poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Nehemia - C.D Historii Vincenta

     Bez zbędnych słów skinęłam głową, obracając w dłoni bronią, która natychmiast przetransformowała się w kluczyk, który po chwili wylądował w mojej kieszeni. Mężczyzna otworzył drzwi do lokalu i wpuścił mnie przodem do pomieszczenia, pogrążonego w półmroku. Młoda kelnerka przywitała nas zza lady, gestem ręki wskazując wolny stolik w jednym z trzech nieco lepiej oświetlonych kątów. Z zewnątrz lokal nie prezentował się jakoś bardzo dobrze, więc byłam pod wrażeniem ilości osób znajdujących się w środku, w dodatku zapach jedzenia unoszący się w powietrzu, tak cudownie kusił, że aż zaczęło mi burczeć w brzuchu, co nie zdarza mi się jakoś często.
Zajęliśmy miejsce przy niewielkim okrągłym stoliku i na dłuższą chwilę pogrążyliśmy się w menu, chociaż wydawało mi się, że Vincentowi nie jest to potrzebne. Odnosiłam raczej wrażenie, że chłopak jest wciągnięty w wir myśli, jednak zmusiłam się to zostawienia tego faktu w spokoju. W końcu nie była to moja sprawa. Przez następne pięć minut prześlizgiwałam się spojrzeniem po czarnych, drukowanych literach, układających się w nazwy potraw, które zupełnie nic mi nie mówiły. Nieczęsto miałam styczność z jedzeniem pochodzącym z tego typu lokali, więc można było rzec, iż w tych tematach jestem zielona. Jednak zapamiętałam jedną nazwę, którą fioletowowłosy wypowiedział kilkukrotnie, ravioli.   
      Więc kiedy podszedł do nas kelner, poprosiłam właśnie o to, mimo iż nie miałam pojęcia co to za potrawa, to jednak ufałam Vincowi na tyle, by zamówić to w ciemno. Mężczyzna w czarnym ubraniu zapisał moje zamówienie i popatrzył wyczekująco na mojego towarzysza, który wciąż wpatrywał się w otwartą przed sobą kartę. Ale gdyby jeszcze czytał to co tam było, to dałabym mu więcej czasu, jednak ja wyraźnie widziałam, że fioletowe oczy zupełnie nie skupiają się na tekście, przez moment wydawały mi się nawet zamglone.
Odchrząknęłam głośno, uderzając przywódcę w kolano pod stołem. Ten podskoczył wyrwany spośród myśli i popatrzył na mnie zdziwiony i może nieco zły, lecz szybko spostrzegł osobę trzecią, wciąż oczekującą jego zamówienia.
- Poproszę to co ona. - Powiedział szybko i schylił się nieznacznie, sięgając rękę do miejsca, w które go kopnęłam, po czym zwrócił się do mnie z udawaną urazą. - Nie musiałaś mnie kopać.
- Ktoś musiał cię wyciągnąć z myśli. - Wzruszyłam ramionami, zerkając kątem oka w stronę stolika niedaleko nas. Siedziała tam jakaś para, rozmawiająca przyciszonym głosem, który co jakiś czas się nasilał, najwyraźniej się kłócili. - Nie powinieneś się winić. - Rzuciłam swobodnie po długiej ciszy. Mężczyzna popatrzył na mnie nieco zdziwiony, po czym prychnął i zaśmiał się, starając ukryć to, że go zdradziłam. Tym razem ja teatralnie przewróciłam oczami, odchylając się nieco na krześle.
- Wymyślasz sobie nieistniejące rzeczy. - Zaśmiał się ponownie, opierając łokciami o krawędź koła. Zmrużyłam lekko oczy, przyglądając się uważnie fioletowym tęczówką, które w tym świetle przypominały raczej czarne.
- Nie wymyślam. Widzę. - Posłałam mu delikatny, złośliwy uśmieszek. - Może i nie znam się na ludziach, bo nie mam z nimi kontaktu na co dzień, ale... Ciebie obserwowałam już wystarczająco długo. - Pochyliłam się nad stołem i wskazałam palcem na własne oczy. - Przed nimi niewiele się ukryje.
       Kolejne kilka minut upłynęło nam w ciszy, przerywanej jedynie przez kłótnie pary, która jak się okazało dotyczyła mieszkania wynajętego przez mężczyznę. Kobiecie coś nie odpowiadało w miejscu, w którym znajdowało się lokum. No cóż, nie zawsze możemy mieć wszystko co chcemy.
- Vincent, wróć do mnie. - Powiedziałam, przyglądając się zamyślonej twarzy chłopaka. Z cichym westchnieniem oparłam głowę na ręce, a łokieć na stole. - Nie wiem co tak bardzo cię pochłania, ale musisz się od tego odciąć. Albo to z siebie wyrzucić. Ale musisz coś z tym zrobić, bo to odciąga cię od rzeczywistości, tak jak na tamtej uliczce. Sam dobrze wiesz, że nie jest tu dla nas bezpiecznie... - ściszyłam głos do szeptu, wypowiadając to zdanie - i musimy mieć oczy dookoła głowy, inaczej zginiemy. A ty jesteś przywódcą, powinieneś mieć czysty umysł, wolny od trosk...
Zamilkłam, gdy kelner postawił przede mną talerz zapełniony makaronem, po chwili podobna porcja wylądowała pod nosem fioletowowłosego. Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc uśmiech pojawiający się na jego ustach na widok talerza. Mężczyzna zabrał się do jedzenia, poprawiając sobie humor, ja natomiast przyglądałam się temu z rozbawieniem wypisanym na twarzy. W kilka krótkich minut wyczyścił cały talerz, a kiedy podsunęłam mu swój, prawie nietknięty popatrzył na mnie zdziwiony.
- Nie smakuje ci? - Zaśmiałam się, kręcąc głową.
- Smakuje, bardzo dobre. Ale porównując to do śniadanie, jakie wciągnąłeś ostatnio... - Skrzywiłam się z uśmiechem. - Kiepsko. Jedz, bo sama zacznę cię karmić, a to nie będzie przyjemne...

*ponad godzinę później*

      Mimo że było już dość późno i powinniśmy być już w hotelu, my wciąż byliśmy poza jego murami, siedząc teraz na dachu jakiegoś budynku mieszkalnego. Ciemniejące niebo wysypywało na siebie coraz większą ilość gwiazd, Vin siedział oparty o jakąś skrzynkę z urządzeniami, a ja tańczyłam do muzyki, płynącej z jednych z otwartych okien. Już kilkukrotnie próbowałam wciągnąć mężczyznę do swojej zabawy, jednak on stawiał opór.
Nie tańczyłam już tak dawno, że w pierwszych momentach obawiałam się, iż zapomniałam jak to robić. Ale szybko przekonałam się, że moje ciało doskonale pamięta wszystkie kroki. W pewnym momencie zaczęłam się nawet niekontrolowanie śmiać, co próbowałam w sobie zdusić, gdyż mogło to ściągnąć na nas niebezpieczeństwo. Przy entej z kolei piosence już nie wytrzymałam i po prostu złapałam przywódcę za rękę, ciągnąc do siebie na swój mini parkiet taneczny.
- Chodź!

             Vincent? Chwila beztroski? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz