czwartek, 16 marca 2017

Lucy - C.D Historii Patricka

   Muszę przyznać, w kawiarni panowała przyjemna atmosfera. Delektowałem się aromatem świeżo parzonej kawy, który unosił się w powietrzu. Powoli przeglądałam menu. Ciekawiły mnie tylko dwie rzeczy, ale chętnie sprawdzę co jeszcze tutaj proponują. Skoro miejsce wydaje się być tak dobre, to jadłospis zapewne też taki jest.
- Więc co wybierasz? - spytałam, próbując na moment zwrócić uwagę na moją osobę, ale gdy ten zaledwie na moment uniósł wzrok znad karty zrezygnowałam z nadmiernego oczekiwania na jego odpowiedź.
- Jeszcze się zastanowię, ale ty pewnie już wybierasz w ciastach?
- Skoro mam możliwość po raz kolejny wykorzystać twoją dobroduszność. - nakładłam nacisk na moje ostatnie słowo, przelotnie się uśmiechając. Jeden wyrób cukierniczy zwrócił moją uwagę, nazwany po prostu zwykłym numerem. Właściwie chętnie go spróbuję.
      Po kilku minutach czytania, wybierania, podeszła do nas kobieta. Naprawdę wyglądało to jak w filmach. U nas byłam przyzwyczajona do trochę innego traktowania klientów. Ale to tylko kolejny plus do tego miejsca. Kiedy chłopak składał zamówienie ja wyglądałam przez okno. Po ulicy co jakiś czas przejeżdżały samochody. Do ruchu, który widuję w tym mieście to nawet bardzo mało samochodów. Czyżby spokojniejsza okolica? Kto wie. Ale po Nowym Yorku mogę się wiele spodziewać, z pewnością nieraz mnie zaskoczy.
- A ja poproszę Ciasto… - popatrzyłam w menu zanim je zamknęłam, aby sprawdzić jeszcze raz nazwę – 21. Do tego herbata pomarańczowa.
Kelnerka pokiwała głową z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy. Uśmiechnęłam się, może trochę kpiąco, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać. Podczas podróży dopiero ogarnęłam o co chodzi z tą całą moją „niewidzialnością”, tak to mogę nazwać? Przez te dwa lata nie ogarniałam tego. Aktualnie miałam potrzebę sprawdzić czy nadal mogę sobie „zniknąć” na zawołanie. Albo zadziałało, albo byłam tylko niezauważalnym tłem. Jeśli to to pierwsze, chyba aż przetestuje to na zbłąkanych duszyczkach. Aktualnie rozmawiam tylko z Patrickiem więc wybór jest oczywisty. No, jeszcze jest Vincent, ale wkurzanie białowłosego moją obecnością bardzo mnie zachęca.
- Patrzysz się na mnie jakbyś się zakochała. - powiedział, kiedy w międzyczasie przyniesiono nam zamówione rzeczy. Miał rację, zamyśliłam się, a że on siedział przede mną to gapiłam się wprost na jego osobę.
- O nie. Wydało się. Co ja teraz zrobię? - odrzekłam, robiąc minę bezradnej dziewczynki. Chwyciłam do ręki widelczyk, biorąc kawałek czekoladowego wypieku do ust, po czym wymachiwałam małym metalem starając się „dogestykulować” moją wypowiedź.
- Z całą pewnością nie powinnaś próbować zabić innych ludzi sztućcami.
- Oj tam, jak będą mieć takie szczęście… bądź pecha jak my, to zaczną kolejne życie. No! Ale skoro się już wydało, to może zaproszę cię na randkę? - uśmiechnęłam się, trzepocząc rzęsami jak te babki w filmach i przyciągnęłam do siebie filiżankę z ciepłym napojem. Wzięłam łyka, delektując się wręcz wypalającym gorącem, które rozlewało się właśnie po mojej krtani.
- Tak kobieta mężczyznę zaprasza? No nie wiem, jestem oblegany w tym tygodniu. - powiedział, przykładając dłoń do klatki piersiowej. - Mówię to z wielkim bólem serca.
- Zawsze mogę być twoim apapem. - w głowie przemknęła mi moja angielska medycyna. - Czyżbym miała czekać w kolejce? Oj, poradzę sobie z problemami w postaci innych ludzi. - machnęłam jeszcze raz widelcem i zaśmiałam się z całej tej naszej szopki. Po chwili zdusiłam śmiech, aby wrócić do jedzenia. - Ale pamiętaj, że jakby co to oferta aktualna. - ostatni raz uniosłam delikatnie kąciki ust, aby następnie wyglądać przez okno, obserwując uważnie każdy ruch i analizując go. Park niedaleko wydaje się naprawdę interesujący. Może by tak wstąpiłabym tam potem?
Na jakiś czas znów nastała cisza. Nie byłą niezręczna, po prostu siedzieliśmy tak sobie, dojadając i dopijając co nam zostało. W międzyczasie kilkanaścioro klientów zdążyło również odwiedzić lokal. Położyłam kurtkę na kolana, wygrzebując z jej kieszeni jakieś 5$. Kiedy lekko „wpieprzyłam” się Rickowi na mieszkanko nie sądziłam, że w mieście gdzieś wstąpię więc nie brałam pieniędzy. Sam mnie zachęcił tym… mogę to nazwać zakładem? Uznam, że tak. Może mało wygrzebałam, ale na jakikolwiek napiwek z mojej strony starczy.

                   Patrick? To jak, potrzebujesz apapu? xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz