piątek, 17 marca 2017

Silleny - C.D Historii Andrewa

     Za ladą stała młoda kobieta, może nie wiele star­sza ode mnie, ale o wiele wyż­sza niż ja. Cza­sem dobija mnie mój wzrost, ale to nie ważne. Dobrze, że przy­naj­mniej nor­mal­nie się­ga­łam do lady, aby zamó­wić cap­puc­cino z wani­lią. Długo na nie nie cze­ka­łam, jakoś po dwóch minu­tach zapła­ci­łam nale­żytą sumę i mogłam się cie­szyć pysz­nym sma­kiem napoju. Przez ten czas zasta­na­wia­łam się co teraz zro­bić z tym dur­nym agen­ci­kiem. Naj­wi­docz­niej moja twarz została w jego pamięci na długo i nie wiem, kiedy z niej wyleci – pew­nie dopiero wtedy, gdy mnie zła­pią, zabiją, zba­dają czy co tam oni robią z duchami.
      Nie sądzi­łam, że ludzie są tacy głupi, żeby pomy­lić duchy z kosmi­tami. Na prawdę? Cza­sem wąt­pię, abym była czło­wie­kiem, aż taka głu­pia nie jestem.
Wzię­łam kawę do ręki i wypa­trzy­łam sobie wolne miej­sce w kącie, z dala od okna. Nie będę ryzy­ko­wać, że ten męż­czyzna mnie „przy­pad­kiem” zoba­czy przez szybę. Co z nim by zro­bić… zabić? Trzeba to prze­my­śleć, nie muszą wie­dzieć, że to ja. Nie muszę wie­dzieć, że on został w ogóle zamor­do­wany, prawda? Zesko­czy­łam z wyso­kiego krze­sła, które stało przy ladzie – tak, zesko­czy­łam, moje nogi nie się­gały do ziemi – i zaczę­łam się kie­ro­wać do mojego wyzna­czone celu, gdyby nie jakaś osoba, która zagro­dziła mi drogę. Lokal nie był za dobrze oświe­tlony, co mi się nie spodo­bało po czę­ści, ponie­waż nie widzia­łam dokład­nie twa­rzy postaci, oprócz czer­wone oka.

      Pf… chciał nim pochwa­lić? Śmieszne! Ja mam dwoje oczu w tym kolo­rze, a do tego włosy. Wszystko przy­po­mina nie­któ­rym krew, więc na co się tak wysila?
– Wygląda na to, że żadne z nas dwojga nie wyj­dzie stąd zbyt prędko – chciało mi się śmiać i to z wielu powo­dów.
Jakiś nie wia­domo jaki koleś staje nagle przed Tobą i Ci grozi. Jeśli to miała być groźba. Słowa poważne i opa­no­wane, a ton oschły. Rzuca mi wyzwa­nie, czy jak? Gdyby nie fakt, że wyczu­łam od niego tą dziwną ener­gię, która towa­rzy­szy jedy­nie duchom, a nie ludz­kim żywym cia­łom pomy­śla­ła­bym, że to jest praw­dziwy ludzki idiota podobny do tych, któ­rzy mylą nas z kosmi­tami. Gdyby nie fakt, że koleś nie wyglą­dał na głu­piego, a by­naj­mniej tak zga­dy­wa­łam, wąt­pi­łam, że zaata­kuje mnie przy tylu świad­kach. Nikt nie jest na tyle głupi z Wędrow­ców, aby to zro­bić. W końcu nas widać, ale twa­rze się zapa­mię­tuje nie od tak, ale wtedy, gdy coś „waż­nego” zro­bimy. A wąt­pię, żeby po bójce w kawiarni nikt nas nie pamię­tał. Do tego jeśli natrafi się ten agent FBI, to na pewno by nas roz­po­znali – by­naj­mniej mnie. Ten dziwny facet z czer­wo­nym okiem jest mi obcy, a innym – nie wiem. Mnie obcho­dzi tylko to, że ja jestem zagro­żona, jeśli ten facet z FBI będzie mnie na­dal pamię­tał, albo cho­ciażby żyć.
Jak mia­łam to ode­brać? Chyba raczej jako groźbę, prawda? Bo była by inna opcja?
– Nie wyglą­dasz na tak głu­piego, aby ude­rzyć dziew­czynę bez powodu jak i w miej­scu publicz­nym – stwier­dzi­łam, cho­ciaż gdy już wypowie­działam te słowa, zaczę­łam się zasta­na­wiać nad ich praw­dzi­wo­ścią. Nie wygląda na tak głu­piego? Skoro tak powie­dział, naj­wi­docz­niej był. Chyba, że miał zamiar mi coś innego prze­ka­zać. – Więc cho­dzi Ci o to, że mi gro­zisz, czy co? – musia­łam zapy­tać, ponie­waż nie potra­fi­łam odgad­nąć o co mu cho­dziło. Mil­czał przez chwilę, a ja w tym cza­sie trzy­ma­jąc cie­plutki kube­czek pełny kawy w dłoni, napi­łam się roz­ko­szu­jąc sma­kiem i nie spusz­cza­jąc ze wzroku chło­paka.
– Cho­dzi mi o agen­tów – powie­dział jakby to była naj­oczy­wist­sza rzecz pod słoń­cem. Wzię­łam kolejny łyk i mil­cza­łam. A co mnie to obcho­dziło? Niech robi co sobie zama­rzy, myśli, że ja mu pomogę? Albo że ja potrze­bu­jemy pomocy? Śmieszne. Jedyne czego mi potrzeba to planu śmierci, który wymy­ślę, gdy będę miała czas.
– I co z tym? – prych­nę­łam wymi­ja­jąc go, ale on znowu zagro­dził mi drogę. Ponow­nie zadar­łam głowę do góry. Cho­lera… wysoki był… Czu­łam się przy nim jak dziecko. Zmarsz­czy­łam brwi. – Czego chcesz? Ostrze­głam Cię przed nimi, a teraz chcia­ła­bym na spo­koj­nie wypić to – wska­za­łam na cap­puc­cino, a następ­nie spoj­rza­łam na sto­lik. Jeśli ktoś mi zaj­mie to miej­sce, będę musiała się dosiąść do chło­paka, bo tylko jego sto­lik był z dala od okna. I na moje nie­szczę­ście to się stało. Jakaś trójka dziew­czyn zajęła moje miej­sce, a ja mia­łam ochotę wziąć ten stół i nauczyć ich, że nie zabiera się zare­zer­wo­wa­nych przeze mnie rze­czy.

– Ugh… – mruk­nę­łam. – Przez Cie­bie zajęli moje miej­sce – wark­nę­łam patrząc mu w oczy, po czym skrę­ci­łam w stronę jego sto­lika.

                                                   Andrew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz