wtorek, 18 kwietnia 2017

Ariel - C.D Historii Kader

— Nie mógłbym odebrać sobie tej przyjemności. — Zasiadłem tuż obok koleżanki, odsłaniając mały, aczkolwiek puchaty breloczek. Był niezwykle miękki w dotyku, a zielone guziczki, mające być ślepiami stworzenia, mimo komizmu, wyglądały całkiem uroczo. Kotka, bo jakoś nie wyglądała mi na kocura, miała kolor, przypominający beż, chociaż znając życie gdybym spytał pierwszej lepszej kobiety, powiedziałaby mi, że jest to ecru, sinokoperkowy róż, czy inne magiczne słowo. Bądź co bądź, z nazwami kolorów to ja nawet nie walczę, mają przewagę liczebną.
— Dzieciak. — Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym potargała mnie po włosach. — I co z nim teraz zrobisz, Syrenko? Przypniesz sobie do kluczy?
Wykrzywiłem usta, jakby w grymasie silnej rozterki myślowej. Co by tu zrobić, co by tu zrobić z owym kociakiem.
— Zamierzałem włożyć ją w kąt szafki, aby za pięć czy dziesięć lat, jak już wszyscy będą znali moje nazwisko i mówili do mnie per “pan” ktoś ją znalazł i zrobił sobie z niej ołtarzyk, wraz z moją szczoteczką do zębów i jakimś starym zdjęciem ..— Nie wiedzieć czemu, słysząc owy pomysł towarzyszka wybuchnęła śmiechem. Hejj! To była bardzo realistyczna wizja! Szczególnie z tym panem. Może i się nie starzeję, ale dzieci przybywa, ktoś by mnie tak w końcu nazwał! — ale jak teraz o tym mówisz, to chyba pójdę za twoją radą, aby po prostu ją sobie tam przyczepić. Prosty los jej wywróżyłaś, ale co mi tam, wasza strata.
— Jak ja teraz będę “żyła” z twoim kawałkiem materiału przy kluczach na sumieniu? — Udała przejętą.
— Twój problem. — Wzruszyłem ramionami, aby następnie lekko ją uszczypnąć.
— Hej! — Kader odpowiedziała mi delikatnym potrąceniem mojego ramienia.
— Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz być kotem — podjąłem nagle — ja tam bym się chętnie skusił. Zero zmartwień, jestem przezabawny skacząc po meblach, lub patrząc w ścianę, gdy do mnie mówisz, a do tego wszyscy mnie kochają.
— Niedoczekanie — wypowiedzi koleżanki towarzyszył przewrót oczami — latałbyś po ulicy, szukając czegoś do żarcia.
—Nonsens — zaprzeczyłem —koty to bardzo zaradne stworzenia. A nawet jeśli byłbym fajtłapą, taka dobra dusza jak Tu, na pewno by mnie przygarnęła, co?
— Zależy — mruknęła — zabrzudziłbyś mi dywan?
— W życiu!
— Egzamin zdany, możesz być moim kotem. — Pośmialiśmy się jeszcze przez chwilę, aby następnie wstać z miejsca.
— No dobra, mruczuś, syrenko, czy jak tam wolisz. — Kader przeanalizowała mnie śledczym wzrokiem.
— Meow? — Przechyliłem głowę, niczym kot, robiąc nieobecną minę. Pluszowa zawieszka spoczywała już w mojej kieszeni.
— Nakarmiłabym sowę, zanim się stąd zabierzemy. W końcu, okazja rzadka, co nie?
Tym oto sposobem wróciliśmy do kawiarenki, aby zabawić tam jeszcze pięć minut. Albo dziesięć, o ile liczyć wybieranie stworzenia do nakarmienia.

                               Kader? Troszkę Ci się na mnie poczekało, wybacz D;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz