poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Sara - C.D Historii Damiana

   Głęboko wypuściłam powietrze, na końcu lekko się uśmiechając.
- No dobrze. Skoczę tylko do pokoju po swoją torbę i możemy iść – powiedziałam, robiąc jeden krok w tył. - Zaraz przyjdę, więc możesz już pójść z Renem na dwór, niech już się wyszaleje – dodałam, robiąc kolejne kroki w stronę schodów do pokoi. Gdy zobaczyłam, jak Damian kiwa głową, znowu się uśmiechnęłam, całkowicie idąc z pola jego widzenia. Westchnęłam, robiąc pierwszy krok na schodach.
- Masz wodę w pokoju? Nie brałaś jeszcze swoich tabletek – usłyszałam głos Hachika zaraz za sobą. Przewróciłam oczami, nie mówiąc do niego nic, póki nie weszłam do pokoju. Zgarnęłam swoją torbę, która tradycyjnie leżała u mnie na łóżku. Spojrzałam na rzeczy, które się w niej znajdowały. Dwie piłki dla psów, chusteczki, zestaw z paletkami, składana gumowa miska, dwie butelki wody, portfel, dwie smycze i kaganiec…
- Mam wszystko, nie musisz się martwić, Hach – odpowiedziałam akicie, wychodząc z pokoju, zamykając go na klucz i schodząc po schodach. Usłyszałam tylko jeszcze jego westchnięcie. Podeszłam do miejsca, gdzie były drzwi wyjściowe z hotelu. Zgarnęłam z wieszaka dużą, szarą bluzę, po czym złapałam za klamkę, chcąc wyjść z pokoju. Powinno być już wystarczająco ciepło, by nie musieć chodzić w kurtkach…
- Wybacz, że musiałeś czekać – przeprosiłam chłopaka, widząc go razem ze szpicem przy jakiejś lampie. Ten zwrócił głowę w moją stronę, a Ren zaczął do mnie biec. W pewnym momencie skoczył, a ja złapałam go w swoje ramiona. Zaśmiałam się, gdy zaczął dobierać się do mojej twarzy. Zrobiłam krok przed siebie, patrząc wyczekująco na czarnowłosego. Podążał za mną wzrokiem, jednak nic poza tym, dopiero gdy postanowiłam przejść przez ulicę, ruszył za mną. Gdy znalazłam się z powrotem na chodniku, szpic wyskoczył z moich objęć, gładko lądując na trawie obok. Uśmiechnęłam się, patrząc przed siebie na drzewa rosnące wkoło, po czym zaczęłam powoli stąpać przed siebie. Jak dobrze, że wejście do parku jest tak blisko hotelu. Nie, że spacery mi przeszkadzają, jednak wolę, gdy wszystko jest blisko siebie. Wtedy przed moimi oczami pojawiło się jedno ze zdjęć z mojej rodzinnej miejscowości. Ciekawe skąd Damian pochodzi… Otworzyłam usta, by się go o to spytać, jednak zaraz usłyszałam jakieś głosy. Przeleciałam wzrokiem od jednego drzewa do drugiego, potem do trzeciego i tak dalej. Dużo ptaków, oj dużo. Gdy to sobie uświadomiłam, jak na zawołanie każdy zaczął coś mówić, a ja poczułam ucisk w głowie. Zatrzymałam się, przykładając dłoń do pulsującego miejsca.
- Gold, tabletki. Weź je, bo ci się pogorszy – wyraźnie zmartwiony głos Hachika zabrzmiał obok mnie. Spojrzałam na niego kątem oka, sięgając dłonią do torby po butelkę wody.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam pytanie ze strony Damiana. Nie patrząc na niego, skinęłam głową, wyciągając też z kieszeni spodni małe pudełeczko. Otworzyłam je, wysypując sobie jedną tabletkę na dłoń, po czym wzięłam ja do buzi, popijając wodą. W taki sposób powinno szybciej zadziałać… Jak pomyślałam, tak się stało. Już nie czułam tego nieprzyjemnego ucisku w głowie, więc się uśmiechnęłam, chowając wodę do torby a pudełko do kieszeni.
- Wybacz, musiałam wziąć leki – wyznałam, znowu idąc do przodu. Złapałam niepokojące spojrzenie chłopaka, którym mnie obdarzył, jednak je zignorowałam.
- Gold! Gold! Żuć mi piłkę! - zaczął piszczeć Ren, wybiegając przede mnie i kręcąc się w kółko. Zaśmiałam się, tym razem wyciągając z torby jedną z piłek. Wzięłam ją w dłonie, podrzucając i łapiąc. Już miałam się zamachnąć, by ją rzucić, gdy wpadłam na pewną myśl. Nieśmiało spojrzałam na czarnowłosego obok mnie, wyciągając w jego stronę zabawkę dla psa.
- Chcesz mu rzucić? - spytałam, delikatnie się uśmiechając, jak i zapewne rumieniąc.

                        Damian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz