wtorek, 28 marca 2017

Shirley - C.D Historii Ariela

        Parsknęłam po raz kolejny śmiechem, słuchając mężczyzn na scenie wykłócających się o to, w którą stronę mogła uciec gumowa kaczuszka, wcielenie uroku i dobra. Jeden z nich uparcie wskazywał na kuchnię, podczas gdy drugi twierdził, iż została uprowadzona przez okno, wskazując na atrapę rampy wiszącej tuż obok na wysokości około jednego metra.
- Co robisz?- zapytałam, odrywając na chwilę wzrok od sceny. Zauważyłam, jak Ariel szybko skrobie po małym notatniku, najwyraźniej bardzo zaabsorbowany.
- Zapisuję sobie różne aspekty, aby porównać z moimi. Chciałbym kiedyś napisać komedię- wyjaśnił, nie przestając pisać. Skończył jednak już kilka sekund później i ponownie całą uwagę poświęcić skeczowi. Przyznaję, w rodzince znana byłam jako ta z duszą odkrywcy, która zawsze wszystko drąży i męczy do znudzenia, ale postanowiłam póki co nie dopytywać i również zaczęłam przysłuchiwać się wyraźnie rozwścieczonym mężczyznom, którzy w dalszym ciągu wykłócali się, krążąc dookoła sceny i młócąc rękami powietrze. Dopiero po dłuższej chwili zawiązali coś na kształt rozejmu i zaczęli opracowywać plan działania, tylko po to, by zaraz sojusz został zerwany - najwyraźniej każdy z nich doszedł do wniosku, iż to ten drugi jest "porywaczem".
        W ostateczności, scenariusz zmieniali jeszcze kilka razy, aż całkiem się pogubiłam. Ale chyba ostatecznie znaleźli ją na dachu, chociaż nie miałam pojęcia, co mogłaby tam robić. I skąd wytrzasnęli dach. A może chodziło o kominek? Shin'owi na pewno by się spodobało, lubił tego rodzaju widowiska. Ba, znając kochanego braciszka, musiałabym go trzymać za koszulkę, by nie wskoczył na scenę. Może i był starszy, ale, jak sam powiadał, wiek to tylko liczba - jeśli zgadaliśmy się w jakichś głupich wybrykach, zazwyczaj kończyło się na pobojowisku. Z całego rodzeństwa byliśmy najbardziej szurnięci, a ja nauczyłam się tego od niego. Crazy-sensei, jak to sam siebie wielokrotnie określał.
Strasznie za nim tęskniłam. Kiedy wylądowałam w szpitalu, zrobił się zupełnie inny. Taki wycofany, jakby sądził, że jestem porcelanową lalką.   
      Do cholery, miałam umrzeć i co się rozczulać, było minęło. Dużo zajęło, zanim oboje potrafiliśmy tam normalnie rozmawiać. Ba, raz nawet wziął mnie na barana i zabrał na przejażdżkę po szpitalnych korytarzach, pielęgniarki omal nie zeszły na zawał. Rety, te ich miny wtedy były warte uwiecznienia! O właśnie, ciekawe, czy zachowają jakieś moje zdjęcia. Po tym, jak mama odeszła, tata wolał wszystkie schować, podobnie jak wtedy, gdy May wyjechała. Częściowo pewnie dlatego, bo, jak sam mówił, miał wtedy wrażenie, że dalej tu są, a on wolał wierzyć, że definitywnie zniknęły. Całe szczęście, że to nie dotyczyło naszych pokoi, w szczególności Daiki'ego. Tata unikał terytorium małego prawie jak ognia, cały był obklejony fotografiami. Ja w sumie lubiłam tam przebywać, więc sporą część czasu spędzałam właśnie z młodym. Daiś to wyjątkowo towarzyski chłopak, więc nie protestował za bardzo. No, chociaż dość niedawno wszedł w ten sławny okres buntu. Aww, te jego fochy!
     Głośna, rozentuzjazmowana reakcja publiczności na jakieś zdarzenie wyrwała mnie otępienia. Miarowo klaskali i śpiewali - szybko włączyłam się do nich, powtarzając słowa piosenki, chyba o jakimś oscypku w kawusi mamusi.
Najwyraźniej to był ostatni występ na dzisiaj. Po kilku minutach ludzie zaczęli tłoczyć się do wyjścia, co jakiś czas jeszcze krzycząc coś wesoło, a niektórzy maruderzy kręcili się jeszcze w pobliżu sceny, najwyraźniej czyhając na jakieś okazje.
     Shin lubił się do nich z czasu przyłączać. Ba, kiedyś nawet zaciągnął mnie do garderoby aktorów. Całe szczęście, że trafiliśmy na wyjątkowo luźną ekipę, bo kiedy powiedzieliśmy o wszystkim May, zanudziła nas długim, długim wykładem. Z całą pewnością właśnie ona na swój sposób przejęła rolę matki w rodzinie, chociaż tylko na jakiś czas. Hm, zawód pielęgniarki z całą pewnością jej pasował. Gdy ktokolwiek z nas był chory (w czasie epidemii grypy dom przypominał pobojowisko), właśnie May dzielnie nas pielęgnowała, jakimś cudem udawało jej się nigdy nie chorować. Dziewczyna ze stali, jak określali ją wszyscy sąsiedzi.
- Dzięki raz jeszcze, Ariel, dawno się tak dobrze nie ubawiłam!- powiedziałam wesoło, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
- Nie ma za co, miło się było w sumie poznać. No i zdobyłem kilka ciekawych pomysłów!
- Jak napiszesz już swoją komedię, daj koniecznie znać! Lubisz ogółem pisać? Od jak dawna się tym zajmujesz?

                            Ariel? Wybacz, że dopiero odpowiadam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz