czwartek, 20 kwietnia 2017

Limbo

     Samotna, wyblakła postać zjawy stała na środku pola, w milczeniu wpatrując się w ołowiany strop nieba. Poszukiwania rodziców nie odniosły pożądanego rezultatu, a gdy wróciła do domu, dziadków też tam już nie było. Mieszkanie stało puste, nieruchome... wyglądało niemal dokładnie tak jak w dniu, w którym je opuściła. Jak sentymentalnie. Tylko gruba warstwa kurzu i pajęczyny świadczyły o tym ile czasu minęło od jej ostatniej wizyty w tym miejscu. Do kogo teraz należało mieszkanie? Czy ktoś będzie jeszcze w nim mieszkać?
Z nieba spadła pierwsza kropla zimnego deszczu i spłynęła po policzku dziewczyny. Jak poetycko. Odpowiednia kropla w odpowiednim miejscu. Wkrótce spadły kolejne, a za nimi runęło niebo z olbrzymią mocą, momentalnie przemaczając Limbo do suchej nitki. Kochała to. Uczucie, że cokolwiek się jeszcze stanie, bardziej mokra i tak już nie będzie. Smutny uśmiech wypłynął na jej twarz. Gdy nikt nie patrzył mogła sobie pozwolić na tak spontaniczny wybuch radości. Gdy nikt nie patrzył...
     Coś zaszemrało za nią i ołowiane niebo zostało przysłonięte przez czerwony parasol. Dziewczyna gwałtownie odwróciła się, jednocześnie cofając spod osłony. Jeszcze przed chwilą... przed chwilą nikogo tam nie było, a teraz chłopak o różowych włosach uśmiechał się przyjaźnie, stojąc tam, jak gdyby nigdy nic.
Twarz Limbo przybrała wyraz głębokiego smutku, gdy dziewczyna niepewnie patrzyła na nieznajomego.
- Nie powinnaś tak moknąć. Przeziębisz się – oznajmił pogodnie. Smutek na twarzy dziewczyny uległ nieco osłabieniu.
- Na coś trzeba umrzeć – mruknęła ostrożnie, jakby niepewna, czy osoba, z którą rozmawia jest głupia czy sobie z niej żartuje.
- Oh, tobie to już się chyba udało, czyż nie. – Limbo cofnęła się gwałtownie od nieznajomego o kolejne kilka kroków. Gwałtownie poczuła się zagrożona. Skoro wiedział... musiał się z niej naśmiewać. Uh... znała ten typ człowieka. Udaje miłego, podchodzi bliżej, a gdy zdobędzie zaufanie, wszystko okazuje się głupim kawałem.
- Odejdź – poprosiła cicho.
- Słuchaj, jeśli nie chcesz... nie będę ci przeszkadzał. – Chłopak spoważniał nagle. – Jednak chcę ci pomóc. Jestem taki jak ty.
- Kłamstwo. – Czarnowłosa spuściła wzrok i zacisnęła usta w wąską szparkę.
Odwróciła się na pięcie i zaczęła uciekać, raz po raz zapadając się w wilgotnym błocie. Nie była pewna, czy chłopak ją goni. Nie chciała spoglądać za siebie.
~ Zaczekaj ~ odezwał się głos w głowie dziewczyny, kompletnie ją zbijając z tropu. Zatrzymała się i zaczęła gwałtownie rozglądać. Nie przywykła do słyszenia głosów, dlatego miała nadzieję, że to znowu tamten chłopak.
 – Najwyraźniej źle zacząłem. – To ostanie zostało już powiedziane na głos. Nieznajomy skorzystał z okazji i podszedł bliżej czarnowłosej. – Jestem wędrowcem... to znaczy duchem, jak ty. Dlatego chcę ci pomóc. Nie jest bezpiecznie przebywać samemu. Jest wielu, którzy pragną się nas pozbyć. Jeśli pójdziesz ze mną, to pokażę ci bezpieczne miejsce.
Limbo patrzyła przez chwilę smutno na chłopaka.
- Jeśli nie chcesz, to nie mam zamiaru cię zmuszać – powiedział i odwrócił się, jakby zamierzając odejść.
- Dobrze. – Limbo pokiwała głową nieśmiało, robiąc krok w kierunku nieznajomego. Bo co miała do stracenia? Pewnie zostanie zraniona, po raz kolejny. Pewnie wszystko i tak skończy się katastrofą... ale co ma do stracenia? – I tak wszystko zmierza ku zagładzie – mruknęła, a smutek na jej twarzy nieco złagodniał i jakby ocieplił się.
- Czyli co? Idziemy?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Jestem Vincent, a ty? – fioletowo włosy wyciągnął rękę do dziewczyny, a ta ją uścisnęła.
- Limbo.

   Początkowo nowi towarzysze podróżowali w milczeniu, jednak po jakimś czasie najwyraźniej Vincent nie był w stanie go znieść i zaczął rozprawiać o mało istotnych tematach, byle tylko zająć czymś przestrzeń. Limbo nawet to odpowiadało. Zawsze fascynowało ją, jak ludzie potrafią mówić, mówić, mówić i nie powiedzieć nic konkretnego. To chyba był jakiś rodzaj poezji, którego nie umiała pojąć. Może gdyby to zrobiła, jej utwory wreszcie byłby sławne?
     Miejsce, do którego zawiodła ich podróż było niewielkim hotelem. Vincent proponował dziewczynie jeden z apartamentów, jednak ta odmówiła nieśmiało i spytała, czy nie będzie mieć nic przeciwko temu, że zaszyje się w podziemiach. Za bardzo bała się jasności hotelowych korytarzy. Zawsze tak... lśniących i zwracających uwagę. Chłopak nie miał nic przeciwko temu, choć był nieco zaskoczony decyzją dziewczyny.
Gdy Limbo umościła sobie całkiem wygodne legowisko, kradnąc kilka kompletów pościeli z pralni, w piwnicy nagle zrobiło się jasno i ktoś do niej wszedł. Dziewczyna zaskoczona nagłym pojawieniem się blasku skryła się szybko pod jakimś stołem.
Kilka chwil później ktoś wyglądnął zza jego krawędzi, na siedzącą w mroku czarnowłosą.

                                      ~Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz