wtorek, 18 kwietnia 2017

Vincent - C.D Historii Nehemii

    Umościłem się na łóżku bokiem i podpierając twarz pięścią przez chwilę przyglądałem się dziewczynie. Siedziała skrzyżnie pod ścianą, mniej więcej w połowie długości materaca z moją bluzą naciągniętą na kolana i bezlitośnie maltretowała własne palce, trzymając dłonie między nogami. Zauważyłem, że włosy ma odrobinę wilgotne, a przynajmniej na końcówkach, które zdążyły delikatnie się podkręcić.
- Aż tak tragicznie? - zapytała po chwili, dając mi tym samym do zrozumienia, że wgapiam się w nią zbyt natarczywie.
- A skąd. - machnąłem spoczywającą na udzie ręką. - Po prostu w świetle tej lampy wyglądasz... ciekawie.
     Jezu, ale bezmyślny komplement. Gdy się jednak nad tym zastanowić, wcale nie kłamałem: co prawda skąpe, ale w pełni urokliwe światło wysokiej lampy lawy nadawało twarzy Nehemii czegoś, czego do tej pory nie widziałem... albo nie chciałem widzieć. W dodatku złote oczy dziewczyny ładnie odbijały poświatę w tej samej barwie. Podświadomie czułem, jakie myśli pędzą w kierunku mojego umysłu, a że nie specjalnie miałem ochotę wzruszać się przy dziewczynie, prędko zająłem nas innym tematem.
- Nie myślałaś nigdy, żeby wrócić do tańca? - oczy Emi zwróciły się ku mnie. Przez chwilę milczała, aż w końcu oparłszy głowę o ścianę odetchnęła głęboko.
- Raz czy dwa, ale to nie miałoby to żadnej przyszłości. - zmarszczyłem brwi, czując, że mimo sceptycznego wydźwięku w jej wypowiedzi było sporo racji.
Co przygnębiające, śmierć odbierała właściwie wszelkie możliwości na powrót do dawnych pasji. Nie zależnie od tego czy byłeś widoczny jak rozpędzony tramwaj czy jak drobina kurzu, zawsze istniało ryzyko, że skupisz na sobie uwagę agentów FBI, albo społeczeństwa... Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym wystąpić w chociaż jednym meczu; wtedy dla mnie i dla moich bliskich - zarówno obecnych jak i dawnej rodziny rozpętałoby się prawdziwe piekło na ziemi.
- Wielka szkoda, że śmierć odebrała ci coś, do czego naprawdę masz talent.
- Mówisz, jakbyś musiał się domyślać tego uczucia. Przecież ty sam... - zamilkła widząc, jak się krzywię. Do mnie dopiero po chwili dotarł ten dziwny impuls.
Nie chciałem, aby Emi po pierwszej i być może jedynej nocy u mnie poczuła się zniechęcona, i przybita.
- Wiesz, mógłbym z tobą dyskutować aż do świtu, ale jesteś padnięta. - zwróciłem jej uwagę, wydychając zebrane w płucach powietrze. - Jeśli ci to przeszkadza, mogę odwrócić się plecami.
      Białowłosa energicznie pokręciła głową i poprawiając sobie poduszkę, ułożyła się na miejscu obok mnie. Pogładziła prześcieradło dłonią uśmiechając się łagodnie. Udając luzaka opuściłem ramię i wtuliłem twarz w poduszkę. Emi ułożyła się nieco wyżej, tak, że leżeliśmy na tym samym poziomie. Różnica naszego wzrostu nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, choć najzupełniej mi nie przeszkadzała. Z drugiej strony, w czym miałaby mi przeszkadzać? Przecież to tylko przyjaźń, pewnie dostałbym po łbie od Patricka za przydzielenie takiego szczytnego tytułu dziewczynie, z którą znam się przez tak krótki czas, ale cóż mogę poradzić, kiedy właśnie tak dyktuje mi serce?
Dotychczas milczeliśmy, a ja nie zwróciłem nawet uwagi kiedy zamknąłem powieki. Gdy je otworzyłem, ze zdziwieniem spostrzegłem, że Nehemia wciąż nie śpi, chociaż oczy zamykały jej się ze zmęczenia. Muszę w przyszłości przypilnować, aby zaczęła sypiać regularnie.
- Nadal mogę się odwrócić. - szepnąłem, nie chcąc niczym zamącić panującej tu atmosfery spokoju.
- Nie ma takiej potrzeby. - odpowiedziała równie cicho, a na jej twarzy zagościł leniwy, słodki uśmiech. Spod półprzymkniętych powiek błyskały złote oczy.
- Wiesz, co... chyba znam najlepszą receptę na sen. - mruknąłem po chwili, a dziewczyna otworzyła szerzej jedno oko. Było w tym coś... niesłychanie rozkosznego. Mając w głowie swój skromny plan, odczekałem chwilę i przemogłem się do cichego śpiewu:

If today was your last day
Would you make your mark by mending a broken heart?
You know it's never too late
To shoot for the stars regardless of who you are
So do whatever it takes
'Cause you can't rewind a moment in this life
Let nothin' stand in your way
Cause the hands of time are never on your side
 
Wyjątkowo przyjemnie leżało mi się z zamkniętymi oczami, więc gdy słowa przesmykiwały po moim umyśle zupełnie przestałem myśleć o tym, czy ktokolwiek słyszy mój głos. Gdy byłem młodszy przychodziłem czasem do pokoju Davida i klękając przy łóżku śpiewałem mu różne piosenki. Dużo bym dał, by móc wrócić do tamtych lat.
 
If today was your last day
and tomorrow was too late
Could you say goodbye to yesterday?
 
Nie czułem krępacji, jaką spodziewałem się odczuć gdy tylko otworzę usta. Może któregoś dnia David i ja znowu się spotkamy. Oby tylko nie prędko, bo należało mu się przeżyć wszystko to, czego ja nigdy nie zdołałem dostać: trzymałem kciuki, aby spełnił swoje marzenia i nic nie stanęło mu na drodze ku wymarzonemu życiu. Pragnąłem aby zakochał się szczęśliwie i spędził piękne, długie lata w wzajemnym uczuciu.
Chciałbym kiedyś dowiedzieć się, że ma dzieci, własny dom z ogródkiem i w soboty zaprasza znajomych na grilla. Trudno mi było zaakceptować, że sam tego nie doznam, ani, że nie będę nigdy mógł cieszyć się szczęściem młodszego brata. Pozostawało mi tylko... mieć nadzieję.
 
Reminisce old memories
Would you forgive your enemies?
Would you find that one you're dreamin' of?
Swear up and down to God above
That you finally fall in love

If today was your last day...
 
    Śpiewałem powoli i cicho, ale to najwidoczniej wystarczyło, bo gdy tylko ponownie otworzyłem oczy Nehemia leżała całkiem spokojnie, z dłonią pod policzkiem, zamkniętymi powiekami, które na myśl przywodziły delikatne, blade płatki jaśminu odrywające się od wątłej gałązki z ciężaru spoczywających na nich kropel rosy. Jej oddech był spokojny, szczerze powiedziawszy dopiero teraz, gdy spała lekkim snem obok mnie zdałem sobie sprawę, jak przyjemnie spędzałem czas w towarzystwie śpiącej dziewczyny. Mimo napadu na dachu i ucieczki z zaułka nie zrezygnowałbym z ani jednej chwili, jaką spędziliśmy wspólnie w ciągu ostatnich dni.
Ciekawe czemu jedni potrafili odejść z dnia na dzień bez słowa pożegnania, a inni przywiązywali się całym sercem, które krwawiło później z powodu licznych ran zadawanych przez najbliższych. Nigdy nie sądziłem, że mnie to spotka. Że zacznę nienawidzić kogoś, za kogo parę lat wstecz oddałbym serce i przelał całą krew.
Dziś, gdy obok nas w restauracji kłótnię o jakiś nieistotny przedmiot, którym mogły być zasłony toczyła para młodych ludzi poczułem się... po prostu źle. Cały ten lokal zwrócił moją uwagę ku Bridget, od której obrazu odpędzałem się jak od natrętnej muchy. Żałowałem, że nie potrafiłem jej wybaczyć. Czy to określało mnie złym, zawistnym człowiekiem?
Nie wiedziałem i nie chciałem wiedzieć. Przeszłość musiała pozostać w tyle, aby móc z czystym sumieniem spojrzeć w przyszłość. 
Jeszcze raz spojrzałem na Nehemię. Coś w spokoju jej twarzy kazało mi spodziewać się coraz lepszych dni. Podciągnąłem skotłaszoną kołdrę na jej ramię i sam zawinąłem się w ciepły materiał. Kobieta, najwidoczniej przez sen poczuła bliskość okrycia i z błogim wyrazem twarzy podciągnęła go pod szyję i obróciła się na drugi bok.
Uśmiechnąłem się do siebie i pochwyciwszy w palce kosmyki jej miękkich, perlistych włosów zasnąłem, zakręcając je na końcówkach palców i rozkoszując się ich jedwabistą gładkością.
 
                             Nehemia? Śpij tydzień, mnie to nie wadzi :3
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz