czwartek, 20 kwietnia 2017

Damian - C.D Historii Sary

      Dostrzegam skromny rumieniec na jej twarzy i powoli wyciągam dłoń, aby pochwycić gumową piłkę. Odbieram ją od Sary i uśmiechając się spoglądam na Rena, który kręci się u mych stóp. Schodzimy na teren parku, gdzie pośród ogołoconych z liści drzew kluczymy przez chwilę, idąc w ciszy po wyłożoną żółtą kostką aleją. Szybko zaczyna mnie cieszyć ta dynamiczna różnica charakterów między dwoma psami dziewczyny: akita spokojnie drepcze po naszej prawicy, tu i ówdzie zatrzymując się aby zaznać dostępnych tylko dla zwierząt zapachów, jakie niesie świeża ziemia, ledwie odkryta ze śniegu. Czarny szpic natomiast szaleje i poszczekując bardziej do samego siebie, wyczekuje aż w końcu wezmę zamach i poślę gumową zabawkę gdzieś hen przed siebie. Nie mijają dwie minuty, a Sara zatrzymuje się i ze skromnym uśmiechem wskazuje polanę rozciągającą się za ławkami. Żwawym krokiem docieramy na ogołoconą z trawy ziemię, a Ren nie może posiąść się z rozkoszy.
- Zaraz mu się tyłek odkręci. - mówi Sara, a ja uśmiecham się pogodnie. Jest całkiem sympatyczna, a jej miłość do zwierząt wywołuje u mnie bardzo przyjemne odczucia. Faktycznie, szpic wywija swym ogonem tak bardzo, że zaczyna przypominać mały helikopter.
- Łap ją! - krzyczę czując piękne, niemalże dławiące uczucie w piersi i biorąc szeroki zamach, posyłam piłkę daleko w przód. Niewielki okrąg przecina szare niebo i znika gdzieś pośród nagich gałęzi krzewów. Ren z nieskrywaną radością zrywa się do biegu i wykrzykując swe radości, gna za kulistym kształtem.
- Niezły zamach - słyszę ze strony dziewczyny cichą pochwałę. Żałuję, że Sara nie wie jak wiele przyjemności sprawia mi sama możliwość spędzania czasu w czyimś towarzystwie.
W dodatku to, co prawda chłodne, ale jakże rześkie powietrze przynosi przyjemne odczucie w każdym oddechu. Dawno nie oddychałam pełną piersią, a tu proszę - pierwszy dzień w nowym otoczeniu, a ja już odnalazłem kogoś, kto z własnej woli decyduje się na zmarnowanie czasu na moją osobę.
- Niebo wygląda na wyjątkowo ciężkie, prawda? - pytam zadzierając głowę do góry i przyglądając się szarawemu nieboskłonowi.
Mimo swej sinawej barwy nadal nie mogę przestać zachwycać się faktem, że już od dziś będę mógł zawieszać na nim wzrok codziennie, bez obawy, że ktoś spróbuje mi tego zabronić.
- Racja, ale przy obecnej pogodzie raczej nie ma się co dziwić... - odpowiada, a ja poczuwam się nagle wyjątkowo śmiało. Dotychczas nie zdarzało mi się brzmieć tak... swobodnie. Natychmiast się peszę i odwracam wzrok, czując jak wstydliwy rumieniec oblewa moje policzki.
- W moim kraju o tej porze pewnie ściągalibyśmy kurtki. - wymrukuję szukając wzrokiem Rena.
- Tak? - w głosie Sary udaje mi się wyłapać zaciekawienie. Kieruje wzrok ku jej osobie w idealnym momencie, bo rude włosy akurat opadają jej na oczy gdy kontynuuje swą wypowiedź wieńcząc ją cichym pytaniem. - Skąd pochodzisz?
- Urodziłem się we Włoszech, ale sercem nigdy tam nie należałem... - unoszę rękę i przeczesuję włosy palcami wpatrując się w linię horyzontu. - Chyba wciąż szukam swojej mentalnej ojczyzny.
Miałem właśnie zapytać ją o to samo, gdy Hachiko podnosi się z ziemi i warcząc cicho stroszy futro. Staje sztywno przed nami i nastawiwszy uszu, kieruje się w stronę, gdzie zniknął Ren.
- Chodźmy za nim, Rena nie ma już długą chwilę. - mówi Sara, a ja twierdząco kiwam głową. Czując lekki niepokój, ruszam zaraz za nią i jej psim przyjacielem.

          Sara? Następnym razem postaram się szybciej c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz