sobota, 15 kwietnia 2017

Patrick - C.D Historii Any

- To chyba akurat całkiem oczywiste. - odparłem odrywając się od ściany i robiąc kilka kroków w kierunku dziewczyny.
Stanąłem na całkiem pustej jezdni i wciskając dłonie w kieszenie obrzuciłem ją śmiałym spojrzeniem. Wokół panowała niemalże absolutna cisza, jeśli nie liczyć dochodzących gdzieś z oddali zawodzeń klaksonów. Ulica była zamknięta od samego rana, z rzekomego powodu rozpoczęcia robót drogowych przy wylocie na Sześćdziesiątą Siódmą.
Zlecenie wydane przez Vincenta było jasne i klarowne: sprowadzić dziewczynę do Hotelu, nie zniechęcić jej do perspektywy przyłączenia się do Wędrowców.
- W takim razie czemu nie podzielisz się tą ogólnie dostępną wiedzą? - podobnie jak ja kobieta o ciemnych włosach wetknęła ręce do kieszeni. Na pierwszy rzut oka oceniłem ją jako szczupłą i dość wysoką, miała może metr osiemdziesiąt i bystre spojrzenie.
Uśmiechnąłem się chytrze i odwróciłem głowę czując, jak chłodne powietrze szczypie skórę na moich odsłoniętych przedramionach i rozwiewa włosy jednocześnie napawając pierś świeżym powiewem, o  który tak trudno w wielkim mieście, aż kłującym nozdrza od spalin.
- Odpowiedź jest prosta. Jesteś martwa, podobnie jak ja i wielu innych. - ponowie skierowałem wzrok ku dziewczynie. Młodziutka.
Nie zdradzała się zbędnymi ruchami, co pozwoliło mi myśleć, że trochę już chodzi po tym świecie. Jako, że nie udzieliła żadnej odpowiedzi kontynuowałem:
- Wraz z bliskim przyjacielem, niejakim Vincentem Valentine'em prowadzę hotel dla takich jak my. - niemalże splunąłem ostatnim słowem. Poważnie zglobalizowałem wszystkich Wędrowców używając hasła "my"? - Nie wiem co potrafisz i ile wiesz, ale takie sztuczki mogą nie wystarczyć gdy w grę wejdzie wojna z całymi oddziałami uzbrojonych agentów. Przygotowujemy zmarłe dusze do takiego starcia, które, nie będę łgał: zbliża się coraz większymi krokami.
- A ty? - spytała po krótkiej chwili milczenia, zupełnie jakby ignorowała to co przed chwilą jej powiedziałem. Zmarszczyłem brwi i przewróciłem od niechcenia oczami.
- Co, ja?
- To przecież jest oczywiste. - dziewczyna zironizowała moją wcześniejszą wypowiedź, na co parsknąłem bez większego entuzjazmu. - Miałam na myśli, jak ty się nazywasz. Przedstawiłeś swojego domniemanego kumpla, a siebie to już nie łaska?
Miałem ochotę posłać jej krzywy uśmieszek, ale powściągnąłem chęć odbicia piłeczki. Młoda miała cięty język i była najwidoczniej bystra. Nie zamierzałem przecież przynieść jej satysfakcji z tej drobnej szpileczki.
- Rick. To wszystko, co musisz o mnie wiedzieć. - powoli przeszedłem dzielącą nas odległość i zatrzymawszy się w odległości kilku metrów od nowopoznanej spojrzałem na nią z góry, powołując u siebie jednocześnie nieznoszący sprzeciwu ton. - Teraz pytanie, na które istnieje tylko jedna prawidłowa odpowiedź: pójdziesz za mną do Hotelu The Hunter, czy nie?


                  Ana? Wybacz za tak długi okres oczekiwania ;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz