wtorek, 14 marca 2017

Lucy - C.D. Historii Patricka

- Czekoladowe; to ciastko ma być czekoladowe. - uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy wyszliśmy już z mieszkania, docierając na schody.
- Niczego nie obiecuję. Wpierw się wykaż. - przypatrywałam się chłopakowi i temu jak przewraca oczami.
- Biorąc pod uwagę fakt jak marudziłeś – albo mi się wydawało, ale no przecież się nie przyznam – to chyba odniosłam jakiś sukces kiedy zwlokłam cię z łóżka.
- Idąc tym tropem to ja też…
- Chcę zgadywać? - uniosłam brew, idąc teraz tyłem, aby móc spokojnie spojrzeć na mojego rozmówcę.
- Już wiem jaka jesteś w zgadywankach.
- To dlatego, że nie mają żadnego schematu. Wolę bawić się w stratega. - prychnęłam cicho, kiedy wyprzedziłam go schodząc ze schodów. Mimo nieprzespanej nocy z łatwością przyszedłby mi teraz uśmiech na twarzy.
- Niezmiernie się cieszę jednakże już wychodzimy z hotelu. Co chcesz „pozwiedzać” najpierw?
- Ogólnie możesz pokazać mi całe miasto.
- Uważaj bo będzie ci trudniej zdobyć ciasteczko.
- Czy ty właśnie powiedziałeś do mnie tonem, jakbyś mówił do psa? - skrzyżowałam ręce na piersi i pchnęłam drzwi plecami, wychodząc na zewnątrz. W tej okolicy większość ludzi jeszcze spała. Pewnie dopiero na innych ulicach byłoby więcej przechodniów.
- Nie wiem, powiedziałem? - na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
- Nawet nie wiesz jakim wrzodem na dupie potrafię być. - mruknęłam w odpowiedzi.
- Sądzę, że dajesz mi to dobitnie znać. - włożył ręce do kieszeni stawiając kilka kroków do przodu.
- Jeśli chcesz to wyjątkowo dla ciebie stanę się jeszcze bardziej upierdliwa. - dorównałam z nim.
Coś tam mruknął pod nosem. Normalnie spojrzałabym na niego wzrokiem „Jeszcze coś mówisz?”, ale chyba wolałam sobie odpuścić. Na koniec i tak wyszło na moje, w końcu oprowadza mnie po mieście, czyż nie? Mogę to wytłumaczyć tym, że w głębi Patrick nie jest taki zły, albo ja wykorzystałam umiejętnie moją siłę perswazji. Obie opcje niebywale mi tu pasują, czemu nie?
Skupiłam się na podziwianiu – choć może źle to nazywam.. - okolicy i automatycznie zapamiętywałam przebytą trasę. Bądź co bądź herbatę i ciastko traktuję jako pewien zakład, a powiedzenie, że uwielbiam wygrywać to zdecydowanie za mało. Szczególnie do gustu przypadły mi mini uliczki pomiędzy budynkami. Były długie i na tyle szerokie, aby zmieściły się w nich większe kosze na śmieci. Dałoby się nad nimi przeskoczyć, a to się dla mnie liczyło. Przynajmniej już nie jestem taką ciapą jak kiedyś, co z jednego parapetu na drugi nie potrafiłam przejść. Bogowie, dobrze, że było wtedy ciemno bo to byłoby żenujące, gdyby wtedy ktoś mnie tam taką zobaczył.
Aż wolę nie wspominać tych zawstydzających chwil dłużej. Skupiłam część swojej uwagi na chłopaku, który pokazując mi ulice, oraz sklepy dorzucał kilka słów do większości z lokali. W tej chwili nawet się z nim nie wadziłam. Ciekawie mi się go słuchało. Muszę też przyznać się to tego, ze bacznie obserwowałam jego ruchy. Zdarzało mi się tak robić. Kiedy człowiek przypatrzy się innym będzie mógł zauważyć jak – pozornie podobni w wykonywaniu tych samych czynności – mogą się różnić. Na chwilę zwolniłam tempo, aby przypatrzeć się książkom wystawionym w witrynie księgarni. W oko rzucił mi się tomik poezji – mojego ulubionego autora. Cóż, nie mam za wiele do roboty po nocach więc chętnie bym go przeczytała. No, a mówiąc o moim biednym inwentarzu nawet w długopis i notatnik muszę się zaopatrzyć, bo na czym będę skrobała swoje wiersze? Cóż, wrócę tu za jakiś czas i go kupię. Teraz powinnam wrócić do Patrick’a. Zauważył, że się zatrzymałam i sam na mnie poczekał. Odwróciłam się do niego uśmiechając się delikatnie, trochę mrużąc oczy, dając tym samym znak, iż możemy iść dalej. Im dłużej dane mi było być oprowadzaną tym częściej powracała do mnie myśl z dzisiejszego poranka. Choć mi samej poprawił się teraz humor mogłam łatwo zepsuć dzień Rickowi. Wtargnęłam tam jakby nie przejmując się tym, że ten zapewne słodko sobie śpi – choć to powiem szczerze mam w nosie… ale rozumiem ból kiedy trzeba wstać, kiedyś sama spałam bardzo długo. No i do tego pozwoliłam, żeby to głupie pytanie wymsknęło mi się z ust. Przecież sama wiem, że o takich rzeczach nieprzyjemnie rozmawia się z drugą osobą. Zareagował oschle, ale gdyby mi ktoś zadał irytujące, bądź podobne pytanie też nie byłabym w stanie uśmiechnąć się i odrzec optymistycznym tonem, że to na przykład nic takiego. Niestety czasu nie cofnę. Pozostaje tylko przypadkiem nie pogrążyć się i nie pytać o nic więcej. Oraz nie myśleć o.. pewnych rzeczach.
- Ciekawie tu macie. - odparłam. - Osobiście bardziej podobają mi się londyńskie kamienice, ale tu przynajmniej nie ma takiej wilgoci.
- Jest tu wiele lepszych rzeczy.
- Mam nadzieję, że ciasta też. - rzuciłam. - Chodź z moją herbatą nic nie może się równać! - Byłam już gotowa, aby znów się z nim po przedrzeźniać. Ale największą przyjemność sprawi mi jak udowodnię mu, że się nie zgubię!
- Najpierw musisz je znaleźć. I nie ma żadnych odstępstw. Podpowiedzi też nie. Chętnie założę ci też limit czasowy, żebyś nie oszukiwała jak przy zwierzakach.
- To nie było oszustwo.
- No tak, nazwa „Do dziesięciu razy sztuka” brzmi o niebo lepiej.
- Co kto woli. Czyli… Mam poszukać kawiarni?
- Tej, o której mówiłem, tak. - pokiwał głową, zakładając ręce na piersi.
- W stronę jedzenia tędy. - pokazałam ręką, ruszając żwawym krokiem, pewna swej wygranej. Przez kilka lat zajmowałam się Podziemiami. Tunele ciągnące się pod całym miastem musiały być mi dobrze znane. To miasto też nie sprawi mi problemu!

            Patrick? Ja nigdy się nie gubię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz