poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Nehemia - C.D Historii Vincenta

      Przez krótką chwilę przyglądałam się czarnemu materiałowi przez szybę i to wystarczyło bym znała swoje zdanie na temat tych ubrań. Moją uwagę bardziej pochłaniało zachowanie Vincenta, który w tamtej chwili przypominał małe dziecko, które właśnie zobaczyło w sklepie wymarzoną zabawkę. Przeskakiwał zniecierpliwiony z nogi na nogę, z twarzą wręcz przyklejoną do szyby. Uśmiechnęłam się rozbawiona; to naprawdę zabawnie wyglądało, gdy dorosły mężczyzna się tak zachowywał. A jeszcze zabawniej w wykonaniu wielkiego koszykarza, po którym nigdy bym się nie spodziewała, że może się tak zachowywać.
- Pewnie, są śliczne. - Uśmiechnęłam się, spoglądając jeszcze raz na manekiny.
- Super. - Nim zdążyłam się zorientować, moje ręka zniknęła w uścisku dłoni Vina, a ja zostałam wciągnięta do wnętrza sklepu. Posłusznie szłam za mężczyzną rozglądając się dookoła, zwieszając co jakiś czas na co ciekawszej rzeczy. Sklep był pełen nie tylko ubrań o charakterze anime, takim jak te bluzy, ale posiadał w swoim asortymencie także stroje wzorowane na kimona, które nosiły gejsze. Chociaż spoglądając w głąb pomieszczenie, dostrzegałam także typowo tutejsze ubrania. Cóż, pewnie gdyby trzymali się tylko azjatyckiej kultury za wiele by nie zarobili, ludzie bywają wybredni i czasem stronią od innych narodowości.
Przechyliłam głowę, zastanawiając się nad tym. My, Wędrowcy, mimo iż pochodziliśmy z najróżniejszych zakątków świata, to trafiając tutaj nie mieliśmy problemu z tym, że ktoś jest innej narodowości. To była zasługa tego, że byliśmy martwi i oddaleni od "przyziemnych" problemów czy może jednak odkrycie, że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tacy sami, bez względu na miejsce urodzenia?
        Zamrugałam kilka razy, powracając myślami do rzeczywistości, w której przywódca prowadził ożywioną rozmowę z ekspedientką, która spoglądała raz na mnie, raz na niego. Uniosłam delikatnie brwi, przyglądając się kobiecie, która robiła dokładnie to samo, mierząc moją postać uważnym spojrzeniem.
- Nie jestem pewna czy mamy tak mały rozmiar... - Cmoknęła, wydymając usta. Pokręciłam tylko głową z delikatnym uśmiechem, jednak nim zdążyłam się odezwać, młoda ekspedientka wyskoczyła zza lady i pociągnęła nas za sobą w stronę przebieralni. Dopiero kiedy podeszliśmy bliżej, zorientowałam się, że za jednym z luster chowają się drzwi, Zniknęła na moment w ciemności, która za nimi panowała, tylko po to, by po chwili wrócić do naszej dwójki z dwoma czarnymi pakunkami. Ten mniejszy dostałam ja, drugi natomiast przypadł Vincentowi.
- Może być trochę za duża, ale... - Kobieta popatrzyła na mnie, czekając aż przymierzę ubranie. Wzruszyłam tylko ramionami i odwróciłam się w stronę lustra, ściągając z ramion swoją kurtkę i zerkając na czarną bluzę. Na pewno nie będzie większa niż ta, którą dał mi Vincent.
Naciągnęłam na siebie materiał, jednak kaptur był tak obszerny, że zakrywał mi pół twarzy, przez co widziałam jedynie czubki swoich butów. Przywódca ze śmiechem ściągnął z mojej głowy materiał i spojrzał w lustro, chcąc zobaczyć moją minę. Odwzajemniłam szeroki uśmiech, który mi posłał.
- Ja swojej nie będę przymierzał, cały mokry jestem. - Zerknęłam przez ramię na niego, łapiąc palcami za dolną część materiału i ciągnąc ją w górę. - Czyli mówisz, że ci się podoba?
- Pewnie, że tak. - Uśmiechnęłam się promiennie, składając bluzę.
- Zapakować? - Ekspedientka szybko pochwyciła chwilę, patrząc na fioletowowłosego. Również na niego spojrzałam, ale ten tylko skinął głową. - Razem?
- Nie.
- Tak. - Odparliśmy równocześnie. Kiedy tylko jego odpowiedź dotarła do moich uszu, popatrzyłam na niego spod zmrużonych powiek.
- Nie możesz. - Warknęłam, na co Vin tylko przyłożył dłoń do mojego czoła, odpychając mnie w tył ze śmiechem.
- Mogę i to zrobię. - Roześmiał się rozbawiony, moją bezskuteczną próbą wyminięcia jego ręki. - Idź się jeszcze rozglądnij, może wpadnie ci coś w oko.
      Mrucząc pod nosem, odwróciłam się na pięcie i zniknęłam z pola widzenia Vina. Mijałam kolorowe półki, stojaki, manekiny ubrane i ustawione w najdziwniejszych pozycjach. Moją uwagę zwróciło w sumie tylko kilka rzeczy, które przyłożyłam do swojego ciała i na oko stwierdzałam czy taki rozmiar mi pasuje, kierowałam się także rozmiarem, który nosiłam za życia. W końcu moje ciało chyba aż tak bardzo się nie zmieniło, prawda? Przede wszystkim zaciekawiła mnie prosta, popielata sukienka ze złotymi akcentami. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że mnie zachwyciła i odniosłam wrażenie, jakby była uszyta specjalnie dla mnie. Przerzuciłam kolejną rzecz przez ramię i skierowałam się w stronę kasy, gdzie z reklamówką w ręce stał mężczyzna, spoglądając na mnie pogonie swoimi fioletowymi oczyma. Stanęłam obok niego, a gdy ten tylko wyciągnął dłoń w stronę ubrań, wolą ręką uderzyłam go po palcach, przez co natychmiast ją cofnął, posyłając mi niby urażone spojrzenie.
- Nawet nie waż się tego dotknąć. - Powiedziałam, unosząc głowę, po czym odłożyłam ubrania na ladę.

*pół godziny później*

Stałam z twarzą przyklejoną do szyby, za którą pięknie prezentowały się najróżniejsze ciasta. Zaciskałam kurczowo ręce na skrawku bluzki Vincenta, przyciągając ją do siebie rytmicznie. Strasznie dawno nie widziałam na oczy słodyczy. W ogóle od śmierci nie byłam w galerii, miejscu w którym było więcej ludzi, bo uważałam to po prostu za niebezpieczne. Ale teraz to wyglądało inaczej. Chociaż wciąż gdzieś z tyłu głowy miałam tą obawę, że w każdej chwili w centrum handlowym może rozpętać się piekło. Jednak tego dnia postanowiłam odsunąć tę myśl, najdalej jak tylko umiałam. To miał być przyjemny dzień.
Chwilę potem siedzieliśmy przy jednym ze stolików, czekając aż kelnerka przyniesie zamówione przez nas słodkości. Jeśli o to chodzi, to byliśmy z Vincentem podobni, gdyż oboje zamówiliśmy najsłodsze ciasto, jakie tylko było dostępne.
Wpatrywałam się w fioletowe oczy, z zaciekawieniem słuchając jego rozmyślań na temat gry młodych chłopaków, ich taktyki, stylu i celności. Przysłuchiwałam się temu, dorzucając czasem coś od siebie, chociaż w większości ta fioletowowłosa gaduła mówiła, co przywoływało na moje usta śmiech. Urwał dopiero, kiedy kelnerka w ciemnej spódnicy przyniosła nasze zamówienie na niewielkich białych talerzykach z małym widelczykiem.
        Jeszcze zanim zaczęliśmy jeść, po kawiarni rozniósł się gwałtowny krzyk jakiejś kobiety. Drgnęłam nagle i odwróciłam się w tamtym kierunku, szukając badawczym spojrzeniem źródła dźwięku, którym okazała się kobieta około czterdziestki, z nieznacznymi zmarszczkami na twarzy. Stała pochylona nieco nad stolikiem, po którego drugiej stronie siedział czarnowłosy mężczyzna, widocznie niezadowolony z reakcji towarzyszki. Zmrużyłam delikatnie oczy, nie tylko my przyglądaliśmy się uniesionej parze.
- Jak zawsze myślisz tylko o sobie, nigdy o mnie! - Zawołała, porywając torebkę z siedzenia i odwracając się ku wyjściu. Gdy tylko spostrzegła, że wszystkie oczy są zwrócone na nią, poczerwieniała i śpiesznym krokiem ruszyła ku wyjściu. Przeniosłam piorunujące spojrzenie na mężczyznę, który niemal natychmiast zerwał się na nogi w pogoni za partnerką. Uśmiechnęłam się lekko, błyskając oczami spod przymkniętych powiek. Kobieta w tym samym momencie potknęła się o coś i poleciała do przodu na bolesne spotkanie z podłogą, do którego jednak nie doszło, gdyż jej wybawiciel, an którego jeszcze sekundę wcześniej była wściekła, złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem do siebie stawiając na prostych nogach. Kiedy tylko ich oczy się spotkały, odwróciłam wzrok, spoglądając z uśmiechem na przywódcę.
       W jednej chwili mój uśmiech przepadł bezpowrotnie, gdy tylko wyczułam zmianę jego nastroju. Może nie była to jaka diametralna zmiana, jednak wystarczająca, bym mogła ją wyczuć wyczulonymi zmysłami. I to nie był pierwszy raz, kiedy to się stało. Podobnie było w restauracji, kiedy jedliśmy ravioli, chociaż wtedy nie zwróciłam na to szczególnej uwagi, jednak teraz, gdy powtórzyło się to kilkukrotnie, miałam podstawy by domyślać się dlaczego tak się dzieje. Przez myśl mi nawet przemknęło, że może spędzanie dnia ze mną, przywołuje do niego więcej bolesnych wspomnień, aniżeli dobrych odczuć powiązanych z teraźniejszością. Chociaż gdyby tak było, to nie byłoby go tutaj teraz, prawda? Chociaż z drugiej strony to Vincent; nie wydawał mi się kimś, komu łatwo przychodzi odrzucenie drugiej osoby.          
- Znowu tańczysz z demonami, co? - Rzuciłam swobodnie, odchylając się w tył. Drgnął, a fioletowe tęczówki przesunęły się na moją twarz, kontrolując ją uważnie. Uśmiechnęłam się delikatnie, opierając głowę na dłoni, a łokieć o blat stolika i przechylając lekko głowę w prawo, przyjrzałam się Vinowi. - Wspomnienia. Nie będzie dobrze, jeśli wrócą do ciebie podczas walki, prawda? - Zmrużyłam delikatnie oczy, wciąż utrzymując na ustach uśmiech, mimo że moje myśli wcale nie były takie radosne. - Najlepszy sposób to odciąć się od wspomnień, a jeśli tego nie umiesz, w takim razie łatwiej jest się odciąć od tego, co przywołuje wspomnienia. - Wzruszyłam ramionami, odchylając się na oparcie.
Po kilku minutach w czasie, których zajęliśmy się jedzeniem ciasta, oparłam głowę na dłoni, zerkając w stronę wyjścia. Odkąd tylko znaleźliśmy się w galerii, a moim oczom ukazał się optyk, zaczęłam zastanawiać się nad inwestycją w soczewki zmieniające kolor oczu. Niby lubiłam te swoje, ale jednak ciekawskie spojrzenia ludzi wpędzały mnie w zakłopotanie. Lecz wciąż się wahałam przed tym, nie będąc pewną czy naprawdę chcę to zrobić.
- Jedz szybciej, chciałam coś jeszcze załatwić. - Kopnęłam mężczyznę delikatnie w nogę pod stolikiem, uśmiechając się miło.

          Vin? Wybaczcie, beznadziejnie wyszło ._.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz