niedziela, 19 marca 2017

Silleny - C.D Historii Andrewa

Chwilę patrzy­łam na jego broń zasta­na­wia­jąc się nad jego sło­wami. Hotel The Hun­ter? Może coś kie­dyś dawno mi się obiło o uszy, ale ni­gdy go nie widzia­łam, nie wiem gdzie się znaj­duje, kto tam mieszka, kto tam rzą­dzi. Nie ważne. Ale w sumie taki chwi­lowy dom by mi się przy­dał… Znu­dziło mnie już podró­żo­wa­nie po świe­cie w poszu­ki­wa­niu mojego brata, który cią­gle zmie­nia swoje poło­że­nie. Może odpocznę od tego? Przy oka­zji będę bar­dziej bez­pieczna, chyba. Skąd mogę mieć taką pew­ność, że to nie jest zwy­kły żart, alb pod­stęp? Tyle, że nie mam już nic do stra­ce­nia, dosłow­nie. Nawet życia już nie mam, więc nic się nie sta­nie, jeśli będą mnie chcieli znisz­czyć cał­ko­wi­cie. Ale wąt­pię w to. Chło­pak nie wygląda na psy­cho­patę – tyle, że nic nie wia­domo – to do tego sam jesz­cze jest duchem.
– Dobra, pocze­kaj – powie­działam w końcu po namy­ślę. – Sia­daj – wska­załam na krze­sło. – Wypije tylko swój napój – doda­łam zama­cza­jąc w cie­płej cie­czy usta. Chło­pak się chwile zasta­na­wiał nad moim roz­ka­zem, prośbą, czy jak on to tam sobie nazwał w gło­wie, po czym usiadł. W mil­cze­niu wypi­łam swoje cap­puc­cino, po czym wsta­łam i wyrzu­ci­łam papie­rowy kubek do kosza. Chło­pak także wstał i ruszył zaraz po mnie w stronę wyj­ścia. Chło­pak…
– Jak się nazy­wasz? – zapy­ta­łam w końcu. Nie mia­łam zamiaru sama mu wymy­ślać jakie­goś pseu­do­nimu, jeśli ma imię. Niech poda byle jakie słowo, nie będę do niego krzy­czeć „Ej Ty!”, nawet, jeśli nie zro­biło by to dla mnie żad­nej róż­nicy.
– Andrew – powie­dział. Poki­wa­łam głową. Tyle infor­ma­cji star­czy mi chyba na jeden dzień. Teraz trzeba by się zająć tym cho­ler­nym agen­tem. Albo mnie Andrew zapro­wa­dzi do hotelu, a potem się roz­li­czę z tam­tym idiota, a może przy więk­szym szczę­ściu spo­tkamy go po dro­dze i zabi­jemy od razu. W sumie to bym wolała drugą opcję, ale się nie udzie­lam. – A Ty się nie przed­sta­wisz? – zapy­tał po dłu­gim mil­cze­niu, pod­czas któ­rego chło­pak wska­zał mi inną drogę. Spoj­rza­łam na niego jak na idiotę, cho­ciaż nie mia­łam takiego zamiaru. Wyda­wał się spo­kojny, więc nie mia­łam powo­dów do bycia wredną, nawet, jeśli tak jakoś samo wycho­dziło.
– Sil­leny – przed­sta­wi­łam się. Chło­pak skiną głową. Przecho­dziliśmy wła­śnie przy krę­gielni. Jak byłam mała zabrał mnie do owego miej­sca kolega. Długo sobie nie pogra­łam, za mocno wsa­dzi­łam palce w te trzy dziurki i sobie je poła­ma­łam. Jak? Gdy rzu­ci­łam kulą, to nie dość, że wpierw mi je wygięło, to jesz­cze pole­cia­łam razem z nią parę metrów do przodu. Na to wspo­mnie­nie się wzdry­gnę­łam. Pierw­szy i ostatni raz poszłam wtedy na krę­gle.
Przez całą drogę mil­cze­li­śmy, co mi nie prze­szka­dzało. Uwiel­bia­łam cisze, a jedyny minus tego wszyst­kiego był taki, że czu­łam się przy dwu­me­tro­wym bia­ło­wło­sym jak dziecko – cho­dzi mi tu o wzrost. Chyba zacznę nosić wyso­kie buty. Po dro­dze nie spo­tka­li­śmy żad­nego agenta, co sama nie wie­dzia­łam jak przy­jąć. Szczę­ście, że nie mie­li­śmy żad­nych kło­po­tów, czy pech, że nie pozby­li­śmy się żad­nego idioty, który myli nas z kosmi­tami. To chyba ni­gdy nie prze­sta­nie mnie to bawić.
– To to? – zapy­ta­łam gdy na tle poja­wił się stary budy­nek; by­naj­mniej na taki wyglą­dał. Duży, stary. To tam można żyć? Pew­nie w środku był remont, by­naj­mniej tak mi się wydaje. Co ja będę oce­niać po wyglą­dzie?
– Tak – powie­dział. Zesz­li­śmy z chod­nika na ulicę i prze­szli­śmy na drugą stronę, po któ­rej stał owy budy­nek. Na chwile się zatrzy­ma­łam zadzie­ra­jąc głowę do góry i oglą­da­jąc go. Wielki… Gdy się ock­nę­łam, ruszy­łam za chło­pa­kiem, który cze­kał na mnie przy wej­ściu.
– Uwa­żasz to za szczę­ście czy pech, że nie spo­tka­li­śmy żad­nego agenta? – zapy­ta­łam będąc cie­kawa jego zda­nia. Dla mnie był to pech, ale się nie mam zamiaru w tej kwe­stii wyra­żać. Teraz tylko poznać to wszystko, pew­nie także zamiesz­kać i wró­cić do mia­sta, aby pozbyć się zagro­że­nia.

                                       Andrew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz