę. Zawsze lubiłam tak robić pod drzewami, wydawało mi się wtedy, że jestem jeszcze mniejsza. Hah.
     Vincent otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Weszliśmy do jasno oświetlonego holu, podłoga wyłożona była ciemnoczerwoną wykładziną, jak to zazwyczaj było w takich miejscach. Dalej była recepcja z przejściem na jadalnię, skąd dobiegały słodkie zapachy, które nawet u mnie wywołały burczenie brzucha, na co skrzywiłam się lekko. Jedno fioletowowłosemu musiałam przyznać, hotel od środka wyglądał dużo lepiej, choć i od zewnątrz nie prezentował się tragicznie.
- Dostaniesz pokój na drugim piętrze. Na razie wszyscy Wędrowcy tam są, więc będziesz miała sporo osób dookoła. - Powiedział, prowadząc mnie w stronę schodów. Mruknęłam ponuro, pokazując jak bardzo zachwycona jestem tym faktem. Im więcej osób będę znać, tym bardziej przywiążę się do tego miejsca i tym trudniej będzie mi stąd odejść. A w moim przypadku przywiązanie się to najgorsze co może się zdarzyć. Najgorsze co może spotkać ich wszystkich. No... Jedna z gorszych rzeczy.
- To twój pokój. W środku są już twoje dwie współlokatorki, powinnyście się dogadać. - Uśmiechnął się do mnie, otwierając drzwi do pokoju numer dwadzieścia cztery. Moim oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie, w którym znajdowały się już dwie dziewczyny. Jedna o kocich uszach, druga rudowłosa i obie podobnej budowy co ja. Jedna z nich miała na imię Saterra, a druga Sara, jednak skupiłam się na czym innym, gdy się przedstawiały, dlatego nie byłam pewna co do włascicielek imion. No cóż, dowiem się kiedy indziej. Lub w ogóle. Muszę mieć na uwadze moje plany co do długości pobytu tutaj i kurczowo się ich trzymać.
- Zapewne jesteś zmęczona dzisiejszym dniem, więc zostawiam Cię z dziewczynami. - Zerknęłam na chłopaka, nieco spanikowana, jednak natychmiast ukryłam to pod maską obojętności.
- Nie szczególnie, szczerze mówiąc... - Mruknęłam cicho, zerkając w stronę okna.
- Coś mówiłaś?
- Mówiłam dobrej nocy. - Odparłam głośniej i usiadłam na wolnym łóżku, gdy Valentine zniknął za drzwiami. Mruknęłam cicho i przewróciłam się na plecy, spoglądając w sufit.

     Dochodziła już druga w nocy, a ja nadal nie spałam. Siedziałam przy oknie i spoglądałam przed siebie, w ciemność, w której niewiele byłam w stanie dostrzec. Co jakiś czas próbowałam użyć swojej umiejętności i stworzyć coś z cienia. I nawet mi się udawało, problem w tym, że cieniste przedmioty znikały po około minucie. Prawie wybiłam sobie przez to zęby, gdyż z nudów stworzyłam poduszkę i oparłam się o nią brodą, a gdy ta zniknęła, przydzwoniłam w parapet. Jęknęłam cicho, a moje myśli powędrowały ku historii Vincenta, a konkretniej fragmencie o jego bracie. Także zaczęłam zastanawiać się czy młody chłopak pamięta o swoim starszym, nieżyjącym już, bracie. "Odrobinkę zazdrosny", pewnie. Nie każdy marzył o światowej sławie, ale dałabym sobie rękę uciąć, że ich rodzice byli dumni z Vincenta, co zapewne wywoływało w jego młodszym bracie zazdrość. W rodzeństwie zawsze tak było, ktoś zawsze był o kogoś zazdrosny, znałam to z doświadczenia.
     Uchyliłam delikatnie okno i przybrałam postać czarnego kota. Przecisnęłam się przez niewielki otwór i stanęłam na zewnętrznym parapecie. Zerknęłam w dół, machając powoli ogonem w jedną i drugą stronę. No nie, w tej formie na dół na pewno się nie dostanę... Zmieniłam się w kruka i zleciałam na dolny parapet, gdzie ponownie przybrałam postać kota. Dobrze, że chociaż tą umiejętność miałam opanowaną, mimo że ograniczała się ona raczej do niewielkich zwierząt. Ale przyznać musiałam, że nigdy nie próbowałam zmienić się w większe zwierzę niż pies czy kot.
     Zeskoczyłam na ziemię i ruszyłam wzdłuż ściany budynku, szukając otwartego albo chociaż uchylonego okna. I po niedługim szukaniu, przy końcu ściany znalazłam owe okno. Nawet w środku się świeciło. Sprawnie wyskoczyłam na parapet i wysunęłam się z gracją do wnętrza pomieszczenia, które było urządzone z niezłym smakiem. Przysiadłam i rozejrzałam się, napotykając wzrok fioletowowłosego. Miauknęłam, cofając się za okno, jednak Vincent zatrzymał mnie ruchem ręki.
- Nehemia? - Bardziej stwierdził niż spytał. No tak, moje źrenice, kimkolwiek bym się nie stała, oczy zawsze pozostaną takie same. A że są jakie są, to nie sposób ich pomylić.
     Przybrałam postać człowieka i zsunęłam się z parapetu, dotykając nagimi stopami chłodnej podłogi. Jeszcze w pokoju zdjęłam buty i kurtkę, jednak kluczyk tradycyjnie miałam przy sobie. Tym razem zawiązałam go na sznureczku i teraz dyndał mi na szyi.
- Emi wystarczy. Nie za bardzo lubie pełne imię. - Wzruszyłam ramionami i usiadłam na fotelu, który wskazał mi chłopak, po drodze zamykając jeszcze okno.
- Nie możesz spać?
- Nie potrzebuję dużo snu. - Podciągnęłam kolana pod brodę, rozglądając się po pokoju, jednak niewiele dostrzegałam, gdyż paliła się tylko lampka na biurku, oświetlając niewielką powierzchnię. - A ty czemu nie śpisz, hm? Czy tacy ważni ludzie nie powinni być wypoczęci na nowy dzień? - Uniosłam jedną brew, spoglądając na chłopaka prowokacyjnie.


Vincent? ^-^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz