niedziela, 26 marca 2017

Vivan - C.D Historii Jurija

To wszystko stało się dla mnie trochę za szybko. Kiedy odskoczyłam przez dłuższą chwilę nie odważyłam się podnieść wzroku, zadając tylko niezbyt poprawne gramatycznie pytanie. Odpowiedź chłopaka nawet szczególnie mnie nie zdziwiła, zwłaszcza, że sama się z nią w pełni zgadzałam i nie potrafiłabym zrobić nic innego, niż przytaknięcie jego słowom. Powinnam, ba, nawet staram się to robić, ale przecież nie zawsze wszystko wychodzi tak, jakby się tego chciało. Zwłaszcza, kiedy staramy się do przesady, a to, niestety, często miało u mnie miejsce.
Przywitaniem się chciałam po prostu odwrócić uwagę od tego, że przed chwilą omal go nie zabiłam. Zdarza się najlepszym. Gdyby chłopak spodziewał się nagłego napadu, to prawdopodobnie kompletnie nic mu się nie stało - był... większy ode mnie. Jednocześnie nie było w tym nic dziwnego, w końcu był mężczyzną, a ja niewyrośniętą kobietą. Od biedy krasnalem, który raczej nie miał szans na staranowanie kogokolwiek. Jednocześnie zaskoczenie jest jednym z najlepszych sposobów ataku, co widać po sytuacji, która przed chwilą miała miejsce.
Słysząc niezbyt miłą odpowiedź postanowiłam nie ciągnąć tematu, z nadzieją, że nie zrobię sobie w nieznajomym wroga, którego imienia nawet nie znam. To nawet beznadziejnie brzmi, gdyby się nad tym dłużej zastanowić. Nie potrafiłam znaleźć przyjaciół, a imion wrogów nawet nie mogłam poznać - tak, zdecydowanie źle.
Tylko poprawiłam spódniczkę i ruszyłam w stronę kuchni, czyli tam, gdzie na początku zmierzałam. Prawa kostka dała o sobie znać delikatnym ukłuciem bólu, starałam się jednak nie zwracać na to uwagi. Nie mogłam przecież zrobić sobie krzywdy przez coś takiego, zwłaszcza, że coś... Ktoś zamortyzował upadek.
Weszłam do pomieszczenia i rozejrzałam się, patrząc po półkach.
Podeszłam do blatu i stanęłam na palcach, wyciągając rękę w stronę uchwytu od jednej z szafek.
Za wysoko. Kilka centymetrów, ale było dla mnie za wysoko. Rozejrzałam się po raz kolejny, szukając wzrokiem czegoś w rodzaju taboretu, stołka, czy krzesła, po którym mogłabym wspiąć się wyżej i dosięgnąć, a potem znów spojrzałam na zamknięte drzwiczki. To był kolejny powód, przez który tak bardzo nienawidziłam swojego wzrostu. Nie mogłam dosięgnąć do większości rzeczy, a w tym wypadku wystarczyłoby ledwie kilka centymetrów więcej i nie byłoby większego kłopotu!
Cofnęłam się o kilka kroków i podeszłam do innej szafki, jednocześnie rozglądając po pomieszczeniu. Nie należało do tych, w których chętnie spędza się większość dnia.
Słysząc głos i widząc długi, zbliżający się cień, drgnęłam gwałtownie i odwróciłam się, zaciskając dłonie na blacie i unosząc wysoko głowę. Nie miałam zbytnio innego wyboru, jeśli chciałam spojrzeć w twarz chłopaka. Morozow Jurij... No, teraz przynajmniej wiem, jak się nazywa. Jest przełom.
Patrzyłam przez chwilę jak zajada się czekoladą. Przy takim wzroście nie miał większych problemów z sięgnięciem po nią, a przy okazji zrobił to nad moją głową, co nie było zbyt przyjemne.
- Miło mi - odwróciłam od niego wzrok i odsunęłam się, ruszając w stronę stołka, który stał pod przeciwległą ścianą. Dopiero teraz, uciekając spojrzeniem od nieznajomego... W sumie to już po części znajomego... go dostrzegłam.
Nie wiedziałam, jak tak naprawdę powinnam się zachować - nie należałam do osób towarzyskich i nawet zbytnio tego nie ukrywałam, więc to naprawdę było do przewidzenia. Przysunęłam stołek pod półkę, ignorując ból kostki, która przy każdym kroku dawała o sobie znać. Wspięłam się i zerknęłam na chłopaka, z trudem utrzymując równowagę na jednej nodze.
- Od dawna tu jesteś? - zapytałam, zerkając na niego niepewnie. Przytrzymałam się szafki. Ok, nie chcę wyjść na ofiarę losu...

                                                        Jurij?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz