wtorek, 21 lutego 2017

Vincent - C.D Historii Saterry

  Stając przed hotelem uśmiechnąłem się łagodnie do Saterry. Dziewczyna patrzyła jak oczarowana na piętrzący się nad nami budynek. Czekałem przez chwilę, aż nacieszy wzrok, choć prawdę mówiąc - hotel z zewnątrz był po prostu obskurny. Zapewne stalibyśmy tak przez jeszcze kilka chwil gdyby nie znudzony ton Patrick'a dobiegający spod wejścia.
- Długo będziecie się tak gapić na ten neon czy w końcu wpełzniecie do środka? - nie spodobało mi się określenie "pełzać" w jego wypowiedzi, ale po Rick'u nie mogłem spodziewać się zbyt dużej uprzejmości względem nowej dziewczyny.
  Skinąłem na Saterrę, która oderwała wzrok od nagiej cegły i szybkim krokiem z opuszczoną głową wkroczyła do hotelu. O dziwo, Patrick nie zatrzasnął jej drzwi przed nosem a jedynie przewrócił ostentacyjnie oczami.
Dogoniłem ich i z radością poczułem na sobie dotyk ciepła, panującego w przestronnym holu. Wskazałem dziewczynie stoliki stojące naprzeciw kontuaru recepcji. Zasiedliśmy naprzeciwko siebie, a Rick zniknął gdzieś w głębi budynku. Uznałem to za dziwne, ponieważ zwykle cierpliwie pilnował aż skończę opowieść.
  Pewnie po prostu znudziła go treść tej samej gadki przy każdym nowym Wędrowcu. Nie dziwię się mu, ale czuję przecież wyraźnie, że ktoś  musi mieć oko na te wszystkie nowe, zbłąkane dusze.
Saterra przyglądała mi się po torsze nieśmiało, po trosze z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się więc pogodnie i poklepałem ją po ramieniu.
- Nie masz czym się martwić, nawet jeśli zostawiłaś za sobą tamten świat za wcześnie, tutaj masz czas aby wszystko dokończyć.
- Nie martwię się tamtym światem. Martwię się, że ten będzie równie okrutny. - odparła cicho. Odruchowo zmarszczyłem brwi i skrzywiłem się lekko. Biedna dziewczyna, może jej śmierć nie była taka przypadkowa? Ale dlaczego los dałby jej drugą szansę?
  Westchnąłem i zapragnąłem natychmiast zmienić temat. Od nikogo nie wymagałem w końcu, aby spowiadał mi się z całego życia po godzinie znajomości.
  Wyłapując zasmucone spojrzenie Saterry, zacząłem opowieść o naszym świecie. Powiedziałem o wszystkim, o naszych podejrzeniach, dotyczących właściwego powodu, z którego zostaliśmy na świecie, opowiedziałem o trzymaniu się w grupie i ogólnej zasadzie "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", napomknąłem także o FBI i rodzaju ich broni, a także szczerze zapewniłem, że nie ważne coby się działo, ma w nas wszystkich wsparcie.
 - Nie miałam pojęcia o federalnych... - mruknęła z przestrachem - wszystko inne było mi znajome, ale nigdy nie wiedziałam, że dusze zmarłych są tępione przez służby.
- Nie mamy pojęcia dlaczego się tak na nas... - chciałem podzielić się z nią spostrzeżeniem na temat FBI, ale nagle dotarło do mnie stwierdzenie dziewczyny, że wszystko było jej znajome. - Zaraz, skąd wiedziałaś o pozostałych informacjach, przecież chodzisz po tym świecie od niedawna...
  Saterra skrzywiła się lekko.
- Moi rodzice zajmowali się Wędrowcami.
 Zdziwiłem się. Ludzie mający pojęcie o Wędrowcach? Znający ich historię? Coś mi tutaj nie grało i musiałem jak najprędzej dowiedzieć się co.
 
 Saterra? Do dupy, ale chwilo nie stać mnie na nic lepszego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz