czwartek, 20 kwietnia 2017

Vivian - C.D Historii Otoi

     Ten dzień zapowiadał się raczej spokojnie; z samego rana postanowiłam, że dzisiaj nie spędzę całego dnia w pokoju, zamknięta w czterech, małych ścianach i wyjdę na zewnątrz, nawet, jeśli tylko po to, żeby posłuchać o czym mówią pozostali, czy po prostu ich poobserwować. Zawsze stanowiło to możliwość zapoznania się z kimś, chociaż nie miałam do tego zbytniego szczęścia... No ale nadzieja umiera ostatnia. I jest matką głupich, ale każda matka kocha swoje dzieci.
No dobra, w teorii - w praktyce mogło to wyglądać kompletnie inaczej, a to powiedzenie zwyczajnie traciło sens z każdą kolejną informacją, którą słyszałam na ten temat - a to niechcący, za życia, oglądając telewizję, a to teraz, kiedy podczas spacerów słuchałam rozmów ludzi. Nigdy nie zwracałam na siebie uwagi, a teraz było to jeszcze łatwiejsze i, mówiąc szczerze, zaczynałam dostrzegać w tym wszystkim plusy.
Poza tym coraz częściej zdarzało mi się usłyszeć jakieś przypadkowe urywki tego, co ci ludzie myśleli. Zawsze starałam się skupić na tym, by nie wdzierać się do ich umysłów, ale wiązało się to z bólem głowy, więc w końcu skupiłam się po prostu na próbach opanowania tego, chociaż w drobnym stopniu.
Cóż, chyba nie jestem w tych kwestiach zbytnio utalentowana. Nie będę po tym płakać.
      Na wyjściu z własnego pokoju się nie skończyło - przez dłuższy czas faktycznie kręciłam się po korytarzach, kompletnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić, ale w końcu wyszłam przed budynek, chociaż nie zamierzałam się oddalać - w sumie tylko przez to, że znowu nie byłoby mnie cały dzień... A w ten sposób mogło ominąć mnie dużo informacji. Mimo wszystko starałam się chociaż odrobinę angażować w to wszystko, co miało tu miejsce. Chociaż może bardziej był to lęk przed tym, że sama sobie nie poradzę, niż szczera chęć pomocy. Ale liczyły się fakty, to, że się starałam (na swój własny, niezbyt poprawny sposób), no i że nie robiłam większych problemów.
Do środka wróciłam dość szybko, głównie przez to, że zaczął mi doskwierać delikatny głód. Zaraz po tym miałam zamiar zamknąć się w swoim pokoju z książką...
Co zbytnio mi nie wyszło.
W sumie przyzwyczaiłam się do tego, że zdarza mi się na kogoś wpaść. Naprawdę, to wcale nie jest aż takie przerażające, po prostu się zdarza, po czymś takim trzeba żyć dalej, nie jest to znowu coś bardzo wartego uwagi. Ale nie sądziłam, że w tak krótkim czasie uda mi się (w domyśle: znowu) wpaść na kompletnie przypadkową osobę, na dodatek w tym wypadku chyba też kompletnie nową. Najbardziej przestraszyłam się tym, że mogły mi się zbić okulary.
U mnie normą jest, że zdarza mi się przestraszyć przez tak z pozoru błahe wydarzenia. Ucieszyło mnie, że chłopak nie zwrócił na to znowu tak wielkiej uwagi, chociaż nie rozumiałam, czemu uznał to za swoją winę - nie miał oczu z tyłu głowy... Chyba, że o czymś nie wiedziałam.
Był wyższy ode mnie (brawo Viv, jakby to się rzadko zdarzało, przecież jesteś taka wysoka, to nowość jakaś... A pff.), rudy i umazany w ketchupie. Te trzy rzeczy w sumie najbardziej rzuciły mi się w oczy, a już szczególnie ta ostatnia.
Patrzyłam na niego, kiedy wycierał twarz. Nie mogłam nic poradzić na to, że uśmiecham się jak idiotka na taki widok, a on chyba też zbytnio się temu nie dziwił. Nie codziennie widzi się kolesia całego w sosie... Ciekawe, co to był za wypadek.
    Wydawał się trochę... Roztrzepany? Nie, to nie jest dobre określenie. Ale było w nim coś, przez co nawet ja nie czułam się aż tak spłoszona jak zwykle. A może to wina tego, że po raz pierwszy zobaczyłam go w takim stanie? W każdym razie, to wszystko można było podsumować po prostu tym, że wydawał się przyjazny. Trochę bardziej od części mieszkańców, a w porównaniu z drugimi zdecydowanie bardziej.
Przyjrzałam się dokładniej jego twarzy, odruchowo poprawiając okulary. Nie był jakiś bardzo wysoki, ale i tak musiałam zadzierać głowę. Do czego już w sumie się przyzwyczaiłam, chociaż zaczynał powoli boleć mnie od tego kark. Za często.
- Jeszcze przy ustach - podsunęłam, starając się, by mój głos zabrzmiał w miarę normalnie. To też rzadko kiedy mi wychodziło. Chłopak natychmiast wytarł jeszcze raz usta, a ja na chwilę odwróciłam głowę w stronę lustra.
On przynajmniej mógł pozbyć się problemu, jakim była pomazana twarz...
Wyminęłam go, by nie tarasować przejścia i stanęłam trochę z boku, obok drzwi. On również się przesunął, ale nie zwróciłam na to jakiejś szczególnej uwagi.
- Jestem Vivian - powiedziałam po chwili wahania, głosem zdecydowanie cichszym niż wcześniej... No cóż, chyba nie dane mi kiedyś zabrzmieć normalnie. - Zgaduje, że niedawno przybyłeś... Z kim mam przyjemność, jeśli wolno spytać? - splotłam dłonie za plecami, delikatnie przekrzywiając głowę. Miałam cichą nadzieję, że głos mi nie drży... Ale nie odwróciłam wzroku.

                                              Otoya~?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz