niedziela, 16 kwietnia 2017

Nehemia - C.D Historii Vincenta

     Zerknęłam na fioletowowłosego, przysłaniając dłonią kocie oczy, które potrzebowały więcej czasu do jasnego światła. To była jedna z dwóch wad moich oczu, pierwszą był ich wygląd, który nie za specjalnie przypadł mi do gustu, mimo iż bardzo lubiłam koty.
Przeniosłam spojrzenie na Patricka, który spoglądał na nas groźnie, trzymając splecione ręce na wysokości klatki piersiowej. Próbowałam wykombinować coś na szybko, coś co mogłoby wyciągnąć nas z kłopotów, które na dobrą sprawę były moją winą. Co mogłoby go w udobruchać? Nie miałam nawet pomysłu z jakiej kategorii rzeczy to mogłoby być, przecież zupełnie nie znałam Patricka. To Vinc powinien próbować go wziąć jakoś na litość. Chociaż im dłużej patrzyłam na białowłosego chłopaka, tym większe miałam odczucie, że to nie jest możliwe.
- Ammm.... Bo widzisz, to tak zabawnie wyszło... - Zaczęłam, parskając nerwowym śmiechem. Zupełnie nie potrafiłam się skupić na słowach, czując na sobie wrogo patrzące na mnie oczy zastępcy. - Od długiego czasu siedzieliśmy w zamknięciu, bez dostępu świeżego powietrza, między czterema ścianami, Podejrzewam, że ty byś tego nie wytrzymał... - Ściszyłam głos, widząc jak oczy chłopaka znikając pod coraz bardziej mrużonymi powiekami. Odchrząknęłam cicho, zerkając panicznie na Vincenta, który ukradkiem oplótł mój nadgarstek palcami, po czym pochylił się nieco, szepcząc.
- Wiejemy. - W ułamku sekundy zostałam pociągnięta w stronę jego pokoju. Pośród ciszy zakłócanej naszymi śpiesznymi krokami i moim krótkim piskiem zaskoczenia, dało się jeszcze usłyszeć ponure mruknięcie zastępcy i jego obietnicę, że jutro się z nami rozliczy. I to jedno zdanie wystarczyło, bym zaczęła obawiać się jutrzejszego dnia.
Kiedy tylko drzwi się za nami zamknęły, wybuchnęliśmy śmiechem, który był rozładowaniem całego stresu i paniki, którą zasiał w nas zastępca i jego spojrzenie. Przez kilka długich minut nasze śmiechy wypełniały całe pomieszczenie, w którym zrobiło się bardzo duszno, więc gdy tylko trochę się uspokoiłam, podeszłam do okna i uchyliłam je, przysiadając na parapecie.
    Przetarłam twarz dłonią, otrzepując się z resztek panicznego śmiechu. Nigdy więcej czegoś takiego, naprawdę...
- Rick potrafi nastraszyć, co? - Delikatny śmiech przywódcy zwrócił moją uwagę. Podniosłam na niego spojrzenie, przez chwilę przyglądając się fioletowym kosmykom, które opadały mężczyźnie na czoło. Machnęłam tylko ręką, odwracając się w stronę okna.
- Nawet mi nie mów. Takiego zawału serca nie przeżyłam nawet, gdy zawisłam na krawędzi sceny... - Mruknęłam, podciągając nogi na gładką powierzchnię i opierając plecy o ścianę.
- Sceny? - Powtórzył niczym echo, spoglądając na mnie zaciekawionym wzrokiem. Uśmiechnęłam się delikatnie, mając dziwne przeczucie, że tym razem chłopak nie odpuści historii, chociażby tej najkrótszej.
- Nie odpuścisz opowieści, co? - Zerknęłam na niego, na co tylko pokręcił przecząco głową, kładąc się na łóżku. Zaśmiałam się, widząc jak Vinc układa się wygodnie na posłaniu, gotowy do wysłuchania moich wspomnień. - Ale co ja mam ci opowiedzieć?
- Wszystko. Cokolwiek.
Przewróciłam oczami, odwracając wzrok w stronę szyby, w której, na skutek palącego się w pomieszczeniu światła, widziałam odbicie swoich oczu. Przez chwilę zastanawiałam się od czego w ogóle powinnam zacząć całą historię, bo anegdot związanych z występami było całkiem sporo.
- Praktycznie od trzeciej klasy szkoły podstawowej byłam w szkolnej kapeli, jeśli można tak nazwać piątkę dzieciaczków występujących na każdym z możliwych festynów i większych spotkań. Dopiero w średniej szkole zaczęto brać nas na poważnie, zaczęliśmy dawać koncerty w różnych lokalach... Oczywiście skład kilkukrotnie się zmienił, pomijając mnie i taką... Hm... - Ściągnęłam brwi, starając się skupić w myślach, na przypomnieniu sobie imienia dziewczyny, która towarzyszyła mi odkąd tylko pamiętam. Jednak nie potrafiłam zebrać myśli do kupy na tyle, by je przeszukać w celu znalezienia interesującej mnie informacji. Ilekroć próbowałam zebrać wspomnienia, one uciekały mi, niczym rybki przed siatką rybacką. Pokręciłam lekko głową, podciągając kolana pod samą brodę. - Nie jestem w stanie przypomnieć sobie jej imienia. A szkoda, bo miała ładne imię... - Ziewnięcie zastąpiło przerywnik. - Tak mi się wydaje w każdym razie. Nie pamiętam...
- Jesteś śpiąca. - Kolejny śmiech Vinca, który przyciągnął moje spojrzenie. Pokręciłam tylko głową, naciągając kaptur na głowę, jakbym chciała się w nim schować przed prawdą. - Jesteś, a jeszcze kilka minut temu nie byłaś.
- Zasób mojej energii się skończył, co na to poradzę? - Wzruszyłam ramionami, naciągając materiał na oczy jeszcze bardziej. - To, że przez ostatnie dni się nudziliśmy nie znaczy, że spałam. Właśnie nie spałam. I jutro jest ten dzień, który cały prześpię, więc możesz pozdrowić ode mnie Patricka. - Uśmiechnęłam się chytrze, ściągając z głowy kaptur i aż uderzyłam głową w ścianę, widząc Vincenta stojącego tuż przede mną. Ujrzenie go tak blisko to było ostatnie czego się spodziewałam, szczególnie, że zupełnie nie słyszałam, by się podnosił. - Czego chcesz? - Spytałam naburmuszonym głosem, chowając się za własnymi nogami. Z każdą kolejną chwilą robiłam się coraz bardziej śpiąca; że też akurat dzisiaj musiał wypaść ten dzień, w którym musiałam wszystko odespać. Chociaż z drugiej strony, w pewien sposób ratowało mnie to przed Rickiem. Patrzyłam na uśmiechniętego mężczyznę, zastanawiając się jak szybko czmychnąć z tego pokoju, ponieważ wizja spania w nim, jakoś dziwnie mnie krępowała.

        Vinc? Ja się nie podpisuję pod tym, jak już mówiłam XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz