piątek, 24 marca 2017

Jurij - C.D Historii Vivian

      Dzisiejszy dzień nie wniósł w zasadzie nic nowego, czy też ciekawego do mojego jakże beztroskiego życia. Urozmaiceniem ostatnich dni okazała się kłócąca się dwójka ludzi. Kiedy to siedząc sobie spokojnie w parku czekałem na dobrą okazję, aby rozpocząć sprzeczkę między jakimiś osobami. No proszę, może być! W sumie ich głośniejsza wymiana zdań nie jest jakoś bardzo interesująca – zwyczajne problemy i sprzeczki, czyli coś, co aż tak mnie nie interesuje – ale od biedy ujdzie! Gestykulowałem rękami na każde ich słowa, bawiąc się dłońmi jak kukiełkami. Tsa, po kilku minutach mnie to znudziło. Poprawiłem rękawiczki i wstałem powoli, zostawiając kłócących się w uliczce parku. Oby się pogodzili, bo ta kobieta umrze w ciągu najbliższych 48 godzin. Prychnąłem pod nosem. Umiejętność taka jak moja jest niby ciekawa, ale dość irytujące wiedzieć kiedy ktoś umrze. Do tego w głowie jakbym miał te wszystkie dane, prawdopodobieństwo. Śmierć jest loterią. Dobre tyle, że choć daje mi znać w jakim odstępie czasowym ktoś umrze, a to, ze obok w głowę uderza mnie listą sytuacji w jakich to się stanie to nic. Właściwie to smutne, dobijające. Wiedzieć, ze ktoś umrze, móc nawet go dotknąć i wtedy dowiedzieć się jak to się stanie, stało. Ale zasady zasadami!  
      Wolę żyć w niewiedzy, ale za to nigdy już nie ujrzeć niczyich wspomnień ze śmierci. Wygodniej i praktyczniej. Nie muszę potem pozbywać się koszmarów. To byłoby niczym przyznanie się iż potrafię być miły - zmaza na moim honorze.
Wróciłem do hotelu i zmierzałem powoli w stronę schodów, aby udać się do mojego pokoju. Chętnie otworzę okno – trzeba wykorzystać ostatni czas zimnego powiewu, nieprawdaż? - i rzucę się na łóżko, gdzie będę mógł poleżeć w ciemności. No chyba, że akurat, któryś ze współlokatorów będzie w środku. Jakoś to strawię. Co mnie nie zabije to… I tak już nie żyję.
Wtedy coś na mnie wpadło, a ja zaskoczony dałem pociągnąć się grawitacji na podłogę. Ledwo wszedłem po jednych to już na drugich schodach ktoś mnie przewraca? Nieważne, osoba, która mnie przewróciła już łaskawie ze mnie zeszła.
- Przepraszam! - pisnęła w moją stronę. Uniosłem wzrok i spojrzałem w jej kierunku. - Nie chciałam! Nic się nie stało?
- Przyznam, że powinnaś patrzyć jak chodzisz. - rzuciłem chłodno. Byłem przyzwyczajony do tego, że mogłem chodzić wszędzie i nikt na mnie nie wpadał. A tu takie coś. Może byłem trochę za ostry, ale to już przyzwyczajenie.
- Vivian. - rzuciła nieśmiało.
- Tsa, miło było. - minąłem ją, wchodząc schodami na wyższe piętro i całkowicie olewając jej osobę. Mogłem się wytłumaczyć tym, że była niska c’nie?
Ale chyba jednak wewnętrzne poczucie dobra i bycia altruistą kazało mi zawrócić. Czy ja nie mógłbym być egoistą przez cały czas? Wychodzi mi tylko w praktyce, a w myślach zdarza mi się myśleć o innych – wkurzające.
Cicho podążyłem za dziewczyną, nie dając się właściwie zauważyć. Weszła do kuchni. W sumie, chyba mają tam jakąś czekoladę… Wkroczyłem do środka za Vivian. Szukała czegoś.
- Morozow Jurij. - mruknąłem cicho, sięgając po czekoladę znajdującą się w szafce nad dziewczyną, po czym odwinąłem rąbek i ugryzłem. Podpisana nie była, czyli mogę ją wszamać.

                                                               Vivian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz