czwartek, 9 marca 2017

Marshall


    Przykładając zimną broń do skroni, uśmiechałem się niezmiernie. Nie wiem, czy to przez to, jak się naćpałem, czy przez fakt, że już za moment będę wolny i żaden śmiertelnik mojego celu nie zniszczy.     Pamiętam, że w tamtej chwili stałem na dachu podczas ulewy, w powietrzu unosił się typowo miejski zapach zmieszany ze świeżością a gdzieś dalej, czarne niebo oświetlały błyski piorunów. Wymarzona sceneria na wymarzony koniec. Śmiałem się.
  Poczułem jak ciepła krew, spływa mi po szyi i ciągnie się dalej. Nie wiedziałem, o co chodzi. Znajdowałem się w tym samym miejscu, gdzie popełniłem samobójstwo.
Pamiętam. Gdzieś musiało być jakieś logiczne wytłumaczenie, że nadal jestem na tym pieprzonym świecie. Nie mogłem nie trafić, to byłoby niemożliwe więc....jak? Jak ja jeszcze żyłem? Powoli podniosłem się, rozglądając z niepokojem. Czułem czyjąś obecność. Wodziłem wzrokiem po dachu budynku aż napotkałem wysokiego, fioletowowłosego chłopaka, który przedstawił się jako Vincent. Wytłumaczył mi całe zajście. To, czemu tu jestem, kim on jest i kim ja się stałem. Wędrowcem. Nie spodziewałem się takiego zakończenia. Nawet nie podejrzewałem, że istnieją Wędrowcy. Miałem mieszkać w hotelu The Hunters gdzie przebywają inne dusze. Chociaż jest nas więcej, nieco się ucieszyłem. W czasie wędrówki chłopak objaśnił mi parę zasad, obowiązków i innych takich rzeczy. To prawie jak normalne życie może pod nieco inną formą. Skoro nie mogłem ot, tak sobie umrzeć to musiałem mieć narzucony jakiś cel, do którego miałem dążyć. Ta myśl wywołała u mnie uczucie lekkiego podekscytowania i zaciekawienia, że chociaż moje życie nie będzie nudne i będę miał coś do roboty. Po dotarciu do hotelu miałem wybrać sobie jeden z pokoi. Część była pusta a część zamieszkiwana. Wybrałem opcję ze współlokatorami. Później sam byłem zszokowany, że taki dokonałem wybór. To do mnie niepodobne. W pomieszczeniu nie było nikogo, więc wybrałem się na zewnątrz popatrzeć z punktu widzenia ducha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz